Jacek Gmoch: To Euro nam się należało

W tej chwili Ukraińcy to nasi bliźniacy. Mistrzostwa wszystkich zjednoczyły - mówi były selekcjoner reprezentacji Polski Jacek Gmoch, który z bliska widział, jak kilka lat temu Grecja od podstaw budowała obiekty na igrzyska olimpijskie

Z Jackiem Gmochem rozmawia Grzegorz Rudynek

Rewelacja!

I to jaka! Dla nas, Ukraińców, dla całego sportu. Mistrzostwa Europy wprowadzą nas na wyższy poziom sportowy i cywilizacyjny. Trudno tak na gorąco to wszystko ogarnąć słowami.

Komu zawdzięczamy ten sukces?

Wszystkim ludziom piłki. Każdy lobbował na swój sposób. Ja w Grecji, swoje robili Heniek Kasperczak, Zbigniew Boniek. Brawa należą się przede wszystkim ludziom pracującym w kraju. Przecież walczyli o mistrzostwa, gdy szalała korupcja, sędziowie trafiali do aresztu. Nie zapominajmy o Ukraińcach, którzy w tej chwili są naszymi bliźniakami. Choć chyba nasz wkład jest większy, polski futbol ma większą tradycję i w Europie jest lepiej rozpoznawalny. To także olbrzymi sukces prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Wiktora Juszczenki.

Polska delegacja jako jedyna w Cardiff była reprezentowana na tak wysokim szczeblu.

Otóż to. Tak nietuzinkowych postaci działacze UEFA nie mogli zlekceważyć. Oni stanowili gwarancję, że to wszystko, co pokazaliśmy na prezentacji, jest wykonalne. UEFA nie mogła pozostać na to obojętna. Widziała to zjednoczenie, a my wszyscy doceńmy, jak we współczesnym świecie ważny jest pierwiastek sportu. Chyba nie będzie to zbyt dalekie porównanie, gdy przypomnimy czasy antyczne i zawieszanie wojen na okres igrzysk.

Widział Pan w polskiej piłce wiele. Lata chude i tłuste. Spodziewał się Pan, że i coś takiego się wydarzy?

Teraz wszyscy będą opowiadać, jak to wierzyli, że dostaniemy mistrzostwa. Ale w moim przypadku można sprawdzić, co mówiłem. Powtarzałem, że przecież tak wielkiej imprezy w zasadzie nie było na wschód od Łaby. Ale drużyny z naszej części Europy odnosiły sukcesy. Była epoka ZSRR, epoka bułgarska, węgierska, polska. Dlatego to Euro nam się należało i byłem pewien, że je dostaniemy.

Po euforii przyjdzie czas na wytężoną pracę i organizację.

I nie możemy powtórzyć błędów Greków. Z bliska obserwowałem, jak przygotowywali się do igrzysk w 2004 roku, a wcześniej starali się o nie w 1996 roku na stulecie nowożytnego ruchu olimpijskiego. Właśnie dziesięć lat temu mieli pobudowane stadiony, większość była gotowa. W 2004 roku tylko je lekko zmodernizowali. Ale to wszystko powstało w oparciu o stare technologie. Efekt jest taki, że obiekty są puste, nie zarabiają na siebie. Austriacy i Szwajcarzy, którzy zorganizują Euro w przyszłym roku, już tego błędu nie popełnili. Ich obiekty to nie tylko boiska, ale też centra handlowe, bary, siłownie. Nawet szkoły. Tego typu placówki na stadionie muszą stanowić nawet 30 proc. powierzchni obiektu i tego wymaga Unia Europejska, przyznając dotacje na budowę. Grecy swoje stadiony budowali ciut za wcześnie i teraz są one ciężarem dla budżetów miast.

Grekom musiało coś zostać?

Oczywiście. Ateny są teraz inaczej, lepiej, postrzegane w świecie. W całym kraju zostały drogi. Tego nikt Grekom nie zabierze.

Wyobraża Pan sobie maj lub czerwiec 2012 roku. W Warszawie za chwilę rozegrany zostanie mecz otwarcia mistrzostw Europy Polska - Anglia.

Piękna sprawa. Porównać to mogę tylko z widokiem pełnego rozentuzjazmowanych ludzi Stadionu Dziesięciolecia w Warszawie, gdy jako młody chłopak oglądałem nasz mecz z ZSRR. To było wspaniałe przeżycie. Mam nadzieję, że moje pokolenie będzie mogło znów coś takiego przeżyć. I to jeszcze na odnowionym Stadionie Dziesięciolecia. Albo na nowym stadionie Legii (śmiech).

Copyright © Agora SA