A wszystko zaczęło się fenomenalnie. Kamil Stoch poszybował na odległość 129 m. W jego kolejce tylko świetny Simon Ammann był lepszy. Zaświtała nadzieja na medal, tym większa że pewni kandydaci do podium - Finowie stracili mnóstwo punktów na wpadce Arttu Lappiego, który uzyskał w pierwszym skoku tylko 104,5 m.
W drugiej serii Piotr Żyła utrzymał pozycję Polski w czołówce. 115 metrów z obniżonego rozbiegu okazało się na tle rywali bardzo dobrym skokiem. Polaków wyprzedzili jedynie Austriacy - pewni kandydaci do złota.
W trzeciej serii wielkie nadzieje pękły jak bańka mydlana. Mateja skoczył tylko 106 m. Polska spadła na szóstą pozycję.
Sytuację uratował jeszcze Adam Małysz. 133,5 m w czwartej kolejce znów przywróciło nadzieję Polakom. Do trzecich Japończyków Polacy tracili jedynie trzy punkty! Finowie i Niemcy już nie liczyli się w walce o medale.
W drugiej serii Stoch skoczył trochę słabiej (120 m), Żyła nieźle w porównaniu do rywali w swojej kojce. Była szansa, by przy bardzo dobrym skoku Małysza powalczyć o medal. Niestety Mateja skoczył jakby debiutował na wielkiej imprezie. Uzyskał 94,5 m. To była kompromitacja. Polska spadła na ósme miejsce i tylko drugi świetny skok Małysza podniósł Polskę na piąte miejsce. Polacy utrzymali miejsce z igrzysk w Turynie, ale pozostał niedosyt medal był bardzo blisko.
Brązowy medal wywalczyli niespodziewanie Japończycy. Niespodziewanie, bo w tym sezonie gospodarze mistrzostw świata nie spisywali się najlepiej, a w sobotnim konkursie indywidualnym wręcz rozczarowali.
Złoty medal zgodnie z przewidywaniami wywalczyli Austriacy, którzy o blisko 50 punktów wyprzedzili Norwegów.