Tydzień w lidze koszykarzy: W poszukiwaniu Polaków

Od tego sezonu Polska Liga Koszykówki wprowadziła dziwny zapis w regulaminie. Polacy muszą być już nie tylko w składzie (co najmniej czterech wpisanych do protokołu), ale jeden z nich także w każdym momencie meczu na boisku.

Co z tego wynika? Że jeśli klub ma w składzie dwóch lub trzech solidnych polskich ligowców, zdejmując jednego z nich z boiska, musi pamiętać, żeby innego wprowadzić (często na zupełnie inną pozycję), nawet jeśli pozostali czterej gracze spisywali się świetnie. Zmiany podwójne czy potrójne, które każdemu trenerowi utrudniają życie, będą teraz codziennością. Nie wspominając też o tym, że jeden Polak musi znaleźć się w pierwszej piątce, co w wielu klubach wcale nie jest oczywiste.

Trzeba zobaczyć na żywo, jak wyglądają mecze zespołów ekstraklasy, żeby zrozumieć, jakie kłopoty to wszystko powoduje. Oczywiście w turniejach towarzyskich, które obserwowałem w ten weekend, ten zapis nie obowiązywał, ale i tak przepis trzeba było mieć "w pamięci". Zupełnie musieli o nim zapomnieć w Prokomie Trefl Sopot, który ma trzech Polaków w dwunastce i wszyscy oni (Adam Wójcik, Filip Dylewicz i mający nasze obywatelstwo Jeff Nordgaard) dostali wolne, po tym jak z reprezentacją Polski grali w eliminacjach ME. W turnieju w Słupsku na boisko rzadko wchodzili więc tylko uzupełniający skład juniorzy, a w ostatnim meczu - z Energą Czarni Słupsk - grali wyłącznie obcokrajowcy.

Trener Energi Igor Griszczuk też w pierwszej piątce wypuścił na boisko samych obcokrajowców, bo ma ich w zespole aż sześciu. Pierwszy Polak, Przemysław Frasunkiewicz, pojawił się w 10. min. A miał w ogóle nie grać, bo w piątek odniósł kontuzję kolana. Pozostałych Polaków (Huberta Radkego, Marcina Fliegera i Tomasza Zabłockiego) trener Griszczuk w ogóle nie wysłał do gry. Widać nie uznał ich za godnych występu przeciwko mistrzom Polski, ale co będzie, kiedy Frasunkiewicz - pewniak do pierwszej piątki w tej sytuacji - odniesie poważniejszy uraz?

Obcokrajowcy będą także ważnymi zawodnikami w Anwilu Włocławek, Polpaku Świecie, Kotwicy Kołobrzeg, Kagerze Gdynia, Śląsku Wrocław czy Stali Ostrów, gdzie trenerzy cały czas będą musieli być czujni. Choć na przykład w Kagerze poradzili sobie w prosty sposób, zatrudniając tylko Polaków na pozycję niskiego skrzydłowego.

Z takich przepisów najbardziej oczywiście ucieszyli się zawodnicy. Na przykład tacy jak Nordgaard, który w Prokomie w poprzednim sezonie grał niewiele. - Teraz, kiedy Adam Wójcik czy Filip Dylewicz się zmęczą albo będą mieli kłopoty z faulami, trener będzie musiał wpuścić mnie. I to bez względu na to, jak dobrze będzie w tym momencie grał mój kolega z pozycji skrzydłowego Jasmin Hukić. Sorry, Jasmin, może rzuciłeś właśnie 30 punktów, ale muszę grać ja, bo jestem Polakiem - śmieje się Amerykanin, słusznie punktując absurdy nowego regulaminu.

Te zmiany bowiem nic dobrego nie przyniosą. Jeśli nadal z polskimi młodymi zawodnikami nie będzie się pracować na treningach, to wysyłanie ich na boisko na siłę skazuje ich na kompromitację. A że jest z kim pracować, pokazują przykłady pojedynczych Polaków, którzy wbrew niechęci trenerów i prezesów mimo wszystko się przebili. Na przykład 20-letniego Pawła Kikowskiego z Kotwicy Kołobrzeg, który w sobotę w sparingu z Kagerem świetną obroną zatrzymał najlepszego strzelca rywali Michaela Kueblera. Albo o dwa lata starszego Łukasza Wiśniewskiego, który od lat krążył gdzieś po niższych ligach, a w niedzielę - rzucając 13 punktów dla Polpaku Świecie - przyczynił się do wygranej nad Śląskiem Wrocław. A ich obecności na parkiecie nie wymusiła wcale nowa ustawa narodowościowa wprowadzona przez PLK.

Kolejność w turniejach towarzyskich. Słupsk: 1. Prokom Trefl Sopot, 2. Śląsk Wrocław, 3. Polpak Świecie, 4. Energa Czarni Słupsk. Gdynia: 1. Kotwica Kołobrzeg, 2. Kager Gdynia, 3. Stal Ostrów, 4. Polpharma Starogard. Ventspils (Łotwa): Anwil Włocławek zajął drugie miejsce, po porażce z Dynamem Moskwa Region i wygranych z BK Ventspils i Plannją Lulea (Szwecja). Körmend (Węgry): Znicz Jarosław wygrał turniej po zwycięstwach nad ZTE Zalaegerszeg, Marc Körmend i Furstenfeld (Austria).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.