Polska - Finlandia 1:3. Dramat w Bydgoszczy

Po mundialu wydawało się, że kadra nie może grać w piłkę gorzej niż w Niemczech. Okazało się, że może. Po żenującym występie Polska, bez walki, zaangażowania i ambicji przegrała w Bydgoszczy z Finlandią 1:3. KOMPROMITACJA

Michał Pol: Polacy na deskach

Dariusz Wołowski: Piłkarscy parodyści

Polska - Finlandia 1:3 - relacja "Z czuba"

Zobacz zdjęcia z meczu

Pierwsza połowa była żenująca. Dość powiedzieć, że Polacy oddali w niej jeden celny strzał (i jeden niecelny), a Finowie - żadnego. Ale, paradoksalnie, to goście byli bliżej strzelenia gola. W 40. min bardzo słabo grający, wystraszony od pierwszej do ostatniej minuty Jakub Błaszczykowski tak wycofał piłkę pod własne pole karne, że Jonatan Johansson był sam na sam z Jerzym Dudkiem. W ostatniej chwili piłkę spod nóg Fina wybił Arkadiusz Głowacki. Wcześniej po akcji z kilkoma podaniami z pierwszej piłki (dla Polaków rzecz nieosiągalna) Teemu Tainio strzelił tuż obok słupka.

W ofensywie Polacy grali słabo. Finowie nie pozwolili im na nic. - Chcemy w Polsce zremisować - zapowiedział angielski trener Skandynawów Roy Hodgson. I tak właśnie ustawił swoją drużynę. Z żelazną konsekwencją grali w tyłach, a przed bramką Jussi Jaaskelainena stało przynajmniej pięciu zawodników w niebieskich koszulkach. Pięciu, gdy Finowie mieli piłkę. Wszyscy - kiedy atakować próbowali Polacy.

Przez 45 minut oglądanie meczu było karą. Wyróżnić nie było kogo. Smutno wyglądała nasza reprezentacja. Bez błysku, lidera, kogoś, kto cokolwiek mógłby zrobić. Twardzi jak skały Finowie z łatwością rozbijali niemrawe próby, a pomysł grania wysokich piłek do niskiego Tomasza Frankowskiego i zmuszania go do walki w powietrzu z Sami Hyypią był beznadziejny. Napastnik Tenerife miał takie szanse, jak Gołota w walce z Tysonem. Schodzących na przerwę zawodników żegnały gwizdy.

W przerwie Leo Beenhakker (pierwszą część oglądał często zasłaniając twarz rękami) zrobił dwie zmiany. Beznadziejnego Błaszczykowskiego (niech wraca do młodzieżówki) zmienił Ireneusz Jeleń, a przewracającego się o własne nogi Szymkowiaka - Ebi Smolarek. Krzynówek przeszedł do środka. Zmiany wprowadziły niewielkie ożywienie. Ale nadal nie było akcji zakończonych strzałem. A pierwszy rzut rożny (50. minuta) wykonany został źle.

Trzy minuty później Jerzy Dudek katastrofalnie wybił piłkę. Za lekko, źle. Wprost w jednego z Finów. Piłkę dostał w polu karnym Jari Litmanen i "podcinką"; trafił do siatki. Niedawno takie gole zdobywał Frankowski. Później Polacy próbowali strzelać z daleka, ale to były uderzenia anemiczne. Z prawej strony dobrze spisywał się najlepszy z Polaków Ireneusz Jeleń, ale żadne z jego podań nie dochodziło do kolegów. Nawet jak minął rywala, ale jako jedyny podejmował ryzyko, grał jeden na jednego. Czas płynął, a Beenhakker z rękami w kieszeni chodził w okolicy ławki wściekły jak lew w klatce.

W 68. min kibice zerwali się z miejsc, ale strzał Smolarka z kilku metrów obronił fiński bramkarz, a po rzucie rożnym i strzale Marcina Wasilewskiego minęła słupek. To były najlepsze sytuacje Polaków w tym meczu.

W 73. min nastąpiło rozstrzygnięcie. Głowacki przepychał się w polu karnym z jednym z rywali. Faulowali obaj, ale sędzia uznał, że przewinił Polak i podyktował karnego oraz wyrzucił obrońcę Wisły z boiska. Litmanen pewnie wykorzystał karnego.To był koniec marzeń choćby o remisie. A, prawdopodobnie także o pierwszym w historii awansie do finałów mistrzostw Europy.

Jakiś zdesperowany kibic zaśpiewał nawet "Paweł Janas". A później Mika Vayrynen przelobował Dudka. I dopełnił upokorzenia, wstydu i kompromitacji Polaków.

Jedynym jasnym błyskiem był piękny gol Łukasza Garguły. Przejął piłkę przed polem karnym, świetnym zwodem oszukał fińskiego obrońcę i lewą nogą potężnie strzelił z dystansu. Jaaskelainen rzucił się w prawo, ale po prostu nie miał szans.

Ale to nie mogło przesłonić tragicznego poziomu gry Polaków. "Do domu" - zaśpiewało kilkanaście tysięcy ludzi. Po ostatnim gwizdku Polacy, jak niepyszni, uciekli biegiem do szatni. Bydgoska publiczność pożegnała reprezentantów gwizdami.

A jeżeli chodzi o grę Jerzego Dudka, jest to prawdopodobnie koniec jego gry w reprezentacji. Z tak skandalicznym poziomem bronienia nie ma czego w niej szukać.

Copyright © Agora SA