Monika Pyrek ostatnio walczy nie tylko z rywalkami i poprzeczkami, ale także z przeciwnościami losu. Jej własne tyczki zaginęły i podczas dwóch ostatnich startów korzystała z pożyczonych. Okazało się, że z niezłym wynikiem - w Monako była druga, w Brukseli - trzecia. Teraz przygotowuje się do startu w środowym mityngu Pedro's Cup. Polskich kibiców z pewnością nie mniej niż wyniki Moniki interesuje to, czy pokona najlepszą tyczkarkę świata Jelenę Isinbajewą. Nie jest to niewykonalne, o czym mogliśmy się przekonać pod koniec lipca, kiedy to w Sztokholmie Rosjanka musiała uznać wyższość Polki.
Z Moniką Pyrek rozmawia Adrian Dąbek
Najwyraźniej wchodzi mi to w krew (śmiech). Szkoda, że nie skakałam na swoich, bo przez to nie najlepiej rozpoczynam, ale z drugiej strony uzyskałam trzeci najlepszy wynik w tym sezonie.
Niestety, wydaje się, że zaginęły bezpowrotnie. Na lotniskach nie mają jakiejkolwiek informacji, gdzie mogą być tyczki. Nie sądzę, żeby się kiedykolwiek odnalazły. Korzystam z tyczek pożyczonych od Tatiany Grigoriewej, która nie startuje w najbliższym czasie.
Do tego potrzebowałabym ogromnego szczęścia. Chciałabym bardzo ją uszczypnąć, trochę jej przeszkodzić w wygrywaniu, ale Rosjanka w tym roku często skacze ponad 4,80 m. Rekordu świata raczej nie pobije, ale na te 4,80 m stać ją. Ja jestem jednak pełna nadziei. Szkoda wielka, że nie będę mogła skakać na własnym sprzęcie, ale z drugiej strony z każdym kolejnym startem coraz pewniej czuję się z zastępczym.
Niby jest jakaś stabilizacja, ale chciałabym, żeby ona była na wyższym poziomie, na 4,70. No i chciałabym wreszcie pokonać to swoje upragnione i zaklęte 4,80. Być może w środę na polskim terenie, przed polską publicznością i przy wymagających rywalkach mi się to uda.
Nie lubi, jak jest wiatr wieje w twarz. Tak było chociaż w Sztokholmie. Ale nie jest to żaden słaby punkt, bo ja też wolę, jak mi wiatr wieje w plecy (śmiech).
Ciężko mi mówić o sobie. Technikę mam raczej ustabilizowaną, cały czas pracuję nad siłą i gimnastyką. Do perfekcji jeszcze mi trochę brakuje.
23 stopnie i wiatr w plecy. No, mogą być nawet 24.
Fajnie by było, jakby się odnalazły, ale prawdę mówiąc, straciłam już nadzieję. A co do życzeń, to przede wszystkim szczęścia do pierwszych prób. No i uporania się z tym 4,80.