Marion Jones brała EPO

Trzykrotna mistrzyni olimpijska z Sydney miała pozytywny wynik testu podczas czerwcowych mistrzostw USA - twierdzą amerykańskie media

Choć nazwisko Jones od miesięcy pojawiało się w kontekście dopingowych śledztw, to dopiero teraz złapano ją na gorącym uczynku i prawdopodobnie zostanie zdyskwalifikowana na dwa lata. Prawdopodobnie - bo sprawa na razie jest bardzo tajemnicza.

Nie ma jeszcze oficjalnego potwierdzenia, że wynik badania próbki moczu pobranej od Jones w czerwcu w Indianapolis dał wynik pozytywny. O tym, że tak było, agencja Reuters i kilka gazet, m.in. "Washington Post" i "L.A. Times", dowiedziały się w weekend od anonimowego informatora, który prawdopodobnie pracuje w jednym z amerykańskich laboratoriów. W relacjach występuje jako "osoba znająca wyniki testów". Z jego opisu wynika, że u Jones wykryto obecność EPO, czyli erytropoetyny, środka zwiększającego dopływ tlenu do krwi, przez co mięśnie są zdolne do zwiększonego wysiłku.

Podczas mistrzostw USA 30-letnia Jones wygrała bieg na 100 m (11,1 s), zdobywając 14. tytuł mistrzyni kraju.

Nikt nie chce jednak oficjalnie potwierdzić, że Jones wpadła. Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA), Amerykański Komitet Olimpijski i federacja lekkoatletyczna odmawiają komentarzy. - Nie będziemy komentować sprawy, dopóki nie będą znane wyniki próbki B - powiedział też Pierre Weiss, sekretarz generalny Międzynarodowej Federacji Lekkoatletycznej (IAAF). Dodał jednak, że nie rozumie zachowania amerykańskiego laboratorium, któremu badanie jednej próbki zajęło ponad dwa miesiące. - Przecież test był w czerwcu. Zbadanie próbki B zajmie dwa tygodnie, czyli miną w sumie aż trzy miesiące od badania do oficjalnych wyników. To niedopuszczalne - grzmiał Weiss. Wody w usta nabrała też Jones, która, powołując się na problemy rodzinne, zrezygnowała ze startu na mityngu Golden League w Zurychu. Najpewniej pojechała jednak naradzić z prawnikami, jak się bronić. - Marion jest czysta. Nigdy nie brała dopingu - powiedział na początek jej agent Rich Nichols. - To bzdury! Czuję tu jakiś spisek - wtórował mu Steve Riddick, trener sprinterki.

Na początku było BALCO

Nazwisko Jones pojawia się w kontekście dopingu od kilku lat. Na nielegalnym wspomaganiu złapano przed laty jej byłego męża, kulomiota C.J. Huntera, który opowiadał potem prasie, że żona też się szprycowała. - Sam robiłem jej zastrzyki - mówił. Jego słowa to było jednak za mało. Innych dowodów nie było i Jones nie skazano.

Najgłośniejsza była zeszłoroczna afera BALCO. To nazwa laboratorium w Los Angeles, które dostarczało czołowym sportowcom w USA środki dopingowe. W kręgu podejrzanych byli m.in. Tim Montgomery i Marion Jones. Aresztowany przez FBI szef laboratorium Victor Conte też chętnie opowiadał później, że sam rozpisywał Jones jak, kiedy i czym ma się szprycować. Na czas śledztwa Jones przerwała starty, ale ponieważ nigdy nie zawaliła testu dopingowego, a bezpośrednich dowodów przeciw niej nie było, mogła wrócić do sportu. Montgomery w wyniku afery BALCO został zdyskwalifikowany na dwa lata, bo dowody były mocniejsze.

Po 11-miesięcznej przerwie w startach organizatorzy wielu mityngów nie zapraszali Jones. Szczególnie w Europie była uważana za persona non grata, ale gdy Amerykanka zaczęła uzyskiwać świetne wyniki, powoli wróciła do wielkiego ścigania. Trzy spośród pięciu najlepszych wyników na świecie w tym roku na 100 m należą do Jones (jej najlepszy rezultat to 10,91 s). Szybsza od niej była jedynie reprezentująca Jamajkę Sherone Simpson. W Zurychu była jedną z faworytek do złota.

Pracował z nią trener Gatlina

Sprawa Jones jest trzecim skandalem dopingowym z udziałem amerykańskiego sportowca z najwyższej półki w ostatnich tygodniach. O stosowanie dopingu zostali niedawno oskarżeni Floyd Landis - zwycięzca kolarskiego Tour de France - oraz Justin Gatlin, współrekordzista świata na 100 m. W ich przypadku jest już po padaniu próbki B, ale jeszcze przed oficjalną dyskwalifikacją. Trwają żmudne procedury odwoławcze. Landisowi grozi dwuletnia kara, Gatlinowi - dożywotnia, bo w college'u złapano go na braniu amfetaminy (jest recydywistą).

Sprawy Gatlina i Jones się łączą. Obecny trener Gatlina Trevor Graham (to ten, który zaklinał się, że Amerykanin jest niewinny, a krem z dopingiem wtarł mu niepostrzeżenie w nogę mszczący się za zwolnienie z pracy masażysta) pracował w 2000 r. z Marion Jones. To właśnie pod jego wodzą Amerykanka zdobyła pięć medali na igrzyskach w Sydney, w tym złote na 100, 200 i w sztafecie 4 x 400 m. Teraz Graham jest jednym z głównych podejrzanych w śledztwie prowadzonym przez USADA i IAAF.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.