Za skandal zapłaci cały włoski futbol - analiza Rafała Steca

Słynny turyński klub wróci do Ligi Mistrzów w 2009 roku lub jeszcze później, a surowe wyroki po korupcyjnym skandalu wpędzą w kryzys cały włoski futbol.

Z degradacją niedoszli mistrzowie Italii (odebrano im dwa ostatnie tytuły) pogodzili się już dawno, za przesadę uznali natomiast obarczanie ich 30 punktami ujemnymi na starcie rozgrywek, co właściwie uniemożliwia im powrót do elity po jednym sezonie. Kiedy jednak wspomnieć ubiegłe lato, turyńczycy zostali potraktowani wręcz łagodnie. Genuę, której po awansie do Serie A udowodniono "ustawienie" wyniku jednego meczu, zepchnięto wówczas do Serie C1, tymczasem Juventus zbudował sieć powiązań sędziowsko-działaczowskich wspierającą drużynę przez dwa pełne sezony.

Tak czy owak ogarnięty obsesją calcio kraj mistrzów świata wciąż czeka na ostateczne rozstrzygnięcia, bo do 25 lipca odwołania rozpatrzy trybunał apelacyjny, po decyzji którego kluby zamierzają szukać sprawiedliwości w kolejnych instancjach: Komisji Rozjemczej Włoskiego Komitetu Olimpijskiego, sądach powszechnych, Sportowym Trybunale Arbitrażowym w Lozannie, a nawet Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu. A protestują wszyscy ukarani: Fiorentina (spadek do Serie B i 12 pkt ujemnych), Lazio (Serie B i 7 pkt ujemnych) oraz Milan (zostaje w Serie A, ale rozpocznie sezon z 15 pkt ujemnymi i nie wystąpi w Lidze Mistrzów). Według pesymistów determinacja klubów może opóźnić start rozgrywek o kilka miesięcy.

Przez Juve zbiednieją wszyscy

Juventus walczy niemal o przetrwanie. Jeśli sankcje zostaną utrzymane, radykalnie spadną jego wpływy sponsorsko-reklamowo-telewizyjne i straty sięgną być może pół miliarda euro. Nastąpi także totalna wyprzedaż; spośród gwiazd w klubie pozostanie jedynie bezwarunkowo lojalny Alessandro Del Piero, o którego zresztą nie bije się pół Europy, ponieważ to już sława przebrzmiała. 30 pkt straty może wręcz skazać Juventus na walkę o utrzymanie w drugiej lidze. Potrzebowałby on przecież kompletu zwycięstw w 10 początkowych kolejkach, by wydobyć się z ostatniego miejsca w tabeli, a i do tego potrzebowałby rywala z zerowym dorobkiem punktowym. Tymczasem zanosi się na niezwykle mocną konkurencję - z Lazio i Fiorentiną, a także marzącym o powrocie do elity Napoli.

Gdyby więc nawet spełnił się scenariusz skrajnie optymistyczny, turyńczycy wróciliby do Europy za wiele lat. Jesienią 2008 roku mogliby znów zagrać w Serie A i musieliby natychmiast bić się o tytuł, by kilkanaście miesięcy potem awansować do Champions League. Co wymagałoby od Didiera Deschampsa trenerskich cudów, czyli błyskawicznej budowy - zaczynając niemal od zera - wielkiej drużyny, bowiem awansu do najwyższej klasy nie wywalczą raczej europejskie gwiazdy.

Finansowo stracą na zapaści Juventusu i pozostałych potęg wszyscy. Serie A stanie się mniej atrakcyjna, a prawa do Serie B wykupiła państwowa Rai, która nikomu dodatkowo nie zapłaci. Zdegradowani bogacze nie wydadzą milionów na transfery, więc nie wesprą budżetów mniejszych klubów. Nie wyda ich także ocalony Milan, który nie zarobi na Lidze Mistrzów. Jego strat nie zrekompensują całemu calcio występy Chievo i Palermo, bo one ani nie podbiją Europy, ani nie przyciągną gigantycznej widowni telewizyjnej.

Tylko Arsenalu Włosi nie obchodzą

Włosi nie tylko więc nie powstrzymają emigracji gwiazd, ale wręcz nabierze ona przyspieszenia. Najbogatsza kiedyś liga świata od lat traci osobowości lub nie potrafi ich skusić (Zidane, Ronaldo, Ronaldinho, Beckham, Robben, Cassano, Drogba, ostatnio Ballack i Szewczenko), zadowalając się ściąganiem weteranów (Figo) i nielicznymi międzynarodowymi hitami transferowymi (Vieira). Dotąd były to jednak ubytki głównie marketingowe, bowiem z europejskiej czołówki potentaci Serie A nie wypadali. Teraz grozi im też stagnacja sportowa. Większość gwiazd Juve spogląda bowiem za granicę, a moc przyciągania nowych włoskich liderów słabnie. Milan nie zagra w Lidze Mistrzów (ale chce bramkarza Gianluigiego Buffona), Romy na ambitne ruchy personalne nie stać, na Chievo czy Palermo następny Ronaldinho nawet nie spojrzy. Zostaje Inter Mediolan, upadła potęga kojarzona z notorycznymi klęskami, który gorączkowo zabiega o napastników Zlatana Ibrahimovica (Juve) i Lukę Toniego (Fiorentina).

Zyskają przede wszystkim konkurenci z Hiszpanii oraz Anglii, choć i tureckie Fenerbahce wykłada 18 mln euro za Trezegueta. A poza tym? Trener Fabio Capello wybrał już Real Madryt, a za nim podążą być może Cannavaro, Zambrotta oraz Emerson; za Thurama trzy miliony euro oferuje ponoć londyński Tottenham (może przebije go Barcelona); Vieirę chce Manchester Utd, a Camoranesiego - Liverpool. Nawet Kaka, wciąż pierwszoligowiec, nie wykluczył odejścia do Realu, jeśli tylko "Milan się zgodzi", a jego klubowego kolegę Alessandro Nestę kusi Chelsea. Tylko trener Arsenalu ogłosił, że włoskie gwiazdy go nie interesują.

Jest jednak i dobra wiadomość. Spadająca ostatnio gwałtownie cena akcji Juventusu wzrosła po werdykcie o kilka procent. Turyńczycy nie spadli do trzeciej ligi, to udziałowcy są w siódmym niebie. Uradowany piłkarz Chiellini ogłosił nawet, że jest gotów wypełnić kontrakt wygasający w 2009 roku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.