Rafał Stec: Trzeba zabić tę miłość?

Kto chce nam zepsuć mundial? Czy futbol to szwindel? Czy kibicowanie ma jeszcze sens?

Dlaczego te fundamentalne pytania musimy zadawać sobie akurat tuż przed mistrzostwami świata? Czy kilkudziesięciu związanych z futbolem Włochów - od uznanych sędziów, przez klubowych dyrektorów, po dziennikarzy - podejrzewanych przez prokuraturę o "współtworzenie grupy przestępczej" lub "oszustwo sportowe" (oba paragrafy grożą więzieniem) to czarne owce w stadzie niewinnych jagniątek, czy pechowcy, którzy cierpią za miliony, bo wokół piłki kręcą się wyłącznie typy spod ciemnej gwiazdy? Czy sponsor reprezentacji Polski wycofał z reklam jej gwiazdy, bo ich nieobecność w kadrze na MŚ zaszokowała tylko niewtajemniczonych? Czy holenderscy pierwszoligowcy rzeczywiście przyjmowali łapówki, by ktoś zarobił, obstawiając ich wyniki u bukmacherów? Czy tamto śledztwo zakończy się przed mundialem?

Czy jeśli dyrektor Juventusu Luciano Moggi "sfałszował" - jak twierdzi prokuratura - wyniki 29 z 38 kolejek poprzedniego sezonu Serie A, to trzeba wyjątkowego szczęścia, by trafić na weekend z włoskim calcio będący uczciwą rywalizacją? Czy powołując drużynę na mundial, Paweł Janas kierował się wyłącznie interesem polskiej kadry, czy - jak sugeruje Jerzy Dudek - także prywatą, ulegając podszeptom agentów, czyli pośredników zarabiających na transferach?

Czy skorumpowany niemiecki arbiter Robert Hoyzer będzie w celi oglądał MŚ? Czy będą je oglądać jego biznesowi partnerzy z chorwackiego gangu, który ubabrał skandalem nawet Puchar UEFA?

Czy jeśli trzy miesiące podsłuchów na telefonach ludzi Juventusu zalało włoski futbol szambem, ujawniając stojący za nim na wpół mafijny system oparty na szantażu, wymuszeniach, krętactwach i wulgarnym języku, to rok podsłuchów na telefonach wszystkich osób związanych z Serie A dowiódłby, że to środowisko kryminalistów? Czy jeśli śledztwo obecnego sezonu nie obejmuje, mamy sądzić, że ostatniej jesienii Moggi i jego szajka haniebnego procederu zaniechali? W jakim celu szefowie Juventusu i Interu sprawdzali, kto będzie sędziował ich mecze Ligi Mistrzów? Czy tylko Włosi poznawali te nazwiska zbyt wcześnie i nielegalnie?

Dlaczego akurat tegoroczny finisz ligi czeskiej skończył się aferą, która każe tamtejszym komentatorom nazywać sezon "jednym z najgorszych w historii rozgrywek"? Czy będzie trzeba coraz większego wysiłku woli, by odsuwać od siebie wątpliwości, by nie spoglądać na boiska podejrzliwie, lecz z błyskiem zdrowych emocji w oku?

Dlaczego po ogłoszeniu składu na MŚ największy gwiazdor polskiej piłki - pominięty, a zatem sfrustrowany - publicznie zarzuca trenerowi Pawłowi Janasowi, że kieruje się "kryteriami pozasportowymi", że słucha poleceń menedżerów, a Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej - że z tajemniczych powodów wybiera do przygotowań ośrodek, który do przygotowań się nie nadaje?

Dlaczego Jerzy Dudek rzuca najcięższe oskarżenia, sugerując, że selekcjoner jest skorumpowany? Czy bramkarz Liverpoolu się myli, czy insynuuje, bo rozżalenie zmąciło mu zdrowy rozsądek? Dlaczego selekcjoner nie wygląda na oburzonego, dlaczego w trybie alarmowym nie zwołano konferencji prasowej, na której padła obietnica prezesa Michała Listkiewicza, że natychmiast zbada sprawę, bo oskarżenia rzucił nie byle kto, nie zawodowy tropiciel spisków, lecz wspaniały sportowiec, wielokrotnie dający dowód swojego profesjonalizmu? Dlaczego ten sportowiec wyznaje publicznie, że czasem wstydzi się, iż jest częścią środowiska piłkarskiego? Czy Fabio Cannavaro rzeczywiście celowo kiepsko grał w Interze, by mógł go wykupić Juventus Turyn?

Co by się stało, gdyby David Beckham wysunął równie ciężkie oskarżenia pod adresem trenera Anglików? Dlaczego tam selekcjoner straci posadę dlatego, że przebranemu za szejka dziennikarzowi rzucił żartem, iż jeden z jego kadrowiczów to leniuch, a inny chętnie zmieniłby klub na lepszy, gdyby miał taką możliwość? Dlaczego zachodni biznesmeni oświadczyli premierowi Czech Jirziemu Paroubkowi, że widzą sens w inwestowaniu w każdą dyscyplinę sportu poza futbolem?

Dlaczego trener Janas szokujące zarzuty kwituje wzruszeniem ramion, tłumacząc, że ich "nie słyszał, bo nie ogląda telewizji i nie czyta gazet"? Czy naprawdę przed nikim i z niczego "nie musi się tłumaczyć"? Dlaczego Listkiewicz - recydywista, bo wielokrotnie skompromitowany obojętnością na patologię - na pytanie, czy Frankowski i Dudek zasługują na mundial, rzuca drwiąco, że owszem, zasługują, więc proponuje im wejściówki dla VIP-ów? Zrodzone przez bezmyślność chamstwo, niepohamowana pogarda dla piłkarzy i kibiców, czy zwyczajny tumiwisizm, bo pismak zawraca głowę, a tu trzeba pędzić na kolejny raut?

Dlaczego półsłówka selekcjonera tylko wzmacniają logiczny chaos? Jak mógł Janas obserwować powołanego znienacka Damiana Gorawskiego, skoro do reprezentacji go nie powoływał od pół roku, a ten w FK Moskwa rozegrał ledwie dwa i pół meczu - albo lecząc kontuzję, albo będąc bez formy? Dlaczego zaszokował decyzjami nawet najbliższych, najbardziej zaufanych współpracowników, dlaczego miesiącami dawał do zrozumienia gwiazdom reprezentacji, że je powoła? Dlaczego w środowisku huczy od paskudnych plotek? Dlaczego ludzie będący blisko z kadrą szeptem obiecują dziennikarzom, iż z całej prawdy i tylko prawdy to oni się jeszcze kiedyś, w przyszłości, wyspowiadają? Dlaczego atmosfera robi się coraz bardziej podła? Czy Dudek nieodpowiedzialnymi wynurzeniami chce nam zohydzić mundial?

Czy nie dałoby się jednak spróbować tego wyjaśnić? Choćby dla kibicowskiego spokoju ducha? Czy futbol - choć nie jest pewnie ani gorszy, ani lepszy od innych dziedzin życia - przed mundialem, najfajniejszym turniejem, jaki wymyślono, nie zasługuje na szczególną ochronę, na zmasowaną pielęgnację wizerunku, na dmuchanie na zimne, na pospieszne rozwiewanie wszelkich wątpliwości, nawet tych opartych na paranoidalnie bujnej wyobraźni?

W TELEWIZJI POKAZALI

Audiencja u Ronaldinho, czyli ten świat trzeba poprawiać

Przed mundialem futbolem w wielu krajach wstrząsają skandale, dlatego publikujemy niemal cały usłyszany w TVP wywiad Zbigniewa Kumidora z Ronaldinho, który napełnia nas ufnością, że nawet jeśli na świecie wciąż jest wiele zła, to i dobra nie brakuje. Też kochamy Brazylijczyka, też się wzruszyliśmy, też pragnęlibyśmy czule z nim pogawędzić.

Zbigniew Kumidor: Witaj, Roni!

Ronaldinho: Dzień dobry!

W imieniu Telewizji Polskiej bardzo dziękuję Ci za wyrażenie zgody na ten wyjątkowy wywiad, na zasadzie wyłączności. Oglądać Cię będą miliony Polaków przed finałem Ligi Mistrzów w Paryżu. Czy zatańczysz sambę po meczu?

- Będzie to bardzo trudny mecz, ale wierzę, że będziemy świętować nasz sukces. (...) Marzę o tym, by pomóc mojej drużynie i zdobyć najwyższe trofeum.

My również chcemy Cię wspierać.

- Świetnie.

(...) Popatrz na to symboliczne zdjęcie (tutaj Zbigniew Kumidor pokazuje wzruszonemu Ronaldinho okładkę "Przeglądu Sportowego"). Często wznosisz ręce do góry. Możesz powiedzieć, o czym wtedy myślisz?

- To są chwile, kiedy chcę podziękować za wszystko: za wszystko, co się wydarza, za zdrowie, za szczęście, za to, co lubię i kocham. A jak kochasz, to pragniesz szczęścia ludzi.

Czy ten świat trzeba poprawiać? Na świecie jest tyle kontrastów, biedy w Afryce, w brazylijskich fawelach, tyle bogactwa w Europie, w Ameryce Płn. Co o tym sądzisz?

- Proszę Boga, by pomagał poprawiać ten świat. To smutne, bo w wielu miejscach na ziemi jest tyle trudności. Dlatego zawsze proszę, by można było sobie wyobrazić lepszy świat, niż jest.

Powiedz teraz trochę o swojej duszy. Jesteś bardzo wrażliwy na potrzeby dzieci. Opowiedz trochę, co robisz dla potrzebujących wsparcia dzieci w Brazylii.

- Futbol zajmuje dużo czasu, ale też mam to szczęście, że jestem ambasadorem Organizacji Narodów Zjednoczonych w walce z głodem na świecie. Zawsze chcę pomagać dzieciom, niezależnie od tego, w jakiej części świata one mieszkają. Zawsze chcę i lubię pomagać w takiej czy innej formie.

Jesteśmy przekonani, że pewnego dnia przylecisz do Polski i rozegrasz u nas mecz. To jest marzenie milionów Polaków, milionów polskich dzieci, zdrowych i chorych. Jest taki szpital, bardzo szczególny, w Krakowie, przy Uniwersytecie Jagiellońskim, któremu dedykujesz pieniądze z aukcji koszulki. Ale powiedz, co szczególnego kojarzy Ci się z wizerunkiem Polaków?

- Ci Polacy, którzy tu przyjeżdżają do Barcelony, są bardzo mili, mają do mnie ogromną sympatię. A jeśli zdarzy się tak, że pewnego dnia polecę do waszego kraju, by tam rozegrać mecz, to zrobię to z dużą przyjemnością. Wtedy wam podziękuję, czuję waszą sympatię, dostaję tysiące listów, za które teraz dziękuję i serdecznie wszystkich pozdrawiam.

My Ci dziękujemy teraz za poświęcenie swego prywatnego czasu. Przyjmij nasze symboliczne pamiątki: maskotkę sportu olimpijskiego (Zbigniew Kumidor podnosi pluszowego orła), a zarazem dziecięcy symbol, który dedykujesz... he, sam wiesz najlepiej, komu (obaj rozmówcy się śmieją, Ronaldinho głaszcze orła po łebku); szalik polskich kibiców i muzykę polskiego młodego pokolenia z musicalu "Metro". Posłuchaj przed Paryżem kilku piosenek.

- Na pewno posłucham i zachowam pamiątki.

Niech zagrzewają Cię do walki.

- To do następnego razu.

Tu pełna wersja wywiadu, czyli z wizją i fonią

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.