Kliczko znokautował Byrda

Władymir Kliczko potrzebował siedmiu rund, by odebrać Chrisowi Byrdowi pas mistrza świata wersji IBF i odzyskać szacunek kibiców

Kariera Władymira przypomina elektrokardiogram zająca w sezonie odstrzałów - tyle w nim wachnięć, tyle wzlotów i upadków.

Ostatni wzlot zakończył się boleśnie w 2003 r. Po pokonaniu kilku naprawdę poważnych pięściarzy - m.in. Raya Mercera, Monte Barretta, Fransa Bothy, wreszcie Jameela McCline'a - Władimir znów poczuł, że jest królem ringu. Był wciąż młody, miał kapitalne warunki fizyczne i jak na swój wzrost i wagę poruszał się w ringu niczym utalentowany motyl.

Nagle szczęście boksera się ulotniło, zupełnie jak w 1998 r., kiedy na stadionie w Kijowie trener Emanuel Steward musiał w 11. rundzie poddać Władymira, niemiłosiernie obitego przez niejakiego Rossa Purity'ego na oczach kilkudziesięciu tysięcy zaskoczonych Ukraińców.

W marcu 2003 r. w drugiej rundzie potężne ciosy Corrie'ego Sandersa z RPA zakończyły sny o potędze Władymira.

Można powiedzieć, że każdemu pięściarzowi zdarza się w życiu słabszy dzień. Mike Tyson miał taki, gdy znokautował go Buster Douglas. Lennox Lewis miał swój słabszy dzień, gdy znokautował go Oliver McCall. A Władymir przeżył jeszcze jeden taki koszmarny dzień - rok po zaskakującym laniu od Sandersa. W Las Vegas Lamon Brewster, który dostawał lanie przez pięć bitych rund, nagle obudził się, powstał z klęczek i jednym ciosem położył Władymira na deski.

O Władymirze mówiło się wtedy jako o niespełnionej nadziei na wielką gwiazdę boksu. To rozhuśtana psychika, szklana szczęka, słaba wytrzymałość - takie były opinie. To już starszy o pięć lat brat Witalij był lepszy - mówiono. W końcu to on zmusił Lewisa do zakończenia kariery, bijąc go potężnie w ich walce w 2003 r. (zanim przegrał z powodu rozcięcia łuku brwiowego).

Ale w sobotę Władymir wrócił - wykres kariery znów osiągnął szczyt. W Mannheim w Niemczech 30-letni Ukrainiec - obaj bracia uważają się za Ukraińców, choć trenują w Hamburgu, a urodzili się w Semipałatyńsku w Kazachstanie i Biełowodsku w Kirgistanie - wykorzystał w 100 procentach to, czym obdarzyła go natura. Trzymał lżejszego o 12 kg i niższego o 18 cm Byrda lewymi prostymi na dystans. I kończył prawymi.

W trzeciej rundzie walka mogła się skończyć, kiedy Kliczko (teraz 46 zwycięstw, 3 porażki, 41 nokautów) przyłapał Amerykanina z opuszczoną gardą i trzasnął nim parę razy. W piątej znów, ale tym razem 35-letni Byrd (39 zwycięstw, 3 porażki, 1 remis, 20 nokautów) został wyliczony po przyjęciu całej serii wściekłych ciosów. Cud, że ustał na nogach. Wreszcie w siódmej prawy hak ostatecznie skończył walkę.

Byrd też wyglądał zresztą na skończonego - jego lewy łuk brwiowy broczył krwią.

Z pojedynku cieszyłby się nie tylko markiz Queensberry, twórca zasad boksu, ale też baron de Coubertin. Kliczko po znokautowaniu przeciwnika gratulował syna Joe'mu Byrdowi, tacie i trenerowi Chrisa, syn pokonanego gratulował zaś Ukraińcowi.

Amerykanin już raz przegrał z Władymirem - też dwa razy leżał, choć rywal pokonał go na punkty - więc trzeciej walki nie będzie. Ukrainiec jest teraz mistrzem wersji IBF. Rosjanin Nikołaj Wałujew jest czempionem w wersji WBA, Białorusin Sierhij Lachowicz w wersji WBO, a Kazach Oleg Maskajew szykuje się do walki o tytuł w wersji WBC z Hasimem Rahmanem. W wadze ciężkiej Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich triumfuje zza grobu.

Copyright © Agora SA