Szymon Szewczyk: Droga wyboru była bardzo długa. Mimo licznych ofert z ekstraklasy wybrałem Pakmet, który jest czołową drużyną I ligi i przede wszystkim może mi zagwarantować odpowiednią liczbę minut na parkiecie. Hoop, Polonia czy Legia, które złożyły najpoważniejsze propozycje, nie mogły mi tego obiecać. A ja nie chcę być takim Jasiem, który na treningach gryzie parkiet, a w meczu gra tylko chwilę. Interesował się mną także Anwil, ale kiedy po czwartym meczu finałowym z Zepterem działacze z Włocławka zadzwonili do mnie po północy, ojciec powiedział, że to niepoważni ludzi i tej oferty już nie rozważałem.
- Jest. Uważam, że każdy polski zawodnik powinien się obawiać tej formuły. Jeżeli trener będzie miał do dyspozycji dobrego zawodnika z zagranicy i Polaka, zawsze postawi na tego pierwszego. Nie mówię, że wszyscy, ale większa cześć trenerów pracujących w Polsce tak by zrobiła. W Pakmecie nie będę centrem. Zagram jako skrzydłowy. Wierzę, że u tak klasowego szkoleniowca, jakim jest Tadeusz Huciński, poprawię motorykę i rzut z dystansu. Mam nadzieję, że się rozwinę.
- W kontrakcie mam klauzulę, która umożliwia mi opuszczenie Pakmetu po roku. Jeżeli w tym sezonie nie uda się nam wejść do ekstraklasy, będę mógł zmienić drużynę.
- Nie jestem gwiazdą. W I lidze nie ma wielkich nazwisk, ale to nie oznacza, że poziom jest słaby. Będziemy jednym z faworytów, dlatego większość drużyn będzie się mobilizować na mecze z nami. To tak jak było w Szczecinie. Zawsze graliśmy z silniejszymi i zawsze byliśmy podwójnie zmotywowani. Dzięki ambicji można dużo osiągnąć. W Szczecinie udało się nam np. pokonać Broka czy Legię.