Czy w Polsce musi zdarzyć się tragedia?

Dwa mecze bez widzów, 50 tys. zł grzywny, spiker musi milczeć przez miesiąc - to kara władz ekstraklasy dla Cracovii. W sobotę poza zwyczajowymi obelgami na sędziów i piłkarzy Wisły leciały kamienie, bryły lodu, butelki. Po meczu piłkarscy bandyci jednego człowieka zabili, a drugiego ciężko ranili.

Tak jest co parę miesięcy: zadyma, zamykanie stadionu, sprawa przycicha, stadion znów otwarty dla chuliganów.

Skarży się właściciel Cracovii Janusz Filipiak, że zwykli kibice są na jego stadionie terroryzowani przez 150 zawodowych bandytów. Ten sam Filipiak - szef giełdowej firmy Comarch - już rok temu obiecywał zero tolerancji dla chuliganów i przez rok nie zrobił nic, by ich wyeliminować. Nie zawiadomił policji, nie zapewnił prawdziwym kibicom bezpieczeństwa, nie reagował nawet na wulgarne przyśpiewki.

Prezes PZPN Michał Listkiewicz twierdzi, że jest bezradny, bo prawo w Polsce jest złe. Ale kierowani przez niego sędziowie i działacze tolerują na meczach transparenty rasistowskie, wzywające do agresji lub zwykłe "pozdrowienia do więzienia", choć mają obowiązek przerwać spotkanie.

Policji nie chce się egzekwować nakładanego przez sądy "zakazu stadionowego", choć to nic prostszego niż obowiązek meldowania się chuliganów na komisariacie w porze rozgrywania meczu.

Politycy gardłują po każdej zadymie, że tak dalej być nie może. Ale na szefa sejmowej komisji sportu wybierają Janusza Wójcika, który świetnie się kiedyś bawił w towarzystwie bluzgających na cały głos szalikowców Legii (sam widziałem).

Minister sprawiedliwości zapowiada wprowadzenie 24-godzinnych sądów dla stadionowych bandytów. Ale to ten sam Zbigniew Ziobro, który w sierpniu ogłaszał, jak to rozprawi się z korupcją, gdy "Gazeta" ujawniła masowe ustawianie wyników meczów. I nie zrobił nic.

A jego partyjny kolega Michał Kamiński wymyślił, że sposobem na uzdrowienie polskiego futbolu będzie wybieranie prezesa PZPN przez ludzi, którzy chodzą na mecze. Czyli także przez bandytów.

W 1985 r. zginęło 39 kibiców Liverpoolu i Juventusu i w kilka miesięcy rząd Margaret Thatcher zaprowadził na angielskich stadionach porządek. Czy w Polsce musi się zdarzyć taka tragedia jak na stadionie Heysel, żeby ktoś wreszcie na serio zabrał się do stadionowych bandytów?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.