Zasady są precyzyjne i ścisłe - wewnątrz obiektów nie można mieć na sobie żadnych ubrań, sprzętów itp. z jakimkolwiek logo. Jedyny wyjątek - wyposażenie tzw. oficjalne i strój sportowców. Ale i tu są zastrzeżenia: logo na strojach zawodników nie może mieć powierzchni większej niż 20 cm kwadratowych. Widzowie mają trzy wyjścia - zakleić zbyt duże znaczki taśmą, zdjąć czapkę bądź kurtkę lub... wyjść.
Przepisy realizowane są skrupulatnie. Czasem nawet trudno sobie wyobrazić, do jakich działań zdolni są organizatorzy - w toaletach obiektu Palavela taśmą zaklejona jest logo i nazwa producenta pojemników z mydłem w płynie. W sklepie z pamiątkami w turyńskiej wiosce olimpijskiej nalejki pokrywają laptopy przy kasach. A na trybunie prasowej przyniesionej ze sobą wody żaden dziennikarz się nie napije. Musi ją schować pod stół lub do torby i skorzystać z darmowej wody produkowanej przez oficjalnego sponsora igrzysk Coca-Colę. Oczywiście w butelce bez żadnego logo.
Bo ścisłe przepisy ograniczają nawet największych. Coca-Cola, Samsung, czy Visa zapłaciły grube miliony euro, dzięki czemu mogą się tytułować jako oficjalni sponsorzy igrzysk. Ale według olimpijskich przepisów nie wolno im prezentować się i reklamować wewnątrz sportowych aren - np. w halach hokejowych. - Chcemy być perfekcyjni. Żadnych wpadek - twardo mówi członek komitetu organizacyjnego, specjalista od marketingu Davis Butler.
Organizatorzy powołali specjalne "jednostki policyjne" złożone z wolontariuszy, prawników i specjalnie zatrudnionych osób, które mają wychwytywać wszelkie złamiania zasad. Podzieleni na "oddziały" posługują się krótkofalówkami i mają każde uchybienia wychwytywać dosłownie. Np. na jednej z konferencji prasowych dziennikarz musiał schować swoje okulary słoneczne, bo marka była zbyt widoczna.
![Szczęsny mógł pogrążyć Juventus. Wtedy nadeszła 87 minuta [WIDEO]](https://bi.im-g.pl/im/69/79/1d/z30904681II,Gol-Cagliari.jpg)
