Dwóch zwycięzców Turnieju Czterech Skoczni!

Niesłychane! Osiem skoków na czterech różnych skoczniach nie wyłoniło jednego zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni. Jakub Janda i Janne Ahonen osiągnęli po 1081,5 punktu i razem zajęli pierwsze miejsce! Tego jeszcze w historii nie było!

Przedostatni skok turnieju. Janne Ahonen w czerwonym kombinezonie nie wykonał żadnego zbędnego ruchu. Po prostu pojechał na długim, płaskim rozbiegu skoczni w Bischofshofen. Wybił się jak z katapulty i leciał.

141,5 metra - niewiarygodna odległość, reszta nie dolatywała do 140. metra. Fin postawił wszystko na jedną kartę, bo po pierwszym skoku w klasyfikacji generalnej turnieju miał aż trzy punkty straty do Jandy, który prowadził.

- Koncentruję się tylko na sobie, nie patrzę, co robią inni, jak skacze Janne - mówił Janda przed konkursem. Ale nie wytrzymał psychicznie. Tylko 139,5 m, nie utrzymał prowadzenia i stracił do Fina dwa punkty. A tyle wynosiła przewaga Jandy nad Ahonenem przed tymi zawodami w klasyfikacji ogólnej 54. TCS.

Piątkowe zawody były niezwykłe. Dzięki decyzjom "przy zielonym stoliku" organizatorzy jeszcze dodali dramaturgii. Resztę wyreżyserowali skoczkowie.

Janda jak zwykle opuścił kwalifikacje, które - pierwotnie wygrał Szwajcar Andreas Kuettel (132,5 m). Ahonen był drugi - 129,5 m. Godzinę po zawodach w oficjalnym komunikacie podano, że Szwajcarowi źle zmierzono odległość! Pomyłka wyniosła... aż 6 m! Wszystko to spowodowało, że Ahonen wygrał kwalifikacje i w ostatniej parze pierwszej serii konkursu w Bischofshofen skakał z Jandą.

W konkursie żadnych manipulacji nie było. Cuda - owszem. Czech wytrzymał presję w pierwszej serii. Uzyskał 141 m - o pół metra bliżej od rekordu Daiki Ito z ubiegłego roku! Ahonen podjął rękawicę. Wylądował niemal dokładnie w tym samym punkcie co Czech. Ale przegrał - o punkt - notami.

Przed decydującymi skokami role się odwróciły. To Ahonen rzucał wyzwanie Czechowi. Skutecznie! Wygrana ex aequo dała mu czwarty triumf w TCS i dogonił w ten sposób legendarnego Niemca Jensa Weissfloga.

Historyczne rozstrzygnięcie zmusiła do nieprzewidzianego wydatku fundatora głównej nagrody - wartego 33 tys. euro samochodu terenowego - Nissana. Firma zdecydowała bowiem już wcześniej, że w przypadku dwóch triumfatorów TCS obaj otrzymają auta.

- To było niesamowite. Te zawody zabrały mi chyba dziesięć lat życia - powiedział po dekoracji Janda, a później dodał: - Radość dzielona, to radość podwójna.

Czechy pytany o tajemnicę sukcesów (jest rewelacją sezonu, liderem PŚ) odpowiedział: - Teraz słucham się trenera, Słoweńca Vasji Bajca. Co on powie, ja robię. Kiedyś dyskutowałem. Teraz tylko skaczę.

I to jak skacze! Ze względu na styl i ułożenie w locie nazywany jest "europejskim Japończykiem". Nic dziwnego. Trener Bajc stworzył kiedyś potęgę japońskich skoków. Teraz wprowadził na szczyt Czecha, który - lecąc - głowę trzyma między nartami... W Ga-Pa rozmawiał najpierw z dwoma czeskimi dziennikarzami (tylko tylu było, czeska telewizja w ostatniej chwili wykupiła prawa do transmisji, wcześniej nie miała tego w planach). Potem otoczyło go kilkunastu Polaków. - Wy macie tylko Małysza. Potem długo nic. Wreszcie piłkarze, karatecy i chyba Gołota. Ja mam konkurencję większą. Są świetni piłkarze, hokeiści i tenisiści... "Jandomanii" więc w Czechach nie ma.

Polakom pozostaje nadzieja, że nie powtórzy się historia sprzed czterech lat. Wówczas na olimpiadzie w Salt Lake City medale zdobywało trzech z czterech najlepszych skoczków TCS. Teraz w czołówce nie ma Adama Małysza, który w Wiśle ma odzyskać formę.

Bez Polaków w finałowej trzydziestce

Żaden z Polaków nie zakwalifikował się do finałowej trzydziestki w Bischofshofen. Pierwszy odpadł Robert Mateja, który skoczył tylko 121 m i przegrał rywalizację z Joonasem Ikonenem. Fin był o pół metra lepszy. Szybko z konkursem pożegnał się także Stefan Hula. Polak uzyskał tylko 117,5 m, a jego rywal Janne Happonen - 132,5. Kamil Stoch poszybował na odległość 124,5 m, ale to nie wystarczyło, by pokonać Noriakiego Kasaiego z Japonii (132,5 m). Tyle samo, co Stoch skoczył Rafał Śliż. Jego rywal Roar Ljoekelsoey odpowiedział fantastycznym skokiem na odległości 137 m.

Norweg jest trzeci po pierwszej serii, ale o zwycięstwie nie ma co marzyć. Janne Ahonen i Jakub Janda skoczyli po 141 metrów. Na razie o punkt lepszy jest Janda, który także prowadzi w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni.

Skład na Kulm

Na mistrzostwa świata w lotach do Kulm jadą na pewno: Adam Małysz, Robert Mateja, Kamil Stoch i Stefan Hula. Piątego zawodnika wyłonią treningi, które od poniedziałku zaczną się w Zakopanem.

Klasyfikacja Pucharu Świata

Klasyfikacja końcowa 54. Turnieju Czterech Skoczni:

1. Ahonen 1081,5

1. Janda 1081,5

3. Ljoekelsoey 1057,1

4. Kuettel 1022,9

5. Hautamaeki 1018,0

6. Okabe 1017,8

7. Romoeren 997,9

8. Kofler 992,8

9. Kasai 981,5

10. Georg Spaeth (Niemcy) 976,7

11. Uhrmann 975,0

12. Benković 971,0

13. Simon Ammann (Szwajcaria) 964,3

14. Dmitrij Wassiliew (Rosja) 952,9

15. Colloredo 932,5

...

34. Stoch 486,1

35. Adam Małysz (Polska) 460,6

39. Mateja 414,0

41. Śliż 337,3

Zwycięzcy ostatnich dziesięciu Turniejów Czterech Skoczni

1996/97 Primoz Peterka (Słowenia)

1997/98 Kazuyoshi Funaki (Japonia)

1998/99 Janne Ahonen (Finlandia)

1999/00 Andreas Widhoelzl (Austria)

2000/01 Adam Małysz (Polska)

2001/02 Sven Hannawald (Niemcy)

2002/03 Janne Ahonen (Finlandia)

2003/04 Sigurd Pettersen (Norwegia)

2004/05 Janne Ahonen (Finlandia)

2005/06 Janne Ahonen (Finlandia) i Jakub Janda (Czechy)

Copyright © Agora SA