Masters Cup: David pokonał Goliata

Roger Federer niespodziewanie przegrał Masters Cup w Szanghaju, ale jego pojedynek z Davidem Nalbandianem uratował turniej, który poza finałem miał niewiele wspólnego z wielkim tenisem.

6:7 (4-7), 6:7 (11-13), 6:2, 6:1, 7:6 (7-3) - ostatni mecz był porywającym, pełnym zwrotów akcji czteroipółgodzinnym thrillerem, którego nie powstydziłby się Alfred Hitchcock.

Rollercoaster w finale

Federer w całym turnieju nie grał na swoim poziomie. Był bez wielkiej formy, ciągle narzekał na kontuzję kostki. Chińczycy chuchali jednak na niego i bili pokłony do ziemi, byle tylko dotrwał do końca, bo po wycofaniu się Andre Agassiego, Rafaela Nadala, Lleytona Hewitta, Andy'ego Roddicka i Marata Safina Federer był jedyną gwiazdą z prawdziwego zdarzenia, która elektryzowała fanów, media, sponsorów i powstrzymywała od nazwania mistrzostw ATP "groteską".

Finał był jak rollercoaster. Przez pierwsze dwa sety Federer i Nalbandian szybko wznosili się do góry, obaj grali porywająco, a Szwajcar rozstrzygał te partie dopiero w tie-breakach. Potem Federer stanął. Dosłownie, przestał biegać do piłek, chodził po korcie i co chwila korzystał z pomocy medycznej (na prawej kostce miał pokaźny opatrunek, ale do tego doszły też problemy z udami, w które masażysta raz po raz wcierał żel). W efekcie większość piłek zaczęła lądować w aucie i siatce. Nalbandian, który w Masters był rezerwowym (zastąpił Roddicka), wykorzystał słabość rywala, zmusił go do biegania. Kilkakrotnie upokorzył Szwajcara precyzyjnymi lobami, trafiał w linię i dobiegał do prawie każdej piłki.

Decydował piąty set. Nalbandian wyszedł na prowadzenie 4:0, gdy na twarzy narzeczonej Federera Mirki Vavrinec po raz pierwszy pojawiło się zwątpienie. Jej oczy zdawały się mówić: "To jest już koniec". Ale wtedy rollercoaster znów porwał Federera w górę. Żel wtarty w uda chyba zaczął działać, bo Federer wyraźnie się ożywił, dwukrotnie przełamał Nalbandiana, który wyraźnie nie wytrzymywał psychicznie tak wysokiego prowadzenia. Szwajcar wygrywał też własne serwisy i doprowadził do stanu 6:5 i 30:0 przy własnym podaniu. Federer miał mecz podany na tacy, ale nie dał rady. Nalbandian znów skutecznie przegonił go po korcie, a w trzecim w meczu tie-breaku nie wypuścił już prowadzenia z rąk.

Argentyńczyk nietypowy

- Roger, nie martw się, wygrasz jeszcze w karierze tyle turniejów, że ten jeden pozwól zatrzymać mi - stwierdził po meczu Argentyńczyk. Zwycięstwo w Masters, za które dostał 1,4 mln dol. i mercedesa, to jego największy sukces w karierze. 23-latek z Cordoby uchodził dotąd za typ tenisowego osiłka, którego głównym atutem jest siła uderzeń, za to gorzej u niego z taktyką, psychiką, a także z poruszaniem się po korcie, bo Davidowi często zarzucano, że ciut za dużo waży i przypomina czołg.

Nalbandian zaczął grać w tenisa jako pięciolatek na betonowym korcie, który za domem wybudował jego pochodzący z Armenii dziadek. Podobno dzięki temu Nalbandian jest Argentyńczykiem nietypowym, bo potrafi nieźle grać na kortach twardych, a nie - tak jak większość rodaków - wyłącznie na czerwonej mączce (był w tym roku m.in. w ćwierćfinale US Open i Australian Open). Do wczoraj Nalbandian wygrał raptem trzy turnieje ATP (w 2005 r. w Monachium), ale wciąż pozostaje jednym z niewielu tenisistów, który w konfrontacjach z Federerem ma więcej zwycięstw niż porażek. Było to ich dziesiąte spotkanie, a Nalbandian wygrał po raz szósty (ale poprzednie pięć wygranych zanotował w latach 2002-03). David jest też pierwszym Argentyńczykiem od 1974 r., który wygrał Masters. Wówczas triumfował Guillermo Villas.

Zadyszka Federera?

Co porażka z Nalbandianem oznacza dla Federera? Po pierwsze zatrzymany został pochód Szwajcara po kolejne rekordy. Gdyby wygrał Masters, wyrównałby osiągniecie Johna McEnroe z 1984 r. Amerykanin w 85 meczach w sezonie odnotował tylko trzy porażki. Federer przegrał teraz po raz czwarty (pokonali go też Safin, Gasquet i Nadal). Kolejny przerwany rekord to seria kolejnych zwycięstw, która zatrzymała się na 35. Federer mógł też dołączyć do Ivana Lendla i Ilie Nastase, jedynych graczy, którzy wygrali Masters trzy razy z rzędu. Największe wrażenie robi jednak to, że Federer po raz pierwszy od października 2003 r. przegrał finał turnieju. W poprzednich 24 finałach zawsze wygrywał (z Safinem i Nadalem przegrywał w półfinałach). - Gratuluję Davidowi, któremu udało się odrobić dwa sety straty, to był nie lada wyczyn. Bez dwóch zdań był ode mnie lepszy - powiedział wczoraj Federer. Czy Szwajcar dostał zadyszki? Na pewno nie był w optymalnej formie i miał już trochę dość sezonu, w którym ATP i sponsorzy nie dawali mu ani sekundy wytchnienia (czy jest na świecie jeszcze jakieś duże tenisowe przedsięwzięcie, którego nie reklamuje uśmiechający się z folderu reklamowego Federer?). Po drugie, Szwajcar - co podkreślano już podczas porażki na Roland Garros - wpada w sidła własnego geniuszu. Jest tak dobry, że trudne, pięciosetowe mecze rozgrywa raz na trzy miesiące.

Uratowali Masters

Jedno jest pewne, dramatyczny pojedynek Federera z Nalbandianem uratował tegoroczny turniej, który od początku z wielkim tenisem miał niewiele wspólnego. No bo jak tłumaczyć ludziom, że oglądają najlepszych ośmiu tenisistów świata, skoro pięciu z nich wycofuje się z imprezy w ostatniej chwili. W tegorocznym Masters zobaczyliśmy tak naprawdę tylko: Federera bez formy, Nikołaja Dawidienkę, Guillermo Corię i pięciu rezerwowych. Jeden z nich - Argentyńczyk Gaston Gaudio - nie potrafił już nawet ukryć, że po prostu nie chce mu się grać. W półfinałowym meczu z Federerem, niemal spacerując po korcie, przegrał 0:6, 0:6. Wściekli Chińczycy zarzucili mu później brak zaangażowania, ale - jak zwykle - w obronie Gaudio stanęli oficjele z ATP, że przecież "się starał", a poza tym nie wolno go atakować, bo właśnie został "sportowo upokorzony".

Przez najbliższy rok ATP musi coś zrobić z formułą Masters, bo po prostu przestała się sprawdzać. Nie będzie to łatwe, bo skrócenie kalendarza to mimo wszystko cios w zawodników, którzy chcą zarabiać jak najwięcej i mieć bogaty wybór turniejów. ATP ma ciężki orzech do zgryzienia.

Zwycięzcy turniejów Masters Cup:

1970 (Tokio) Stan Smith (USA)

1971 (Paryż) Ilie Nastase (Rumunia)

1972 (Barcelona) Ilie Nastase

1973 (Boston) Ilie Nastase

1974 (Melbourne) Guillermo Vilas (Argentyna)

1975 (Sztokholm) Ilie Nastase

1976 (Houston) Manuel Orantes (Hiszpania)

1977 (Nowy Jork) Jimmy Connors (USA)

1978 (Nowy Jork) John McEnroe (USA)

1979 (Nowy Jork) Bjoern Borg (Szwecja)

1980 (Nowy Jork) Bjoern Borg (Szwecja)

1981 (Nowy Jork) Ivan Lendl (USA)

1982 (Nowy Jork) Ivan Lendl

1983 (Nowy Jork) John McEnroe

1984 (Nowy Jork) John McEnroe

1985 (Nowy Jork) Ivan Lendl

1986 (Nowy Jork) Ivan Lendl

1987 (Nowy Jork) Ivan Lendl

1988 (Nowy Jork) Boris Becker (Niemcy)

1989 (Nowy Jork) Stefan Edberg (Szwecja)

1990 (Frankfurt) Andre Agassi (USA)

1991 (Frankfurt) Pete Sampras (USA)

1992 (Frankfurt) Boris Becker

1993 (Frankfurt) Michael Stich (Niemcy)

1994 (Frankfurt) Pete Sampras

1995 (Frankfurt) Boris Becker

1996 (Hanower) Pete Sampras

1997 (Hanower) Pete Sampras

1998 (Hanower) Alex Corretja (Hiszpania)

1999 (Hanower) Pete Sampras

2000 (Lizbona) Gustavo Kuerten (Brazylia)

2001 (Sydney) Lleyton Hewitt (Australia)

2002 (Szanghaj) Lleyton Hewitt

2003 (Houston) Roger Federer (Szwajcaria)

2004 (Houston) Roger Federer (Szwajcaria)

2005 (Szanghaj) Dawid Nalbandian (Argentyna)

Czy zaskoczyła cię porażka Federera?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.