Ronaldinho: To była noc doskonała

Christo Stoiczkow triumfuje! Tak, jak przewidział, Barcelona zmiażdżyła Real Madryt na Santiago Bernabeu 3:0. Po trzecim golu Ronaldinho fani z Madrytu podnieśli się z miejsc i bili brawo. "To nie jest człowiek. To zjawisko nadprzyrodzone" - skomentował "As". A Ronaldinho dla tego samego dziennika powiedział: Myślę, że niewielu piłkarzy doświadczyło czegoś podobnego. Fani Realu pokazali swoją wielkość. Godną wielkiego klubu..

"As" zapytał Ronaldinho co czuł, gdy fani na Bernabeu oklaskiwali jego grę? Ronaldinho odpowiedział: Szczerze mówiąc, to trudno znaleźć mi słowa. To był moment, którego nigdy nie zapomnę. Myślę, że niewielu piłkarzy przeżyło coś podobnego. To była noc doskonała, czymś magicznym jest poczuć serdeczność fanów z Bernabeu. Te brawa to dowód na wielkość tych ludzi.

Oto dalszy ciąg rozmowy w "Asie".

Wyobrażał Pan sobie takie zwycięstwo?

- Nie. Ale chciałbym powiedzieć, że wcale nie był to tak łatwy mecz, jak wskazuje wynik. Żeby wygrać te 3:0, musieliśmy być bardzo skuteczni, szczególnie w kontrataku. Graliśmy doskonale, ale musimy zachować szacunek dla Realu, bo to wielki klub. Jeszcze nie przegrali wyścigu po tytuł. Została do końca długa droga. Niech nikt nie myśli, że mamy tytuł w kieszeni.

Barca zagrała znakomicie, ale to Pan zdecydował o zwycięstwie.

- Dziękuję, ale powodem zwycięstwa była gra zespołu. Tych, którzy byli na boisku i tych, którzy siedzieli na ławce. Zagraliśmy wielki mecz. Moje dwa gole to tylko anegdota. Mógł je zdobyć każdy z naszej drużyny.

Trochę Pan przesadza. Jest Pan w wielkiej formie. Za chwilę "France Football" wręczy Panu Złotą Piłkę.

- To prawda, jestem w formie, czuję się na boisku wspaniale i gram z radością. Na pewno to widać. Ale szczerze mówiąc, robię tylko to, o co prosi Rijkaard, żebym w maksymalnym stopniu pomagał drużynie. A jeśli chodzi o Złotą Piłkę, to marzy o niej każdy piłkarz. Dla mnie to będzie niezwykła nagroda.

Wyniki i tabela Primera Division

"Zniszczeni, upokorzeni, ośmieszeni" - to słowa, których nie szczędzi się Realowi, choć upadek Galacticos był tak spektakularny, że zakrawają one na dobijanie rannego. Pablo Garcia i Guti poprosili kibiców o wybaczenie za to, co pokazała drużyna, a trener Vanderlei Luxemburgo po raz pierwszy powiedział, że może opuścić Madryt. "As" podkreśla, że na wysokości unoszącego się gdzieś w innym wymiarze Ronaldinho można postawić tylko fanów z Madrytu, którzy nie bacząc na głębokie animozje między klubami, potrafili oklaskiwać gole brazylijskiego geniusza. Guti wyznał, że najbardziej ze wszystkiego zabolały go właśnie brawa fanów Realu dla Barcelony. Wszystkich zszokował Thomas Gravesen, który stwierdził, że Real przegrał niezasłużenie. Duńczyk nie grał z powodu kontuzji nogi, ale sądząc po jego słowach, to chyba w ogóle nie czuł się najlepiej.

A przecież 0:3 to minimalna kara dla Realu. Gdyby w 52. min sędzia zauważył, że Roberto Carlos bez piłki podcina w polu karnym Samuela Eto'o, musiałby podyktować jedenastkę i wyrzucić lewego obrońcę z boiska. Wtedy mecz zakończyłby się jeszcze gorzej, choć po sobotnim gran derbi nie można sobie było tego nawet wyobrazić.

Są porażki, które zostawiają nadzieję, ta nadziei Realowi nie zostawiła żadnej. "As" napisał, że Zinedine Zidane wyglądał jak wielki wojownik, któremu po przegranej bitwie zostało wyłącznie rozpamiętywanie dawnej sławy. Ktoś zasugerował nawet "Zizou", że powinien skończyć karierę, bo to, co teraz robi na boisku, jest niegodne jego nazwiska. Francuz jest wyczerpany psychicznie, wymęczony kontuzjami, w meczu z Barcą przegrywał niemal każdy pojedynek.

"Umarł król, niech żyje król", a nowym królem futbolu jest rzecz jasna Ronaldinho, który zdobył dwa fantastyczne gole. Pierwszego porównuje się do bramki Maradony z meczu z Anglią na mundialu w Meksyku (1986). Jest w tym sporo przesady, bo Brazylijczyk minął zaledwie dwóch rywali, ale rajd i tak był porywający. Gdy kilka minut później powtórzył go, kończąc akcję trzecim golem dla Barcy, fani Realu w zachwycie zerwali się z miejsc. A propos Maradony to właśnie Argentyńczyk kilka miesięcy temu stwierdził, że Ronaldinho jest dziś numerem 1 w futbolu. Piłkarz wszech czasów szczodrze rozdaje zresztą komplementy, bo niedawno zaapelował do federacji Argentyny, by na mundialu w Niemczech zastrzeżony dla niego numer 10 mógł nosić Lionel Messi. 18-latek miał być w sobotę rezerwowym, do pierwszego składu typowano Giuly'ego.

- O tym, że zagram, dowiedziałem się od trenera, gdy wychodziliśmy na boisko. Szedłem z myślą, że usiądę na ławce - mówił Messi, który asystował przy pierwszym golu Eto'o i jak podkreślają wszyscy, wygrał starcie z innym debiutantem w gran derbi - Robinho. ("Już chyba nikt nie ma wątpliwości, kto będzie największą rewelacją sezonu" - napisał barceloński "Sport"). Argentyńczyk przypomina postać z kreskówek - w ułamku sekundy osiąga prędkość maksymalną i może ją utrzymać, ile chce. W sobotę to on zdobyłby gola meczu, gdyby nie to, że lobując z 20 metrów Casillasa, był na pozycji spalonej.

Trzecim bohaterem Barcy był rzecz jasna Eto'o. Zdobywając bramkę, udowodnił, że wszelkie porównania z Ronaldo wypadają na jego korzyść. Przynajmniej dopóki Brazylijczyk nie odzyska formy. W sobotę był chyba najgorszy w drużynie Realu. A konkurencję miał sporą.

W loży honorowej Santiago Bernabeu prezesi dwóch największych klubów w Hiszpanii siedzieli jeden obok drugiego. Joan Laporta przez grzeczność próbował nie okazywać przesadnej radości, Florentino Florentino Perez pewnie się głowił, na co wydał przed sezonem 90 mln euro. Nikt z nowych graczy: Sergio Ramos, Robinho, Baptista czy Pablo Garcia nie spełnia oczekiwań. Jedyny w zespole, który zachował choć cień formy, to David Beckham - jego podania na 40 m wciąż zachwycają. Tylko komu tu podać, gdy Raul i Ronaldo człapią jak oldboye? Na dodatek kapitanowi Realu przy jednym ze strzałów podskoczyła piłka, źle w nią trafiając, skręcił kolano i uszkodził łąkotkę. Dziś przejdzie testy, po których będzie wiadomo, kiedy wróci do gry.

Sprzyjająca zespołowi z Madrytu "Marca" dała tytuł: "Noc, w której Barca dostała owację na Bernabeu". Kibicujący Barcelonie "Sport" pisze, że Barca to instytucja, która najbardziej rozsławiła w świecie Katalonię. Felietonista "Sportu" ocenił, że Rijkaard poniżył Luxemburgo, bo obaj mają wspaniałych piłkarzy, ale pierwszy zbudował z nich wielką drużynę, drugi najsłabszą z możliwych. "Tam nie ma żadnego pomysłu".

Fani Barcelony wybiegli na Ramblas pod fontannę Canaletas jeszcze w czasie meczu. Bawili się do białego rana, a potem poszli na lotnisko Prat, by przywitać wracających bohaterów. Barca ledwie została liderem (z tą samą liczbą punktów co Osasuna), ale w Katalonii nie ma człowieka, który nie wierzyłby, że po 12 kolejkach sprawa tytułu jest rozstrzygnięta. Barcelona czeka teraz na triumf w Champions League.

Czy zaskoczyła cię postawa Realu w meczu z Barceloną?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.