Anglia - Polska 2:1: znowu polegliśmy

Anglia - Polska 2:1 (1:1). Słaba Anglia pokonała bezradną i, szczególnie w pierwszej połowie, przestraszoną Polskę. Można tylko się cieszyć, że awans do finałów MŚ nie zależał od meczu na Old Trafford

- Przyjechaliśmy, bo wierzymy. I wie Pan co, nie chcemy się znowu wstydzić za polskich piłkarzy. Nie chcemy ich przeprosin. Nie chcemy znowu Wembley '99 i sromotnej porażki zespołu Janusza Wójcika. Niech nawet przegrają, bo i tak się cieszymy z awansu, ale niech zagrają z Angolami w piłkę. Niech się w końcu przestaną ich bać - słowa jednego z polskich kibiców najlepiej pokazują nastroje tych, którzy przyjechali do Manchesteru i tych, którzy kibicowali w domach.

Ale polski zespół zaczął jak zawsze. Tchórzliwie, z wielkim respektem do rywala. Cofnięty na własną połowę był jak sparaliżowany. Wydawało się, że będzie jak zawsze. Tym bardziej że w 43. minucie niepilnowany Wayne Rooney strzelił zza pola karnego, a Michael Owen z bliska wpakował piłkę do siatki. Ale to nie ten moment był przełomowy dla spotkania. Przełomowa była 37. minuta . Maciej Żurawski wyprowadzał kontrę, uciekał Ledleyowi Kingowi. Minął linię środkową i nagle stanął. Zerwał mięsień dwugłowy, który tak mu dokuczał przez całe zgrupowanie. Na połowie pojawił się Tomasz Frankowski - kibice od mniej więcej 25. minuty domagali się wejścia na boisko niewysokiego napastnika. Ufają mu wszyscy, ale najmniej ten, od którego zależy najwięcej, czyli selekcjoner Paweł Janas. I konsekwentnie nie wystawiał w ostatnich meczach, choć był w lepszej formie niż Rasiak. W środę udowodnił to na Old Trafford.

Frankowski jest niesamowity. Nie był powołany do kadry na pierwsze dwa mecze, by potem w sześciu strzelić sześć bramek. Ta siódma była jednak najważniejsza. Po stracie gola Polska zagrała - przez dwie minuty - odważniej. Sobolewski z Lewandowskim wreszcie zaczęli walczyć. Odbierać wślizgi, a nie przechodzić obok spotkania. Janas w 38. minucie porządnie ochrzanił piłkarza Szachtara Donieck. Kiedy kończyła się ostatnia minuta pierwszej połowy, w zamieszaniu pod angielską bramką (jedynym w tej połowie) Kamil Kosowski dośrodkował na przeciwległy słupek. Tam nie było nikogo oprócz... Frankowskiego. Fantastyczny wolej napastnika Elche i Anglia straciła pierwszego gola w tych eliminacjach na własnym boisku. Brzmiące wcześniej abstrakcyjnie chóralne śpiewy polskich kibiców "my chcemy gola, Polacy, my chcemy gola" stały się faktem. To była druga akcja Polaków przed przerwą. Wcześniej niecelnie i słabo strzelał Rasiak, a Żurawski z wolnego podał piłkę Robinsonowi.

Ale za grę polskiej drużyny pochwalić nie można. Zawiodła przed przerwą szczególnie druga linia. Nie było nikogo, kto uspokoiłby grę, przytrzymał piłkę, wygrał pojedynek. Zespół Janasa miał problemy z wyjściem z własnej połowy. Anglicy przewyższali kulturą gry (znakomite podania Lamparda), organizacją, zaangażowaniem. Ale i oni nie pokazywali nic wielkiego. Strzelali niecelnie albo dobrze bronił Boruc. Nie umieli wykorzystać kiksów i prezentów polskich obrońców, a kilka razy znakomicie interweniował Bąk (dobry mecz) z Jopem i Żewłakowem (powstrzymał Wrighta-Phillipsa). Ledley King sam zatrzymywał próby wyjścia Polaków z piłką, bo trudno było mówić o atakach.

W drugiej połowie Janas zrobił jeszcze jedną zmianę - słabego Euzebiusza Smolarka (niecelne podanie z pierwszej połowy zdeprymowało go i potem nie zrobił nic oprócz jednego wślizgu) zmienił Jacek Krzynówek. Mecz był bardziej wyrównany. Anglicy udowodnili, że choć "na papierze" są lepsi, to wcale jednak nie muszą być tacy groźni. A i Rooneyowi zdarzyło się nie trafić z kilku metrów do bramki. Polacy nie stanowili już tła dla rozgrywającej swój mecz drużyny Svena Gorana Erikssona. A kiedy bezradni angielscy obrońcy podawali do bramkarza, rozlegało się buczenie. Tylko że drużyna Janasa cały czas nie była w stanie zagrozić bramce rywali.

W 64. minucie Boruc fantastycznie obronił strzał Owena. Przewaga Anglików stawała się coraz większa, znowu zespół Janasa nie potrafił wyprowadzić piłki z własnej połowy, a jeśli już się udawało - denerwujące były niecelne podania. W 66. minucie Eriksson wprowadził na boisko trzeciego napastnika - Anglikom zależało na zwycięstwie. Pierwsze miejsce w grupie dawało nadzieję na to, że podczas losowania grup finałów MŚ będą rozstawieni.

Polacy walczyli, by nie dopuścić Anglików pod pole karne. "Jesteśmy z wami, Polacy, jesteśmy z wami" - kibice fantastycznie dopingowali. Boruc był świetny, obronił strzał Owena i rykoszet po uderzeniu Żewłakowa. Nic jednak nie mógł powiedzieć w 80. minucie, kiedy strzałem z woleja pokonał go Lampard. Kamień spadł z serca Erikssona, a polskim kibicom znowu pozostaje czekać do następnej okazji, by nie wspominać Wembley '73.

Tabela grupy 6.

Czy Polacy mogli osiągnąć lepszy wynik z Anglią?
Copyright © Agora SA