Arkadiusz Głowacki: ...najważniejszy mecz w karierze. Starcie o wszystko.
- Wszyscy jesteśmy gotowi na ciężką przeprawę. Mam nadzieję, że mimo wszystko będziemy w stanie strzelać bramki, które uspokoją grę.
- Również dlatego, że stać nas na strzelenie gola Panathinaikosowi na jego terenie. Zresztą mało jest takich meczów, w których mamy zerowy dorobek bramkowy.
- Takie sytuacje się, niestety, zdarzają. Stałe fragmenty to nasz czuły punkt. Z drugiej strony po wolnych i rożnych raz traci się gole, a innym razem je zdobywa.
- Trzeba sobie stawiać ambitne cele i małymi kroczkami przeć do przodu. Mam nadzieję, że uda mi się dawną formę odzyskać. Choć przed dwoma tygodniami wygraliśmy z Panathinaikosem, jestem takim człowiekiem, który ma zawsze do siebie pretensje o nie najlepszą grę. Tak też było w Krakowie. Ale zdarzały mi się gorsze mecze.
- Nawet sam się nie spodziewałem, że tak szybko zacznę grać. Z drugiej strony taka jest potrzeba trenera, zespołu i musiałem być na nią przygotowany. Faktycznie ostatnio często doskwierały mi kontuzje, ale w profesjonalnym klubie nikt nie będzie na to patrzył. Czasami wychodzi to na dobre, innym razem nie. Teraz, odpukać, przyniosło skutek. Trzeba dawać z siebie wszystko.
- Od kiedy tu jestem, a to już pięć i pół roku, to zawsze narzekało się na obronę. Z kimkolwiek bym grał na środku defensywy - czy z Bogdanem Zającem, Mariuszem Jopem czy Tomkiem Kłosem. Z kolei gdy padają wyniki 0:0 czy 1:0, to słychać wybrzydzania, że Wisła nie gra do przodu i brzydko. Trzeba się z tym pogodzić. Drużynę powinno się oceniać za jej wyniki, a nie za to, ile traci bramek. Chciałbym, żebyśmy w Atenach stracili trzy bramki. Jeśli tylko strzelimy cztery, to może być!
- Bez wątpienia meczami o Ligę Mistrzów można przekonać selekcjonera do siebie.