Arkadiusz Głowacki: Starcie o wszystko

- Wszyscy jesteśmy gotowi na ciężką przeprawę. Mam nadzieję, że mimo wszystko będziemy w stanie strzelać bramki, które uspokoją grę - mówi obrońca Wisły Arkadiusz Głowacki. We wtorek mistrzowie Polski będą walczyć o awans do Ligi Mistrzów z Panathinaikosem Ateny.

Michał Białoński: Proszę dokończyć zdanie: rewanż z Panathinaikosem to dla mnie...

Arkadiusz Głowacki: ...najważniejszy mecz w karierze. Starcie o wszystko.

Wisła wygrała w Krakowie 3:1 i teraz światła reflektorów będą głównie na bramkarza i obrońców. Czy nie pęknięcie w gorącym kotle, jakim jest Stadion Olimpijski?

- Wszyscy jesteśmy gotowi na ciężką przeprawę. Mam nadzieję, że mimo wszystko będziemy w stanie strzelać bramki, które uspokoją grę.

Mówi Pan o strzelaniu gola, bo Wisła nie potrafi się bronić skutecznie?

- Również dlatego, że stać nas na strzelenie gola Panathinaikosowi na jego terenie. Zresztą mało jest takich meczów, w których mamy zerowy dorobek bramkowy.

Rozpracowaliście świetnie rywala przed pierwszym meczem, a jednak Emmanuel Olisadebe strzelił Wam bramkę!

- Takie sytuacje się, niestety, zdarzają. Stałe fragmenty to nasz czuły punkt. Z drugiej strony po wolnych i rożnych raz traci się gole, a innym razem je zdobywa.

Nękają Pana kontuzje. Co złapie Pan formę, to nowy uraz. Jak się Pan czuje obecnie?

- Trzeba sobie stawiać ambitne cele i małymi kroczkami przeć do przodu. Mam nadzieję, że uda mi się dawną formę odzyskać. Choć przed dwoma tygodniami wygraliśmy z Panathinaikosem, jestem takim człowiekiem, który ma zawsze do siebie pretensje o nie najlepszą grę. Tak też było w Krakowie. Ale zdarzały mi się gorsze mecze.

Henryk Kasperczak był zwolennikiem stopniowego wprowadzenia do gry zawodników po kontuzjach. Jerzy Engel rzucił Pana od razu na głęboką wodę: ledwie wrócił Pan z rehabilitacji ze Szczecina i po kilku treningach wystawił Pana na mecz ligowy.

- Nawet sam się nie spodziewałem, że tak szybko zacznę grać. Z drugiej strony taka jest potrzeba trenera, zespołu i musiałem być na nią przygotowany. Faktycznie ostatnio często doskwierały mi kontuzje, ale w profesjonalnym klubie nikt nie będzie na to patrzył. Czasami wychodzi to na dobre, innym razem nie. Teraz, odpukać, przyniosło skutek. Trzeba dawać z siebie wszystko.

Werner Liczka postawił sobie za punkt honoru, że nauczy Wisłę skutecznej obrony. Jerzy Engel ma zdecydowanie ofensywną koncepcję i obrona jest chyba jej słabością.

- Od kiedy tu jestem, a to już pięć i pół roku, to zawsze narzekało się na obronę. Z kimkolwiek bym grał na środku defensywy - czy z Bogdanem Zającem, Mariuszem Jopem czy Tomkiem Kłosem. Z kolei gdy padają wyniki 0:0 czy 1:0, to słychać wybrzydzania, że Wisła nie gra do przodu i brzydko. Trzeba się z tym pogodzić. Drużynę powinno się oceniać za jej wyniki, a nie za to, ile traci bramek. Chciałbym, żebyśmy w Atenach stracili trzy bramki. Jeśli tylko strzelimy cztery, to może być!

Liczy Pan na to, że awans do Ligi Mistrzów pomoże w powrocie do kadry? Zbliżają się wielkimi krokami mistrzostwa świata, a trener Paweł Janas zapomniał o Głowackim.

- Bez wątpienia meczami o Ligę Mistrzów można przekonać selekcjonera do siebie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.