MŚ w Lahti. Bieg łączony. Srebro Kristy Parmakoski a sprawa polska: jak bardzo wyniki mogą się odmienić w niecały tydzień?

Marit Bjoergen ma piętnaste złoto w karierze, trwa czarna seria Heidi Weng, krew się lała na trasie biegu łączonego. Ale z polskiego punktu widzenia najważniejszy był wielki wystrzał Kristy Parmakoski. Srebrnej Finki która jeszcze sześć dni temu w Otepaeae przegrała z Justyną Kowalczyk.

Marit Bjoergen o pierwsze złoto po urlopie macierzyńskim, i rekordowe piętnaste w karierze, musiała walczyć do ostatniego podbiegu. Dopiero tam zgubiła Kristę Parmakoski, liderkę fińskiej kadry, która przeżywa teraz najlepsze miesiące w karierze. Stała w tym czasie na podium Pucharu Świata już osiem razy, a przez poprzednie lata kariery - sześć razy. Zajęła drugie miejsce w ostatnim Tour de Ski. I już na początku sezonu mówiła w rozmowie ze Sport.pl, że z najlepszą formą czeka na mistrzostwa świata u siebie, zwłaszcza na bieg na 10 km klasykiem, który sobie w mistrzostwach upatrzyła. Tak jak Justyna Kowalczyk.

Srebro jako podpowiedź: jakie szanse będzie mieć Justyna?

Finka pierwsza skończyła część klasyczną biegu łączonego, a cała druga część biegu, stylem łyżwowym, to była ucieczka jej i Bjoergen, i powiększanie przewagi nad Charlotte Kallą. To dla Finlandii pierwszy indywidualny medal MŚ w biegach od sześciu lat i brązu Aino Kaisy Saarinen w Oslo. I najcenniejszy od 2007, gdy Virpi Kuitunen zdobyła złoto w Sapporo na 30 km. Ale ten wynik jest też ciekawy z polskiego punktu widzenia. Pokazuje, jak bardzo forma może się zmieniać podczas ostatnich dni przed mistrzostwami świata, jak różnie zawodniczki reagują na zejście z wysokich gór, co jest kluczowym etapem przygotowań do wielkich imprez. I jak wiele rzeczy trzeba wziąć pod uwagę, żeby ocenić, czy Justyna Kowalczyk będzie mieć we wtorek 28 lutego szansę na medal na 10 km klasykiem.

Wysokie góry: kluczowe, ale zdradliwe

Sześć dni przed medalowym biegiem łączonym w Lahti najlepsze specjalistki od 10 km klasykiem miały próbę generalną w Pucharze Świata w Otepaeae. Każda z nich przyjechała z innych wysokich gór. Marit Bjoergen z Davos, Justyna Kowalczyk z Kaukazu, Krista Parmakoski i Charlotte Kalla z Włoch, ale też z różnych kurortów. Każda z innymi wyliczeniami, bo każdy organizm inaczej reaguje na wysokogórskie przygotowania. To jest niezbędny, ale i bardzo ryzykowny element przygotowań. Wielu niedoszłych medalistów właśnie w wysokich górach grzebało swoje szanse na sukces, bo np. przesadzili z obciążeniami, albo źle wyliczyli moment na zejście z gór. A każda kolejna doba po zejściu coś w formie zmienia. - Przez lata zbieramy doświadczenia, kiedy po powrocie z gór biegamy najlepiej, kiedy najgorzej - mówi Sport.pl Justyna Kowalczyk. Jej trener, Aleksander Wierietielny, doktoryzował się właśnie z treningów wysokogórskich. - Akurat zawody w Otepaeae miały trafić na te moje dwa najgorsze dni po zejściu z gór. Sztafeta sprinterska (w niedzielę 26 lutego) i 10 km (dwa dni później) powinny wypalić w ten lepszy czas. Co nie oznacza oczywiście, że wyjdzie mi bieg o minutę szybszy. Ale dopinając wszelkie szczegóły myśli się też o właśnie takich rzeczach. Czternastego dnia po zejściu z gór powinno być najlepiej - tłumaczy Kowalczyk.

Dla Justyny o 1200 m za daleko

W Otepaeae na podium były dwie zawodniczki, które zdobyły też medale w Lahti. Marit Bjoergen wygrała w Estonii z dużą przewagą i było jasne, że staje się główną kandydatką do zbierania w Lahti złota w biegach dystansowych. Charlotte Kalla była druga, na świetnie posmarowanych nartach. A Krista Parmakoski dobiegła na szóstym miejscu, tracąc 3,6 s do piątej Justyny Kowalczyk. Obie przegrały jeszcze z dwiema Norweżkami, Heidi Weng i Ingvild Flugstad Oestberg. Bieg układał im się zupełnie inaczej, bo Parmakoski zaczęła dość ostrożnie, ale na kolejnych międzyczasach szła w górę. A Justyna była na większości pomiarów czwarta, a dopiero na koniec piąta. Na ostatnich 1200 metrach opadła z sił, mówiła że pamięta z tego odcinka tylko ból, głos taty, który przyjechał jej kibicować, i kolorowe plamy przed oczami. To na tych 1200 m straciła po 20, nawet 40 sekund do niektórych rywalek. Ale przewagi nad Kristą nie roztrwoniła.

Inny czas, inna pogoda, inna trasa

Minęło sześć dni od Otepaea i Parmakoski w biegu łączonym wyprzedziła o ponad 27 sekund Kallę, do której w Estonii straciły z Kowalczyk blisko minutę. Heidi Weng, zwyciężczyni Tour de Ski, trzecia w Otepaea, ze sprintu w Lahti odpadła jeszcze przed finałem, a w biegu łączonym przegrała walkę o czwarte miejsce z Nathalie von Siebenthal ze Szwajcarii. Ingvild Flugstad Oestberg też skończyła sprint szybciej niż się spodziewała, a w biegu łączonym była dopiero 19.

Oczywiście tu żadnego szablonu do porównań nie ma, Parmakoski i Kowalczyk są w innych punktach kariery, po innym sezonie, w którym Justyna pierwszy raz zrezygnowała ze wszystkich innych wyzwań dla biegu w MŚ, a dla Parmakoski ważne też było to, co uda się zdobyć po drodze w Pucharze Świata. I przed żadnym biegiem klasykiem nie wolno zapominać o roli smarowania, a Finki w ostatnich sezonach miały je z reguły znakomite.

W Otepaea jeszcze jedna rzecz zaciemniła obraz: pogoda sprawiła, że bieg po bardzo wolnym śniegu był wyczerpujący ponad normę, nawet normę trudnej trasy w Otepaea. Justyna Kowalczyk biegła 31 minut, a zdarzało jej się już pokonać tę trasę w 27 minut. Sił zabrakło właśnie w tych ostatnich minutach. - Tam, przepraszam, zdechłam po prostu. Zabrakło wytrzymałości takiej jak u rywalek. Doszło do tego zejście z gór, ciężki trening. Ale nie ma co szukać dziury w całym. Trzeba robić swoje. Wszystko tak obliczaliśmy, żeby tutaj w końcówce można było dodać gazu. Tak powinnam zareagować na przygotowania - mówi Kowalczyk. - Ale to jest sport, nie wiadomo, czy tak się zdarzy. W formie jestem. Ale jaki będzie wynik, nie wiem.

Zobacz wideo

Bjoergen znów najlepsza

Marit Bjoergen wygrała bieg łączony (skiathlon) na 15 km podczas mistrzostw świata w Lahti. W trakcie biegu doszło do sporej kraksy. CZYTAJ WIĘCEJ >>

Rywale klęli po skoku Stocha

Po skoku Stocha w kwalifikacjach do konkursu w Lahti rywale klęli pod nosem. Małysz: "Szczęka im opadła. Nagle gościu leci po rekord skoczni". CZYTAJ WIĘCEJ >>

Dziwny zwyczaj groźnego rywala Stocha

Daniel Andre Tande, jeden z najgroźniejszych rywali Stocha, ma dziwny zwyczaj. Otóż przed skokami "rozmawia" ze swoimi kombinezonami. Dlaczego? CZYTAJ WIĘCEJ >>

Stoch o grymasie bólu po lądowaniu

Stoch w kwalifikacjach pobił rekord skoczni, ale po lądowaniu złapał się z bólu za kolano. Czy jest się czego bać? CZYTAJ WIĘCEJ >>

Copyright © Agora SA