Zwycięski debiut Jana Kociana. Kibice GKS-u Tychy mają nowego wroga [ZDJĘCIA]

Podbeskidzie Bielsko-Biała po raz kolejny potwierdziło, że zdecydowanie lepiej czuje się na wyjazdach. Piłkarze GKS-u Tychy - bez wsparcia kibiców - nie mieli pomysłu na defensywę rywala.

Jan Kocian znowu na trenerskiej ławce polskiej drużyny. Czekaliśmy na Słowaka ponad półtora roku, gdyż z Pogonią Szczecin pożegnał się 8 kwietnia 2015. Tak się wtedy stało, bo portowcy tracili punkty zbyt często. Podbeskidzie, decydując się na angaż Kociana, wolałoby pamiętać czas, jaki spędził w Ruchu Chorzów. Niebiescy byli wtedy rewelacją rozgrywek, a drużyna bez gwiazd rozpychała się łokciami na tyle mocno, że zakończyła sezon na najniższym stopniu podium mistrzostw Polski.

Ruch Kociana to był zespół, który popisał się m. in. serią ośmiu meczów bez porażki. Teraz takiej passy potrzebuje Podbeskidzie, żeby na nowo stać się drużyną, która miała być faworytem pierwszoligowych rozgrywek.

Straty do czołówki nie są duże, a wynikają przede wszystkim z faktu, że Górale od ponad pół roku nie potrafią zwyciężyć na swoim stadionie. Gra na wyjazdach to już w przypadku z zawodników Bielska-Białej zupełnie inna historia.

Do Tychów przyjechał zespół, który w tym sezonie wygrał cztery z sześciu meczów na obcych boiskach. W meczu z GKS-em Podbeskidzie również bez większych problemów dyktowało swoje prawa. Goście grali więc więcej piłką, a tyszanie czekali na kontry. Coś jak w niedawnym meczu z GKS-em Katowice, który tyszanie ostatecznie wygrali.

Mimo przewagi Górali w pierwszej połowie doszło do niecodziennej sytuacji, gdy Paweł Florek - bramkarz GKS-u wyszedł na 25 metr i zaczął się rozgrzewać.

Rafał Leszczyński, golkiper Podbeskidzia, już twardo trzymał się własnego pola karnego. O jego szybsze bicie serca najmocniej zadbali w pierwszej połowie Marcin Radzewicz i Tomasz Boczek, którzy po kontrze i rzucie rożnym oddali groźne strzały na jego bramkę.

Spotkanie na Stadionie Miejskim miało być też starciem zorganizowanych grup kibiców obu klubu. W czasie, gdy fani Podbeskidzia bawili się i zdzierali gardła w najlepsze, po drugiej stronie stadionu przeważały jednak obelgi - przede wszystkim pod adresem Janusza Gajdasa, kierownika ds. bezpieczeństwa. Na obiekcie usłyszeliśmy, że to forma niezadowolenia wobec sankcji, jakie dotknęły tyskich fanów po niedawnym meczu ze wspomnianą już GieKSą. Na stadionie doszło wtedy do palenia rac i barw katowickiego klubu.

Jak już jesteśmy poza boiskiem, to dodajmy, że przed meczem GKS przedłużył ważna umowę sponsorską. Partnerem klubu nadal będzie Kompania Piwowarska.

- To duży splendor dla GKS-u. Współpraca z tak silnym partnerem daje możliwość realizowania naszych ambitnych celów. Szczególnie tych sportowych. Bez wsparcia takich marek jak Tyskie nie byłoby to możliwe. Współpracujemy już od kilku lat, mamy wiele wspólnych sukcesów, dlatego niezmiernie cieszymy się z podpisania kolejnej umowy - podkreślał Grzegorz Bednarski, prezes Tyskiego Sportu.

Po przerwie kibice w końcu zobaczyli piłkę w siatce. Po dośrodkowaniu Łukasza Zakrzewskiego z bliska wpakował piłkę głową do siatki Damian Chmiel. Tyszanie próbowali odrobić straty, ale na pewno nie rzucili się do gardeł rywali z siłą i pasją, jakiej można by od nich oczekiwać.

GKS Tychy - Podbeskidzie Bielsko-Biała 0:1 (0:0)

Bramka: 0:1 Chmiel (65.)

GKS: Florek - Górkiewicz, Boczek, Tanżyna, Mańka - Areżina (76. Szumilas), Grzybek, Bukowiec (72. Hirskyj), Grzeszczyk, Radzewicz - Varadi (67. Mączyński Ż).

Podbeskidzie: Leszczyński - Zakrzewski, Deja Ż, Piacek Ż, Magiera - Podgórski (90. + 1. Tarnowski), Sokołowski, Chmiel, Dolny (46. Janota), Sierpina (85. Kołodziej) - Demjan.

Widzów: 6000.

Sędziował: Tomasz Marciniak (Płock).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.