Transfery. Ulatniające się miliardy

FIFA zamknęła okno transferowe w Europie - okres aktywności na jednym z najdziwniejszych i najmniej przejrzystych rynków w światowej gospodarce. Tradycyjnie już rekordowy.

Wszystkich przelicytował Manchester United, który za Paula Pogbę rzucił 105 mln euro. Dotąd w XXI wieku transferowe rekordy bił wyłącznie Real Madryt, ale miażdżąca przewaga finansowa ligi angielskiej nad resztą świata stale rośnie. I kluby tych najpopularniejszych, najdrożej sprzedających prawa telewizyjne rozgrywek po raz pierwszy w historii wydały jednego lata ponad miliard funtów. A budżety płacowe pochłaniają rocznie już ponad dwa miliardy.

Dlatego Anglikom coraz trudniej pozbywać się piłkarzy zbędnych. Manchester City tylko dlatego mógł wypchnąć na wypożyczenie Joe Harta do Torino i Samira Nasriego do Sevilli, że będzie im płacił odpowiednio 35 i 70 proc. pensji. A sąsiedzi z United nie zdołali się rozstać z Bastianem Schweinsteigerem i jego wegetacja w rezerwach będzie ich kosztować 12,5 mln euro rocznie. Oba wymienione kluby są od pewnego czasu najbardziej rozrzutne na świecie (a efekt jest taki, że ligę skończyły na czwartym i piątym miejscu), jednak aberrację doskonalej ilustruje przypadek niejakiego Emmanuela Riviere - drugoligowe (!) Newcastle uważało go za balast, ale długo było bezradne, ponieważ przystało na gażę blisko 2,5 mln euro. Czyli dwa razy więcej, niż na kontynencie jest w stanie zaoferować ktokolwiek potrzebujący graczy na jego poziomie. I dopiero wczoraj podrzuciło Francuza na rok Osasunie. Za co oczywiście samo zapłaci... Newcastle to w ogóle przykład bezprecedensowy, po degradacji z Premier League stać je na utrzymywanie trenerskiego zwycięzcy Ligi Mistrzów Rafaela Beniteza. Obłęd.

Przyzwyczailiśmy się, że od wyspiarskich klubów sprzedający żądają za transfery więcej, coraz częściej krzycząco nieproporcjonalnie do sportowej wartości piłkarzy (Sunderland proponował wczoraj ponad 20 mln za Gabończyka Didiera Ndonga, który w 46 meczach Lorient strzelił dwa gole). Ale obyczaje ewoluują wszędzie. Tego lata bezkompromisowo działał nawet Juventus, czyli klub w ostatnich latach gospodarujący oszczędnie, prowadzący wzorową, w europejskiej czołówce chyba najbardziej przytomną politykę kadrową - za darmo lub prawie za darmo brał graczy klasy Andrei Pirlo, Pogby, Carlosa Téveza czy Samiego Khediry. I choć znów wygląda na wielkiego zwycięzcę letniego okna transferowego, to strategię radykalnie zmienił. Oprócz Daniego Alvesa (wygasł mu kontrakt z Barceloną) i Mehdiego Benatii (marne 5 mln dla Bayernu) za zyski z rekordowej sprzedaży Pogby wziął Gonzalo Higuaina (90 mln, najwyższa kwota w historii Serie A), Marko Pjacę (23 mln dla Dinama Zagrzeb, najdroższy młodzieżowiec ze wschodu Europy), Miralema Pjanicia (32 mln), wczoraj finalizował też transfer Axela Witsela (Zenit St. Petersburg dawał około 20 mln). Rozmach iście angielski. Turyńczycy są świadomi, że jeśli poważnie myślą o triumfie w LM, to inaczej już się zwyczajnie nie da. Barcelona wydała właśnie przeszło 120 mln na samych rezerwowych.

Jakieś rekordy padają już bowiem co tydzień. I wbrew obiegowym opiniom najbogatsze kluby nie płacą "absurdalnie" - koszty pozyskiwania gwiazd stanowią wręcz niższy odsetek przychodów niż kilkanaście lat temu. Piłka nożna na szczytowym poziomie staje się coraz bardziej dochodowym biznesem.

I coraz więcej pieniędzy spływa niżej, a tam kluby działają już niezbyt racjonalnie. Przynajmniej z perspektywy przedsiębiorstw z innych dziedzin, które nie prą - jeśli są właściwie zarządzane - ku personalnemu chaosowi. Kiedy Pogba zmienia barwy za pieniądze rzekomo absurdalne, to rozumiemy transakcję w wymiarze i finansowym, i sportowym. Wiemy, co Manchester Utd. zyskuje i dlaczego. Kiedy jednak przyglądamy się manewrom zasadniczej większości klubów, to na dłuższym dystansie czasu nie mają one żadnego merytorycznego sensu. O ile oczywiście celem ich istnienia nie jest wyłącznie to, by interes się kręcił.

Sampdoria, z którą kontrakt podpisał Karol Linetty, każdego roku wymienia nawet kilkunastu piłkarzy i rewolucjonizuje podstawową jedenastkę. Pobliska Genoa zachowuje się identycznie, Fiorentina uzbierała już w seniorskiej kadrze ponad 20 obcokrajowców. Działa to tak, że skrzydłowego za 3 mln wymienia się na innego skrzydłowego za 3 mln, który oferuje zbliżony poziom. Stopera za 2 mln zastępuje stoper za 2 mln - znów o podobnych kompetencjach. I zatrudnia się kolejnych dyrektorów sportowych, którzy "uzdrawiają" sytuację. Klub piłkarski to firma, w której trwają nieustające zmiany. I właściwie nie wiadomo po co. Wiadomo tylko, że z każdą zmianą ulatniają się pieniądze przeznaczane na prowizje pośredników.

Maniacko podróżują również piłkarze. Marco Borriello, napastnik powoływany nawet do reprezentacji Włoch, zmieniał pracę 17 razy, a w ostatnim roku zdążył się nająć w Genoi, Carpi, Atalancie i Cagliari. Nigdzie się nie sprawdza, ale zawsze znajdzie kogoś, kto pozwoli mu się nie sprawdzić. A obsługujące kariery zawodników agencje zarabiają coraz więcej. Najbardziej spektakularną i zarazem symptomatyczną kwotą wakacji było nie tyle 105 mln za Pogbę, ile 25 mln prowizji dla Mino Raioli. Potężnego menedżera, który głosi, że transfer można wymusić na każdym klubie, wystarczy tylko zasiać zamęt w szatni. Z przeprowadzki jednego klienta wyciągnął tylko trochę mniej niż roczny budżet Legii Warszawa.

Zobacz wideo

Milik strzela Milanowi dwa gole, a kibice szaleją! [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.