Najbardziej uniwersalny piłkarz na Górnym Śląsku? Ostatnio wyrasta na niego Bartosz Szeliga z Piasta Gliwice, czyli obrońca, pomocnik i napastnik w jednym. W ostatnich miesiącach 23-latka widywaliśmy już przecież na każdej z tych pozycji... - Różnie to ze mną bywa - śmieje się Szeliga. - Osobiście czuję się bocznym pomocnikiem, tam gra mi się najlepiej i docelowo to tam chciałbym występować. Powoli jednak przyzwyczajam się też do roli napastnika. Taka potrzeba chwili, bo akurat trener nie ma w ataku dużego pola manewru. I uważam, że w tych kilku meczach wyglądało to nieźle, statystyki nie są najgorsze...
Bartosz Szeliga: - Tak, w juniorach Sandecji Nowy Sącz. Byłem wtedy wręcz ukierunkowany na bramki (śmiech). Nie powiem, że strzelałem ich po 40 w sezonie, ale wstydu na pewno nie było. Wpadało regularnie.
- Zawsze mierzę wysoko. Nie planuję ograniczać się do tych dwóch bramek, które już zdobyłem. W każdym spotkaniu mam co najmniej jedną bramkową okazję, więc powinienem trafiać nadal. Chcę iść naprzód. Bez względu na to, na jakiej pozycji będę występował. Poza tym zdaję sobie sprawę, że te moje 23 lata to już nie jest młody wiek, a na dodatek niedługo powinienem dobić do 100 meczów w Ekstraklasie. Dlatego liczę, że ten sezon będzie dla mnie przełomowy.
- Może cieszyć nasza postawa w obronie, bo przecież zagraliśmy na zero z tyłu. Choć trzeba sobie też szczerze powiedzieć, że musimy popracować nad ofensywą. W Warszawie stworzyliśmy sobie właściwie tylko dwie dogodne sytuacje. Myślę jednak, że w niedzielę, z Zagłębiem Lubin, zagramy już bardziej ofensywnie. Może nie jednym, ale już dwoma ludźmi w ataku?
- Z całym szacunkiem dla Zagłębia - bać to moglibyśmy się Barcelony (śmiech). Zespół z Lubina przegrał ostatnio w Pucharze Polski, poprzedni sezon skończył w tabeli za nami. Podchodzimy więc do tego meczu z podniesionymi głowami. Choć oczywiście doceniamy rywala. Mają tam naprawdę mocny środek pola...
- Było to dla nas wygodne, po prostu żyliśmy z meczu na mecz. To się sprawdzało, bo wygrywaliśmy.
- Dokładnie!