W Monachium odbył się panel dyskusyjny w setną rocznicę urodzin Ernesta Wilimowskiego [KORESPONDENCJA Z NIEMIEC]

W stolicy Bawarii odbyła się niezwykła impreza. Panel dyskusyjny zorganizowany w Monachium z okazji setnej rocznicy urodzin piłkarza urodzonego na Górnym Śląsku to wydarzenie rzeczywiście niecodzienne. Całkowicie jednak uprawnione, bo chodzi o zawodnika światowej klasy - Ernesta Wilimowskiego.

Z tej niezwykłej okazji nie zabrakło w Niemczech przedstawicieli kibiców chorzowskiego Ruchu, którzy mieli okazję odbyć wspaniałą podróż w... czasie. Czy może być bowiem coś bardziej interesującego niż powrót do miejsc, gdzie przedwojenni piłkarze spędzali czas? Trafić do miejsca, gdzie Ruch ponad osiemdziesiąt lat temu pokonał Bayern Monachium?

Aż założyli rękawiczki

W grudniu 1934 roku Ruch Wielkie Hajduki został zaproszony do Bawarii, aby rozegrać spotkanie towarzyskie z miejscowym Bayernem. Po przyjeździe piłkarze zostali zaproszeni na śniadanie. Po oficjalnych przemówieniach gości zaproszono na zwiedzanie miasta, a później do sal browaru Löwenbräu, gdzie "częstowano doskonałą litrówką piwa". Kilkadziesiąt lat później Bawarczycy równie ciepło przyjęli delegację kibiców Ruchu Chorzów.

Przedstawiciele kibiców podczas wizyty w Niemczech skorzystali z okazji, aby dowiedzieć się, czy ktoś jeszcze pamięta o wydarzeniach sprzed 82 lat. Czas fanom Ruchu poświęcił Andreas Wittner, archiwista Bayernu Monachium. Oprowadzając po fantastycznym muzeum niemieckiego klubu, opowiadał o historii ukochanej drużyny. W zasobach archiwum zachował się niezwykły przedmiot związany z Ruchem. W małym białym pudełku, oznaczonym odpowiednim symbolem archiwalnym, spoczywa pamiątka, którą w 1934 roku działacze Ruchu przekazali gospodarzom z okazji spotkania towarzyskiego z Bayernem. To statuetka przedstawiająca piłkarzy, na dole został umieszczony napis "Na pamiątkę od mistrza Polski K.S. Ruch Wielkie Hajduki dnia 30.12.1934". Kibice Ruchu zakładali białe rękawiczki i z pietyzmem brali cenny przedmiot w ręce. Warto przy tej okazji wspomnieć, że działacze Bayernu również przekazali wówczas prezent piłkarzom Ruchu, które przetrwał do dzisiaj. To litrowy kufel do piwa z grawerem upamiętniającym mecz pomiędzy obiema drużynami. Może dzisiaj trudno w to uwierzyć, ale w okresie przedwojennym Ruch był bardziej utytułowanym klubem od Bayernu Monachium.

Stadion Grünwalder Strasse, na którym odbył się mecz w 1934 roku, istnieje do dzisiaj. Obecnie jest w trakcie remontu, ale to nadal ciągle aktywne miejsce, gdzie rozgrywane są mecze piłkarskie. Choć już niewiele zachowało się z jego kształtu z lat 30., to jednak miejscowi kibice ciągle pamiętają o sukcesach, jakie właśnie tam świętowały monachijskie drużyny. To właśnie na tym stadionie Ruch odniósł historyczne zwycięstwo 1:0 nad Bayernem po bramce strzelonej przez Teodora Peterka z podania Wilimowskiego.

Podczas wizyty przedstawicieli kibiców Ruchu Chorzów to jednak Ernest "Ezi" Wilimowski był ciągle tematem numer jeden. Kiedy kibice niebieskich pojawili się w siedzibie TSV 1860 Monachium, którego "Ezi" był zawodnikiem w latach 1942-43, rozmowy na jego temat nie ustawały. Fani zauważyli plakat niemieckiej drużyny z 1942 roku na jednej ze ścian sali konferencyjnej. TSV 1860 Monachium zdobył wówczas Puchar Niemiec (zwany wtedy Pucharem Tschammera). Na plakacie został uwieczniony Wilimowski, który w finale pucharu rozegranego z Schalke 04 zdobył jedną z bramek. W pamięci monachijskich kibiców Wilimowski był kluczowym zawodnikiem tej drużyny, odciskając swoje piętno na sukcesie TSV.

Głównym punktem imprezy był panel o Erneście Wilimowskim, który odbył się pod hasłem "Gra była jego życiem". Uroczyste spotkanie odbyło się w czwartek wieczorem, dokładnie w dzień jego urodzin. Przy okazji tego wydarzenia została wcześniej otwarta wystawa poświęcona losom piłkarzy urodzonych na Górnym Śląsku, którzy na arenie międzynarodowej reprezentowali barwy Polski i Niemiec. Organizatorzy panelu pieczołowicie przygotowali do tego wydarzenia. Uwagę przykuwał siedzący w pierwszym rzędzie jeden z sędziwych kibiców ubrany w barwy TSV 1860 Monachium, kurczowo trzymając w rękach album zdjęć przedstawiających historię tego klubu. Kibic wypożyczył na uroczystość 100-lecia wszystkie swoje zdjęcia, na których znajdował się "Ezi". To właśnie panel z jego udziałem, w którym uczestniczyło także stowarzyszenie kibiców "Löwen Fans Gegen Rechts", był jednym z najciekawszych. Podczas tej części najstarsi kibice opowiadali, jak słuchali relacji radiowej z półfinału pucharu Niemiec z 1942 roku, w którym TSV 1860 Monachium grał z TuS Lipine (Naprzód Lipiny w okresie 1939-1945). Padło wtedy wiele ciepłych słów na temat Wilimowskiego. Pytaniem, na które przedstawiciele "Löwen Fans Gegen Rechts" nie znaleźli jednak odpowiedzi, była zasadnicza kwestia: "Dlaczego Ernest akurat grał dla 1860?"

Zapamiętany jako najlepszy

W trakcie panelu organizatorzy zapewnili atrakcje związane z Polską. Przygrywał zespół muzyczny, którego solistka śpiewała w naszym ojczystym języku. Pojawiło się również polskie piwo i gołąbki, przygotowane - co muszę przyznać - z dużą starannością. Na sali nie zabrakło oczywiście Polaków mieszkających na stałe w Monachium.

Na koniec odbyła się dyskusja panelowa przedstawicieli "Fanprojekt München", organizacji społecznej, która była jednym z organizatorów obchodów stulecia urodzin Wilimowskiego, oraz kibiców Ruchu Chorzów, którzy przekazali Niemcom koszulkę z nazwiskiem Wilimowski oraz nr. 100 symbolizującym jego urodziny. Gest został nagrodzony oklaskami. W trakcie panelu zostałem poproszony o komentarz na temat tego, jak dzisiaj w Chorzowie postrzegany jest Wilimowski. Trudno było ode mnie oczekiwać innej odpowiedzi niż taka, że był najlepszym piłkarzem w 96-letniej historii najpierw hajduckiego, a później chorzowskiego Ruchu.

- W uwielbieniu kibiców Ruchu do Wilimowskiego nie chodziło tylko o umiejętność zdobywania bramek, to potrafiło wielu zawodników grających w niebieskich barwach. Chodziło o sposób, w jaki to robił. Jego rekordy na boisku zawsze miały jakiś podtekst, a to był zakład, a to chęć ośmieszenia przeciwnika, lecz najważniejszym było wygrać mecz, zdobyć laur i mistrzostwo. "Ezi" zdecydowanie wyprzedził swoją epokę, nie musiał potwierdzać, że był wyjątkowy, on wiedział, że tak jest. Dziennikarze zrobili z niego pijaka, którym nigdy nie był. Przypinano mu łatkę najpierw alkoholika, a później zdrajcy. Przedwojenny PZPN zawieszał go wielokrotnie, nawet kosztem dobra reprezentacji. Polska komunistyczna próbowała wymazać go z pamięci kart historii. Dla kibiców Ruchu te próby były zawsze nieudane. Dla nich "Ezi" zawsze pozostanie Górnoślązakiem, takim samym jak wielu z nas. Wilimowski był jedyny, ale był też jednym z nas. Jego historia to historia Śląska, trudna i zagmatwana, ale i wyjątkowa. Ernest Wilimowski ciągle dążył do perfekcji i do osiągania granic swoich możliwości. To była pogoń za byciem najlepszym. I takim się stał. Takim był. Był najlepszy. I taki będzie przez nas zapamiętany - powiedziałem.

Panel dowiódł, że warto organizować spotkania mające na celu popularyzację historii piłki nożnej. Koszulka Ruchu z nazwiskiem Wilimowski zawiśnie w biurze "Fanprojekt München" tuż obok koszulek Bayernu Monachium oraz TSV 1860 Monachium. To również symboliczne.

*autor zajmuje się historią Ruchu Chorzów dla portalu kibicowskiego "Niebiescy.pl". Pisze również bloga "Niebiesko mi" na stronie "Śląsk.sport.pl"

Copyright © Agora SA