NBA. Golden State Warriors znów w finale NBA

Golden State Warriors będą mieli szansę, by obronić mistrzowski tytuł. W poniedziałek pokonali Oklahoma City Thunder 96:88 i wygrali serię 4-3, choć przegrywali już 1-3. W finale Warriors, tak jak przed rokiem, zmierzą się z Cleveland Cavaliers.

Warriors są dziesiątą drużyną w historii i trzecim obrońcą tytułu, który wygrał serię w play-off, mimo że przegrywał w niej 1-3. Oklahoma City Thunder zaskoczyli mistrzów NBA w trzech z pierwszych czterech spotkań, sprawiali wrażenie drużyny lepszej i mającej pełno pomysłów na neutralizację atutów mistrzów NBA. Warriors zdołali się jednak podnieść. Wyrwali mecze numer pięć i sześć, doprowadzili do decydującego spotkania numer. Meczu o wszystko.

W poniedziałek wszystko początkowo układało się po myśli Thunder. Zespół z Oklahomy prowadził przez całą pierwszą połowę, był lepszy niemal we wszystkich koszykarskich elementach. Ale w drugiej połowie gra Thunder się posypała, Warriors zaczęli grać swoją koszykówkę, a Stephen Curry trafiał swoje szalone rzuty. Trafił 7 z 12 trójek w tym meczu, czyli więcej niż cały zespół rywali. Uzbierał w sumie 36 punktów.

Trzecią kwartę Thunder przegrali aż 12:29, a Warriors trzymali dystans. Goście poczuli szansę w czwartej kwarcie, gdy dzięki indywidualnym akcjom Kevina Duranta na 1:40 przed końcem z 11 punktów różnicy zrobiły się tylko cztery. Warriors odparli kolejny atak Thunder - Curry najpierw wymusił faul Ibaki przy rzucie za trzy punkty, a potem trafił trójkę, która definitywnie odebrała rywalom szansę na odrobienie strat.

Do 36 punktów Curry'ego 21 dorzucił Klay Thompson, a 11 miał Draymond Green. Kawał dobrej roboty w obronie wykonał Andre Iguodala, który zaczął mecz od pierwszych minut z zadaniem ograniczenia Kevina Duranta. I sprawdził się w tym przyzwoicie.

Durant zdobył 27 punktów trafiając 10 z 19 rzutów z gry, miał siedem zbiórek i trzy asysty. W końcówce spotkania pociągnął Thunder, ale brakowało jego punktów wcześniej. Chciał angażować w grę kolegów, jednak sprawiał wrażenie pasywnego. Świetny przez całą serię Russell Westbrook rzucił tylko 19 puntów i choć miał aż 13 asyst, to zagrał swój najsłabszy mecz w serii. Zabrakło też większej pomocy graczy drugiego planu, którzy robili w tej serii różnicę.

-To świetny zespół. Przez całą serię zmuszali nas do poszukiwania odpowiedniej rotacji, co było dla nas nowe i trudne - komplementował zespół rywali trener Warriors Steve Kerr.

Thunder byli największą niespodzianką tych play-off. W drugiej rundzie wyeliminowali sensacyjnie San Antonio Spurs, którzy w sezonie zasadniczym zwyciężyli w aż 67 z 82 meczów i wydawali się głównym rywalem dla Warriors. W finale Konferencji Zachodniej byli o kroczek od wyeliminowania mistrzów NBA. Zabrakło im niewiele.

Warriors wygrali z Thunder dzięki temu, w czym są najlepsi - rzutom z dystansu. W tym elemencie zdobyli o 30 punktów więcej od rywali, błyszczeli zwłaszcza w decydujących meczach numer sześć i siedem. Dalekosiężne armaty Thunder w tym czasie sie zacięły. - Ograli nas trójkami w dwóch ostatnich meczach, wszystko inne było lepsze po naszej stronie. Walczyliśmy twardo. Przegrywanie jest do kitu - powiedział Kevin Durant.

Warriors wypracowali finał, w którym, tak jak przed rokiem, zmierzą się z Cleveland Cavaliers. Drużyna LeBrona Jamesa przez play-off idzie jak burza - w trzech seriach przegrała ledwie dwa mecze, ale faworytem znów będą obrońcy tytułu.

Rywalizacja w finale toczy się do czterech zwycięstw. Pierwszy mecz o godz. 3 w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu. Transmisje w Canal+ Sport ze wszystkich meczów o tytuł.

LeBron jr, Shaq jr, Wade jr - ojciec gwiazdą NBA. Syn też?

Kto zostanie mistrzem NBA?
Więcej o:
Copyright © Agora SA