Chcesz wiedzieć wszystko o Final Four Ligi Mistrzów? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL
To były znakomite cztery spotkania, ale na końcu znowu najlepszy okazał się Zenit Kazań. Mistrzowie Rosji powtórzyli swój sukces sprzed roku i ponownie zostali najlepszą drużyną w Europie. W finale Ligi Mistrzów, podopieczni Władimira Alekno pokonali Trentino Diatec 3:2, a najlepszym zawodnikiem turnieju finałowego został wybrany Kubańczyk z polskim paszportem, Wilfredo Leon.
Wilfredo Leon: - Dziękuję, faktycznie dwa ostatnie sezony to dla mnie wspaniały czas. Szczególnie ten obecny jest znakomity, bo przegraliśmy chyba tylko dwa spotkania. Najlepsze zwycięstwo przyszło jednak na sam koniec.
- Nic szczególnego. Wiedzieliśmy, że nie możemy patrzeć na tablicę wyników, bo to tylko może zadziałać na naszą niekorzyść. Na trzecią partię wyszliśmy więc tak jakby było 0:0. Wtedy nasza gra w końcu "zaskoczyła". Udało się wygrać to spotkanie w pięciu setach, dlatego może i zwycięstwo smakuje wyjątkowo.
- Tak, zdecydowanie tak. Ten obiekt jest naprawdę wyjątkowy, jeden z lepszych w jakich grałem. A atmosfera? Polscy kibice zdążyli mnie już przyzwyczaić, że potrafią stworzyć kapitalny klimat do gry. Mimo, że nas dopingowała tylko garstka (śmiech).
- Tak, widziałem jeden z nich. To dla mnie bardzo miłe, że polscy kibice mnie wspierają, mimo że gram dla drużyny z zagranicy. Szkoda tylko, że tutaj w Krakowie fani Asseco Resovii nie mieli więcej powodów do radości.
No właśnie, w tym sezonie razem z Zenitem pozbawiłeś marzeń o wygraniu Ligi Mistrzów aż trzy polskie drużyny. Na parkiecie nie miałeś więc żadnych sentymentów.
- Takie mieliśmy losowanie, więc nie było wyjścia - trzeba było grać na 100 procent. Mam nadzieję, że polscy kibice mi to wybaczą (śmiech).
- Koledzy właśnie na mnie czekają, więc za chwilę dowiem się co szykują (śmiech). Ja zostaję teraz w Polsce, więc ten udany sezon będę świętował na pewno tutaj.