Liga Mistrzów. Cristiano Ronaldo moment idealny

Najtrudniejsze wyzwania wymagają wyjątkowych środków. A Cristiano Ronaldo we wtorek, strzelając Wolfsburgowi hat-tricka udowodnił, że jest nie tylko maszyną, ale też maszyną do zadań specjalnych. Dzięki niemu Real Madryt awansował do półfinału Ligi Mistrzów.

Nie, nie zacznę od trzech goli Cristiano Ronaldo. Była siedemdziesiąta minuta, gdy Portugalczyk ruszył sam na rozgrywających piłkę obrońców i bramkarza Wolfsburga, wymuszając na tym ostatnim wykop w trybuny. A kilka chwil później tak agresywnie starał się odebrać piłkę, że za faul obejrzał żółtą kartkę. Żaden inny zawodnik Realu nie przejawiał tyle energii, a przede wszystkim determinacji w kluczowym dla sezonu "Królewskich" spotkaniu.

A potem były gesty. Nakręcanie kibiców, wsłuchiwanie się w skandowanie swojego imienia i nazwiska, krzyk oraz radość na kolanach po ostatnim gwizdku. To już ta faza europejskich pucharów, że w prawdziwych gwiazdach wyzwala to, co najlepsze. A przecież Ronaldo do bycia na szczycie już nas przyzwyczaił. Wskazywały na to nawet przedmeczowe zapowiedzi, w których zastanawiano się - zasadnie lub nie - czy to Zinedine Zidane wytrzyma presję wyniku i stawki. On nawet zagrał nieco wbrew Francuzowi, który prosił swój zespół o cierpliwość, mówił, że mają 90 minut na odrobienie strat. A Portugalczyk od pierwszej chwili nie wyglądał na kogoś, kto chciałby tak długo czekać w niepewności.

Dlatego Cristiano Ronaldo brano za pewnik. W fazie pucharowej Ligi Mistrzów w barwach Realu Portugalczyk strzelił 34 gole w 36 meczach. Od czasu przyjścia do Madrytu strzelił w europejskich pucharach więcej goli niż np. całe PSG. Pierwszy mecz z Wolfsburgiem był dla niego wyjątkiem od reguły.

A dla Realu bramki Cristiano Ronaldo to sygnał nadchodzącego sukcesu. Dwa sezony temu, gdy "Królewscy" wygrywali Ligę Mistrzów, on strzelił 17 goli. Teraz ma tylko jednego mniej i w perspektywie przynajmniej dwa spotkania półfinałowe.

Zauważmy, że Ronaldo najlepiej ostatnio czuje się na długim słupku. To tam wykończył akcję, która dała Realowi nieoczekiwane zwycięstwo na Camp Nou (przywracające wiarę w mistrzowski tytuł?), we wtorek to stamtąd napoczął Wolfsburg. Jest zawsze we właściwym miejscu o właściwej porze. Znika, by w kluczowym momencie się pojawić. Jak w filmie, który o jego skuteczności nagrano kilka lat temu - nawet, gdyby ktoś przy dośrodkowaniu zgasił na Santiago Bernabeu wszystkie światła, to Portugalczyk i tak by swoje okazje wykorzystał.

We wtorek dogonił Lionela Messiego - kontekst Argentyńczyka musiał się pojawić - pod względem hat-tricków w Lidze Mistrzów (5). Ale to harówka jakiej się podjął zrobiła największe wrażenie. W sezonie, który Realowi długimi fragmentami układał się wyjątkowo przeciętnie (Gareth Bale przed meczem użył określenia "irytująco") to Ronaldo wyciąga "Królewskich" w stronę jakiegokolwiek powodu do radości. Przywództwo, jakie pokazuje Portugalczyk jest pewnie jednym z rzadziej wymienianych jego atutów. We wtorek pokazał, że niesłusznie, na boisku rządził tak, jakby był to jego pokój w lizbońskiej akademii Sportingu.

Real Madryt miażdży Wolfsburg jak Lewandowski, Lord Bendtner zrobiłby to lepiej, czyli echa Ligi Mistrzów [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.