Ekstraklasa w Sport.pl. Śląsk Wrocław ma swojego Kagawę?

W czternastym klubie ligi tempo dokonywania transferów spadło, Wrocław wciąż czeka na swojego napastnika. Najważniejsze, że wreszcie będzie miał kto do snajpera Śląska dogrywać. Pokazujemy, że kluczowe podania Ryota Morioki mogą być jednym z najatrakcyjniejszych elementów rundy wiosennej ekstraklasy.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas Ryota Morioka przyleciał do Wrocławia w poprzednim tygodniu i zanim rozegrał choćby jeden sparing w barwach nowego klubu, już obwołano go przyszłą gwiazdą ekstraklasy. Zasłużył sobie na spory materiał w "Przeglądzie Sportowym", lokalne media również piały z zachwytu nad transferem 25-latka . I patrząc na to, co wyczyniał w Japonii trudno zrozumieć, jakim cudem trafił do klubu broniącego się przed spadkiem z ligi polskiej.

Jeszcze będzie przypominane, że w Vissel Kobe Morioka zarabiał więcej niż we Wrocławiu, że przyleciał z ligi, która przyciąga większe nazwiska. Jednak Europa kusi i chęcią wypromowania się w ekstraklasie argumentował swoje przenosiny Japończyk. Opinie o nim ze sztabu Śląska oraz z jego kraju są wyłącznie pochlebne. Niektórzy w ciemno typują go na gwiazdę ekstraklasy.

Przesadzają? Spójrzmy - na wybranych przez nas akcjach Morioka prezentuje się świetnie. Mniejsza o fatalną skuteczność jego kolegów, ale prostopadłe podania przychodzą mu z niewiarygodną łatwością. Widać, jak rozgrywający dostrzega opcje zagrania jeszcze zanim trafi do niego piłka. Podaje idealnie w tempo i na wolne pole, całkowicie zaskakując rywali. W pewnym sensie swoją wizją, posturą i sposobem prowadzenia piłki przypomina swojego rodaka, gwiazdę Borussii Dortmund, Shinjiego Kagawę. On jednak do Europy trafił znacznie wcześniej niż Morioka.

 

Stwierdzenie, że takiego piłkarza w ekstraklasie dawno nie było jest na tę chwilę zbyt ryzykowne i przesadzone. Morioka jest szybki i zwinny, ale w Polsce gra się futbol bardziej fizyczny. Jednak i tu tacy piłkarze sobie radzili. jak choćby Dani Quintana, który robił furorę kilka lat temu w barwach Jagiellonii. Hiszpan w Białymstoku spędził półtora roku, w jednym sezonie potrafił strzelić piętnaście goli. Jednak we Wrocławiu bardziej liczą na podania, a nie trafienia Morioki.

Dlatego, podobnie jak w Japonii, wiele będzie zależało od kolegów. Warto przypomnieć, że tam pomimo tak wielu stworzonych sytuacji częściej sam strzelał, niż zaliczał asysty. A skuteczność była jesienią jedną z największych wad Śląska - tylko Korona Kielce strzeliła mniej goli od wrocławian. Dotychczasowy podstawowy napastnik wrocławian, Kamil Biliński miał więcej celnych strzałów od Pawła Brożka, Mariusza Stępińskiego, Kaspera Hamalainena i Martina Nespora, ale do siatki trafił tylko czterokrotnie. Dlatego w klubie niecierpliwią się, że ich poszukiwania zawodnika do wykorzystywania podań Morioki ostatnio poważnie zwolniły. Jeśli się nie powiodą, po pierwszym półroczu we Wrocławiu będą mogli stworzyć imponującą kompilację zagrań Japończyka, ale również bez szczęśliwego zakończenia.

Obserwuj @sportpl

Zobacz wideo

To oni w przyszłości będą uwielbiani jak Messi i Ronaldo. Jedenastka najzdolniejszych piłkarzy

Więcej o:
Copyright © Agora SA