Lech Poznań - klub nadal zagrożony pożarem

No i jakoś udało się Lechowi dotrwać do zgrupowania w Turcji! Piotr Reiss nie odszedł do Wisły Kraków; zawodnicy otrzymali na tyle zadowalającą część swych wypłat, że wsiedli do samolotu; "Kolejorz" trenuje teraz na dobrych boiskach. Mamy spokój, przynajmniej do czerwca.

Przez ostatnie tygodnie sytuacja w Lechu była bardzo niepewna. Nie było jasne, czy uda się utrzymać w Poznaniu piłkarzy. Ostatecznie odeszło zaledwie kilku z nich - Tyrajski, Kaliszan, Jacek, Ślusarski. Mogło być dużo gorzej. Wiemy zatem, że Lech przystąpi do rundy wiosennej znacznie mniej osłabiony, niż mu to groziło. Pożar na Bułgarskiej został jakoś stłumiony. Tylko jednak stłumiony, bo całkowicie nie wygasł i może na nowo rozniecić się w czerwcu.

Stanie się tak, jeśli polityka szukania inwestorów uprawiana przez zarząd "Kolejorza" nadal - tak jak dotychczas - nie będzie dawać spodziewanych efektów. Kiedy w 2003 r. nie wypalił pomysł z oddaniem Lecha w ręce Jana Kulczyka, klub zwrócił się do innych firm. Zrobił to z pewnym opóźnieniem, bo zbyt długo liczył na zaangażowanie najbogatszego z Polaków. Namawia je od miesięcy do wsparcia Lecha na dużą skalę. Rozmów w tej sprawie było wiele - efekty skromne.

Nieoficjalnie można usłyszeć na Bułgarskiej, że wiele firm zainwestowałoby nawet w Lecha, ale pod warunkiem że działałaby tu prężnie martwa dotąd spółka akcyjna, o której nagle wszyscy sobie przypomnieli. Wymówka jest dobra jak każda inna. Kiedyś były nią rozróby na trybunach, za niska frekwencja, brak wyników sportowych, nieodpowiednie władze klubu...

Z punktu widzenia potencjalnych inwestorów Lechowi zawsze czegoś brakowało, by zostawić w nim pieniądze.

Dziś władze Lecha poważnie rozmawiają m.in. z jedną z firm w branży developerskiej, która mogłaby teoretycznie zainwestować tu środki na skalę porównywalną z inwestycjami TeleFoniki w Krakowie. Nauczony doświadczeniem z Kulczykiem poznański klub nie obwieszcza jednak całemu światu, że takie rozmowy są prowadzone i jak daleko są zaawansowane. Może i dobrze, bo po Kulczyku drugi raz wykarmić kibiców brakiem konkretów już by się nie dało.

Na razie więc Lech wciąż jest w "przededniu pozyskania sponsora", a do Turcji poleciał za pieniądze za transfer Bartosza Ślusarskiego do Groclinu. Pieniądze od prezesa Zbigniewa Drzymały to jedyny finansowy konkret tej zimy.

Ten kubeł świeżej wody przygasił zatem pożar, jaki w ostatnich tygodniach ogarniał Bułgarską. Ogień się jednak tli i zapewne wybuchnie w czerwcu. Co wtedy pocznie Lech? W klubie można usłyszeć odpowiedź, że pomysłem na czerwiec jest spółka akcyjna.

Byłoby wspaniale, gdyby zaczęła wtedy działać i przynosić zyski. Dla mnie jednak bardziej realne jest to, że latem znów woda do gaszenia pożaru będzie musiała popłynąć z Grodziska. Opłata za akcję gaśniczą: jeden Madej i/lub jeden Goliński.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.