Gerard Rother, legenda GKS Katowice, dla "Gazety": Legia? Nie, dziękuję

Tylko kilku polskich piłkarzy strzeliło gola słynnej Barcelonie na Nou Camp. Wśród nich jest lewonogi napastnik Gerard Rother. Wkrótce jubileusz 40-lecia GKS, więc warto przypomnieć legendarnego napastnika z Bukowej

Był wrzesień 1970 roku. GKS spotkał się z Katalończykami w I rundzie Pucharu Miast Targowych. W składzie ówczesnej "Barcy" grało aż dziewięciu reprezentantów Hiszpanii. W pierwszym meczu na Stadionie Śląskim Barcelona wygrała 1:0 po golu strzelonym w końcówce. W rewanżu po pierwszej połowie było 2:0 dla "Gieksy". Pierwszego gola strzelił Rother ("lewoskrzydłowy Katowic, minął w pełnym biegu dwóch obrońców i z odległości 30 metrów posłał piłkę samo okienko"), drugiego z karnego po faulu na Rotherze - Jerzy Nowok.

Rother przez blisko 10 lat był kapitanem drużyny z Bukowej. Pochodzi z Chorzowa; wychowanek Konstalu, do Katowic trafił z KS Prezydent. - Miałem propozycje z Motoru Lublin i Piasta Gliwice, ale GKS zaproponował mi najlepsze warunki, no i do Katowic było mi najbliżej z rodzinnego Chorzowa. Te kilkanaście lat na Bukowej to najwspanialszy okres mojej kariery. Pamiętam wszystkie awanse i spadki - mówi Rother, który musiał jednak na ponad dwa lata opuścić Katowice. O piłkarza upomniało się wojsko i stołeczna Legia. - Nie chciałem iść do Legii. Wojsko odsłużyłem w Śląsku Wrocław. Nie żałuję, choć wiem, że grając w Warszawie, być może zrobiłbym większą karierę - opowiada.

Dobre występy w lidze spowodowały zainteresowanie piłkarzem selekcjonerów Ryszarda Koncewicza i Kazimierza Górskiego. Rother na długo zagościł w szerokiej kadrze reprezentacji Polski. - To były dla Śląska wspaniałe czasy. Kiedy jechaliśmy na kadrę, to większość powołanych piłkarzy wsiadała do pociągu w Katowicach. 70-80 proc. drużyny narodowej to byli chłopcy z Zabrza, Chorzowa, Bytomia czy Katowic - wspomina. Mimo że Rother zaliczył wiele występów w kadrze B, to nigdy nie zadebiutował w pierwszej reprezentacji Polski. - Mam za sobą kilka występów w reprezentacji juniorskiej, a także olimpijskiej. Byłem z kadrą olimpijską pod wodzą Kazimierza Górskiego na tournée po Bliskim Wschodzie. Najlepiej pamiętam mecz z Finlandią, kiedy Lubański dał mi strzelić karnego. Pokonaliśmy Finów aż 7:2.

Pod koniec kariery spędził dwa lata we francuskim drugoligowym Boulogne. Nie chciał skorzystać z propozycji z Australii i USA, bo nigdy nie chciał jechać zbyt daleko od rodzinnego Śląska. Rother kilkakrotnie decydował się na inne wybory, niż większość ludzi uczyniłaby to na jego miejscu. W 1973 roku piłkarzem interesował się niemiecki MSV Duisburg. Rother zagrał nawet w barwach drużyny z Bundesligi sparing, po czym stwierdził, że... nie chce zostać w Niemczech. - Mimo że w Niemczech mam pół rodziny, znam dobrze język, to jednak mi się tam nie podoba. Wolałem grać w lidze francuskiej, bo klimat Francji bardziej przypominał mi Polskę - opowiada Rother.

Dzisiaj jest na emeryturze górniczej, a wolny czas najchętniej spędza na rowerze. - Całymi dniami mogą jeździć po okolicy. Od boiska do boiska. Tu i tam spotykam byłych piłkarzy czy trenerów. Tylko serce się kraje, kiedy widzę, co się dzieje z boiskami po wszystkich placach. Jest ich coraz mniej, więc gdzie te bajtle mają grać? - smuci się Rother. Jego pasją są także znaczki sportowe, które namiętnie zbiera od blisko 30 lat. - Byli u mnie już kolekcjonerzy z Niemiec i Anglii, bo mam całkiem ciekawe okazy. W sumie posiadam około 3 tys. przypinek z herbami klubów i federacji - mówi z dumą.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.