Dorota Pieńkoś: Powalczę o Turyn

Z Dorotą Pieńkoś rozmawia Wiesław Pawłat

Przed dwoma tygodniami grupa osób powołała do życia pierwszy klub łyżwiarstwa figurowego w Lublinie. Nazwano go Salchow, a inicjatorami jego założenia byli: łyżwiarka Dorota Pieńkoś, jej mama Alicja i... dotychczas kojarzony głównie ze sportami motorowymi Jerzy Kraśnicki.

Wiesław Pawłat: - Do tej pory Lublin nie miał żadnych tradycji łyżwiarskich. Skąd u Pani takie zainteresowania?

Dorota Pieńkoś: - To rodzinne. Na łyżwach jeździła moja babcia, potem mama. Ja zaczęłam w wieku... dwóch lat i trwa to do dziś. Myślę, że na mnie się nie skończy, bo już próbuje swoich sił syn mojej siostry.

Kto był Pani pierwszym trenerem?

- Swoją przygodę z łyżwami rozpoczęłam na lubelskim lodowisku pod okiem mamy. Robiłam stałe postępy, ale nie było tu warunków do dalszego rozwoju. Po prostu nikt się mną nie interesował i wyjechałam z Lublina. Reprezentowałam barwy stołecznego Marymontu, Olimpijczyka Oświęcim, gdzie trenowałam m.in. z Dorotą Zagórską i Mariuszem Siudkiem, medalistami ostatnich mistrzostw Europy, ŁTŁ Łódź. W tym czasie zdobyłam dwukrotnie mistrzostwo Polski juniorek. Powiem szczerze, że moje sukcesy były - oprócz fizycznego - dużym wysiłkiem finansowym, bo większość kosztów pokrywałam sama.

Czy łyżwiarstwo jest drogim sportem?

- Zależy jak na to patrzeć. Same łyżwy kosztują cztery tysiące złotych. Suknia, to wydatek kolejnego tysiąca. Na tym nie można oszczędzać, bo od tego zależy perfekcyjność wykonania programu, wyraz artystyczny, a tym samym ocena sędziów. Muszę przyznać, że ja w tej chwili dysponuję czteroletnimi łyżwami, które nadają się już na złom. Myślę, że roczne utrzymanie jednej zawodniczki zamknie się w kwocie 25 tys. zł.

Założyliście klub, ale sytuacja lubelskiego lodowiska jest mocno niejasna. Na razie jest, ale może zostać zlikwidowane - co wtedy?

- Nie poddamy się. Będziemy jeździli do innych miast. Zresztą ja i tak muszę od czasu do czasu wyjeżdżać, bo tu nie mam trenera. Poza tym w Lublinie lód jest tylko w zimie, a żeby się w tym sporcie liczyć, trzeba trenować przez większą część roku. Mam nadzieję, że wreszcie doczekamy się w naszym mieście lodowiska z prawdziwego zdarzenia, aby młodzież mogła ćwiczyć tak jak powinna.

Łyżwiarstwo figurowe przechodzi w Polsce kryzys. Na mistrzostwach Europy w Budapeszcie naszego kraju nie reprezentowała żadna solistka...

- To prawda. Nie mamy w tej chwili zawodniczki na odpowiednim poziomie, która gwarantowałaby na imprezach rangi mistrzowskiej zajęcie miejsca w pierwszej dziesiątce.

Może jest to szansa dla Pani?

- Nie wykluczam. Na razie, po kontuzji, wracam na lód. Mam problemy organizacyjne i finansowe, ale muszę się z nimi jakoś uporać. Nie mogę zaprzepaścić 14 lat ciężkiej pracy. W tym roku moją główną imprezą będą mistrzostwa Polski. Planuję także powrót do kadry narodowej. Za dwa lata igrzyska olimpijskie w Turynie, postaram się powalczyć o wyjazd do Włoch. Byłabym pierwszą lubelską olimpijką w sportach zimowych.

Copyright © Agora SA