Paweł Brożek dla "Gazety": jeśli Katowice się zgrają, to mają szanse na puchary

Pierwszy trening w nowym otoczeniu zawsze jest stresujący. Każdy spogląda ci na ręce..., znaczy się raczej na nogi - opowiada Paweł Brożek, który od wczoraj trenuje z katowicką "Gieksą".

21-letni Brożek dotychczas występował w Wiśle Kraków, ale w ramach rozliczenia za transfer Jacka Kowalczyka ma zostać wypożyczony na następną rundę do katowickiego klubu. W poniedziałek piłkarz będzie negocjował warunki swojego pobytu w Katowicach.

Rafał Góral: Jakie wrażenia z pierwszego treningu w Katowicach?

Paweł Brożek: Pierwszy trening w nowym otoczeniu zawsze jest stresujący, więc nie inaczej było dzisiaj. Każdy spogląda na ręce..., a właściwie na nogi. To na pewno nie pomaga. Sądzę jednak, że mogę wspomóc "Gieksę" i wnieść coś wartościowego do drużyny. Starałem się dzisiaj pokazać z jak najlepszej strony. Chcę udowodnić swoją przydatność i zostać w Katowicach.

Kiedy zapadnie ostateczna decyzja o tym, czy będzie Pan występował w "Gieksie"?

- Co prawda jestem już po kilku rozmowach z prezesem Piotrem Dziurowiczem, ale ostatecznie wszystko powinno się rozstrzygnąć w poniedziałek. Właściwie wszystko zostało już uzgodnione i zostały już tylko drobne niuanse.

Podobno nie jest Pan zadowolony z przejścia do Katowic?

- To nie tak. Kiedy pojawiła się sprawa mojego przejścia na Bukową, prasa zaraz skwitowała, że nie jestem zadowolony, ale nikt nie zastanowił się, dlaczego. Proszę wziąć pod uwagę fakt, że uczę się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Krakowie i jestem właśnie w klasie maturalnej. Na pół roku przed tak ważnym egzaminem opuszczam Kraków. Nie ułatwia mi to chyba nauki? Nie mam samochodu, więc dojazdy pociągiem też nie są ułatwieniem.

A więc będzie Pan dojeżdżał codziennie pociągiem z Krakowa do Katowic?

- No właśnie, to jest jeden z tych niuansów, o których mówiłem wcześniej. Staram się, żeby prezes Dziurowicz postarał się o wypożyczenie dla mnie samochodu na okres trzech miesięcy, kiedy będę grał w "Gieksie". Na razie, kiedy trenujemy dwa razy w tygodniu, na pewno zostanę w Katowicach. Natomiast później chciałbym wracać do Krakowa, żeby, kiedy tylko będzie okazja, chodzić do szkoły. Prawdopodobnie będę miał indywidualny tryb nauczania, więc powinienem dać sobie radę. Hm..., muszę zdać tę maturę! Bez niej człowiek mało dziś znaczy.

Nie bierze Pan zatem pod uwagę możliwości pozostania dłużej w Katowicach?

- Tego chyba nie bierze pod uwagę Wisła, ale do końca sezonu może wiele się zmienić. Na razie nie chcę o tym myśleć, a jedynie skupić się na grze w "Gieksie".

Widać jednak, że jest Pan rozżalony faktem, że nie znalazł się w kadrze Wisły...

- Nie ukrywam, że po rundzie jesiennej, gdzie zagrałem w ośmiu spotkaniach i zdobyłem dla Wisły dwa gole, myślałem, że będzie inaczej. Niestety, zostałem szybko sprowadzony na ziemię. Wielu piłkarzy marzy o grze w Wiśle, więc jak się stamtąd odchodzi, to nie jest łatwo. Powtarzam więc, że nie jest to dla mnie łatwa sytuacja, i to z kilku powodów.

Rozmawiał Pan o tym z trenerem Henrykiem Kasperczakiem?

- Tak. Z panem Kasperczakiem przeprowadziłem długą rozmowę, w której wytłumaczył mi, że muszę dużo grać. Niestety, w tej chwili w Wiśle nie znajdzie się dla mnie miejsce.

A więc czym dla Pana jest pobyt w Katowicach? Zesłaniem?

- Nie, to raczej szansa na większe zaistnienie w piłce. Przecież GKS to drużyna, która jest w środku tabeli pierwszej ligi. Myślę, że jeśli uda się zgrać tę nową drużynę, to mamy szanse awansować nawet do europejskich pucharów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.