Premier League. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci traci

David de Gea od co najmniej pół roku był myślami w Madrycie. Nie chciał słyszeć o przedłużeniu kontraktu z Manchesterem United (wygasa w czerwcu 2016 roku). Gdy jego marzenie było tak bliskie realizacji, zawiódł niedoszły pracodawca.

Włodarze Realu Madryt nie zdołali domknąć formalności transferu Davida de Gei. Hiszpanie chcieli zbić kwotę odstępnego, a Manchester United pozostawał nieugięty. W efekcie kluby porozumienie osiągnęły zbyt późno, aby przeprowadzić transakcję. Oznacza to, że de Gea przynajmniej do stycznia pozostanie zawodnikiem "Czerwonych Diabłów" i na pewno z tego faktu zadowolony nie jest. Bo jak ma być, skoro Florentino Perez pozostawił go na lodzie?

"Nie przejdę do Realu nawet z czekiem in blanco"

Hiszpan przyszedł na świat w Madrycie. Piłkarskie szlify zdobywał u odwiecznego rywala "Królewskich" - Atletico Madryt, gdzie już w wieku 10 lat wstąpił do szkółki. W pierwszym zespole zadebiutował, mając zaledwie 19 lat. Bez problemu, w błyskawicznym tempie przebił się do pierwszej jedenastki, a pomagając Atletico, wygrał Ligę Europy i Superpuchar Europy. De Gea stał się ulubieńcem kibiców. Wielu z nich widziało w nim nawet "Casillasa Rojiblancos", nazywając jego imieniem jeden z klubów kibica.

Marzenia fanów jednak się nie ziściły. De Gea w 2011 roku otrzymał propozycję od samego sir Alexa Fergusona. Miał na Old Trafford zastąpić Edwina van der Sara. Związał się z Manchesterem 5-letnim kontraktem, a w trakcie przeprowadzki oświadczył, że wybrał Anglię, bo do Realu "nie przeszedłby nawet z czekiem in blanco". Kibice transfer mu wybaczyli - do czasu.

"Manchester brzydki jak tył lodówki"

Wszystko zmieniło się wraz z mnożącymi się plotkami o odejściu z Realu Madryt Ikera Casillasa. Młody Hiszpan chciał mieć pewność, że - wracając do Madrytu - zostanie bramkarzem numer jeden, dlatego zwlekał z podpisaniem nowego kontraktu z Manchesterem United, który pragnął uczynić go najlepiej zarabiającym bramkarzem na świecie. De Gea horrendalnej kwoty 9 mln euro za sezon przyjąć nie chciał. Nie chciała tego także jego dziewczyna Edurne. Ukochana bramkarza w jednym z wywiadów stwierdziła, że "Manchester jest brzydki jak tył lodówki" i nie zamierza w nim mieszkać.

Zdaniem hiszpańskich mediów w drugiej połowie minionego sezonu był już po słowie z działaczami Realu. Fanatycy statystyk dostrzegali, że od tamtej pory de Gea nie był sobą. Od kwietnia jego skuteczność obrony strzałów spadła niemal dwukrotnie.

Na łasce dyktatora

Gdy na początku lipca Real Madryt pożegnał się z Ikerem Casillasem, hiszpańskie media nie miały wątpliwości i obwieściły całemu światu, że nowym bramkarzem "Blancos" jeszcze tego lata zostanie de Gea. Negocjacje między zespołami były jednak trudne, co odbiło się na klubowej pozycji zawodnika.

"Van Gaal jest geniuszem, ale jego piłkarzom nie będzie z nim łatwo" - mówił Mehmet Scholl po tym, jak Manchester obwieścił światu, że Holender zostanie jego nowym menedżerem. I się nie pomylił. Przekonał się o tym Victor Valdes, który za brak posłuszeństwa przypłacił wykluczeniem z zespołu . Los Valdesa podzieliło kilku innych zawodników: Angel di Maria, Javier Hernandez, czy Robin van Persie, Powód był zawsze ten sam. Nie wyznawali filozofii trenera.

De Gea także dołączył do grona czarnych owieczek. Już w czasie sezonu przygotowawczego van Gaal obwiniał bramkarza za brak koncentracji w przegranym meczu towarzyskim z PSG (0:2). Z tego powodu do klubu ściągnął "swojego człowieka" - Sergio Romero, którego wyłowił do AZ Alkmaar w 2007 roku.

Nikt się jednak nie spodziewał, że to Argentyńczyk rozpocznie sezon jako numer jeden, a de Gea poczynaniom kolegów będzie przyglądał się z trybun. - Wiecie, że mamy problem z de Geą. Nie zagra z Tottenhamem - mówił przed pierwszym meczem w sezonie. - Człowiek to dla mnie ktoś więcej niż tylko piłkarz. A on nie potrafi sobie z tym poradzić.

Od tamtej pory de Gei w koszulce Manchesteru United nie oglądaliśmy, ba, nie było go nawet na ławce rezerwowych (van Gaal bardziej ufa nawet niedoświadczonemu Samowi Johnstonowi). Van Gaal nie zwykł odpuszczać i trudno zakładać, że w tym wypadku będzie inaczej. Przerośnięte ego Holendra zazwyczaj nie pozwala przyznać mu się do błędu, nawet jeżeli osiągnąłby z tego korzyść. W końcu sam o sobie mówi: "Jestem, kim jestem: pewny siebie, arogancki, dominujący, uczciwy, ciężko pracujący i kreatywny".

Wszystko wskazuje na to, że jeden z najlepszych bramkarzy na świecie przynajmniej do stycznia będzie skazany na oglądanie futbolu z wysokości trybun w mentalnie niesprzyjającym otoczeniu. Czy w styczniu będzie już szczęśliwym zawodnikiem "Królewskich"? To zależy od wielu czynników. W obliczu braku gry Hiszpana swoje pół roku szansy będzie próbował wykorzystać Keylor Navas, a że bronić potrafi, pokazał w ostatnim ligowym meczu z Betisem.

Obserwuj @basz24

De Gea nie przechodzi z MU do Realu, świat się śmieje [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.