Bartosz Dąbkowski zagra w TKH/Neście

Najlepszy obrońca niedawnych mistrzostw świata do lat 20 wystąpi w toruńskim zespole być może już w tym tygodniu w meczach ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego. W składzie TKH/Nesty przez trzy tygodnie zabraknie natomiast kontuzjowanego Jarosława Morawieckiego

Na to torunianie czekali już od dawna. Do tej pory przed każdym meczem z Unią/Dworami, GKS, Stoczniowcem lub Podhalem scenariusz był ten sam: nasi hokeiści zapowiadali walkę o punkty, niekiedy nawet przebieg meczu był wyrównany, ale rezultat zawsze pozostawał bez zmian - wygrywali rywale. Tak było do niedzieli.

- W Tychach wreszcie zespół zagrał tak, jak powinien. Chłopcy od początku do końca trzymali się założeń taktycznych - przyznał trener Bogdan Wawrzyński. Na początku drugiej tercji, ku zaskoczeniu gospodarzy, torunianie prowadzili już 3:0. - Wydawało się, że kontrolujemy wynik meczu. Tymczasem zaczęliśmy łapać głupie kary i GKS zepchnął nas do obrony. A wszystko zaczęło się ode mnie... - żałował Jarosław Dołęga, napastnik toruńskiej drużyny.Jedyny kadrowicz w naszej drużynie zapewnił zwycięstwo gości już w 25 sekundzie dogrywki. - Piotrek Korczak mocno uderzył. Krążek odbił się od bandy i wrócił przed bramkę. Strzał nie był trudny - relacjonował szczęśliwy Dołęga. - Nie jesteśmy słabym zespołem. Od dawna nie walczymy już o pierwszą czwórkę. Zeszło z nas ciśnienie, gramy sobie na luzie. Jesteśmy groźni dla wszystkich - stwierdził Morawiecki, drugi trener TKH/Nesty.

W Tychach doszło po meczu do małego trzęsienia ziemi. Wygląda na to, że po raz kolejny zbudowany za duże pieniądze zespół GKS nie znajdzie się w finale ekstraklasy. Porażka z TKH/Nestą oznacza dla niego prawdopodobnie czwarte miejsce w tabeli i rywalizację już w półfinale z najlepszą polską drużyną Unią/Dwory. Zdenerwowani działacze GKS po meczu byli nawet gotowi wycofać drużynę z rozgrywek Interligi. - Jaki to ma sens?! Z taką grą to tylko strata czasu i pieniędzy - tłumaczyli.

Dwa dni wcześniej torunianie wygrali bardzo ważny pojedynek z Orlikiem. Dzięki temu mogą być już praktycznie pewni piątego miejsca w tabeli. W Opolu po raz kolejny formą błysnął Łukasz Kiedewicz, który stanowił zaporę nie do przebycia dla napastników gospodarzy. Mimo porażki trener Orlika Miroslav Doleżalik nie składa broni. - Po przegranej z Toruniem trochę oddaliliśmy się od piątego miejsca, ale jeszcze nie straciliśmy szans. Nie ma mowy o kryzysie w drużynie - zapewnia czeski szkoleniowiec.

TKH/Nesta kolejny mecz ligowy rozegra dopiero 30 stycznia (wcześniej zagra w Lidze Wschodnioeuropejskiej), ale najbliższy tydzień spędzi...w I lidze (zastąpi w tych rozgrywkach drużynę rezerwową), gdzie zmierzy się z dwoma zespołami sosnowieckiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Z SMS II zagra na wyjeździe już dziś i jutro.

Na pewno w składzie torunian zabraknie Morawieckiego, który w piątkowym meczu nabawił się kontuzji kolana i będzie pauzował prawdopodobnie trzy tygodnie. Być może już dziś skład wzmocni za to wychowanek TKH, Dąbkowski - najlepszy obrońca niedawnych mistrzostw świata do lat 20, oddelegowany dotąd do SMS.

jp

Mówi trener TKH/Nesty

Zatrzymaliśmy panów "S"

Joachim Przybył: Po raz pierwszy może Pan być w pełni zadowolony z drużyny?

Bogdan Wawrzyński: I jestem zadowolony. Drużyna zaczęła grać tak, jak wszyscy tego od początku chcieliśmy.

Zaskoczyło Pana zwycięstwo w Tychach?

- Nie. Już po meczu z Podhalem mówiłem, że powinno być lepiej, bo formę przygotowywaliśmy właśnie na wyjazd do Opola. Miałem nadzieję, że siłą rozpędu pójdziemy za ciosem także w Tychach. I to się sprawdziło.

Jaka była tajemnica zwycięstwa?

- Chłopcy zagrali mądrze taktycznie. Kluczem było zatrzymanie ataku trzech panów "S", czyli Sarnika, Słabonia i Ślusarczyka. W całym meczu ta formacja oddała chyba ze trzy celne strzały na naszą bramkę. My konsekwentnie realizowaliśmy naszą taktykę.

Tej konsekwencji trochę zabrakło w drugiej tercji, gdy GKS doprowadził do remisu...

- Zgadza się. Podczas tych 12 minut drużyna zapomniała o taktyce. Zawodnicy rozochoceni prowadzeniem chcieli szybko strzelić czwartą i piątą bramkę. Za szybko i niepotrzebnie się odkryliśmy. Ale wszystko wróciło do normy i nawet w trzeciej tercji, gdy gospodarze wyszli na prowadzenie, wiedziałem, że wyrównamy. Wtedy to GKS się odsłonił i my to wykorzystaliśmy.

Nie żałuje Pan teraz, że Łukasz Kiedewicz nie bronił od początku sezonu?

- Niestety, nie miałem na to wpływu. Zawsze twierdziłem, że Łukasz to duży talent, któremu potrzeba jedynie ogrania. W ostatnich tygodniach tylko tą opinię potwierdza. Tak samo zresztą, jak Gromow i Pieczonkin, którzy z każdym meczem grają coraz lepiej.

Do końca rundy zasadniczej nie zostało wiele spotkań. Będą kolejne zwycięstwa z drużynami czołówki tabeli?

- Mam taką nadzieję. Atmosfera w naszej ekipie zmieniła się nie do poznania. Kolejny mecz zagramy z Unią Oświęcim i wcale nie jest powiedziane, że musimy przegrać. Bardzo chcemy także pokonać Stoczniowca, z który pokonał nas dwa razy w Toruniu.

Rozmawiał Joachim Przybył

Najskuteczniejsi*

* - w kolejnych kolumnach: bramki, asysty, punktacja kanadyjska

Copyright © Agora SA