Boże Narodzenie u Marty i Jerzego Wojneckich

Bardzo lubimy te święta. I w tym roku będą szczególne. Bo po raz pierwszy spędzimy je w trójkę, razem z naszym 11-miesięcznym Olafkiem - mówi Marta, żona piłkarza Wisły.

Pobrali się półtora roku temu. Ona, właścicielka restauracji Retro, on - obrońca Wisły. Oboje ze swoją sympatią dla świata i ludzi doskonale wpisują się w stylistykę świąt Bożego Narodzenia. Na dodatek każde z nich wyrastało w innej tradycji. Marta: - Mój tata jest bardzo ciepłym człowiekiem. To on najlepiej przy stole tworzy taki świąteczny klimat. Jego zasługą jest, że dla mnie najważniejsze jest duchowe przeżywanie tych świąt, śpiewanie kolęd, słuchanie historii opowiadanych przez tatę. Wszyscy wtedy płaczą, potem się śmieją i co najważniejsze rozmawiają. Mama jest za to mistrzynią gotowania. My z siostrą właściwie przy niej nie mamy, co robić.

Z kolei Jurek jest góralem, pochodzi z Nowego Sącza. - Właściwie to nie - mówi. - Z jednej strony dla górali jesteśmy lachami, a dla reszty już góralami. I ta tradycja dosięgnęła i nas, choć nie jest tak mocna jak w Nowym Targu czy Zakopanem. W czym to się przejawia? Tak jak prawdziwi górale w tym okresie przedświątecznym codziennie chodzimy do kościoła. A w innych miejscach Polski różnie z tym bywa. No i choćby już na świątecznym stole musi pojawić się kwaśnica. I taka, że wbija się w nią łyżkę, a ona stoi. Nie będę mówił, z czego się składa, bo sam nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.

Święta jednak Wojneccy spędzą w Płocku u rodziców Marty. Nie tylko ze względu na 11-miesięcznego Olafa, ale i restaurację, która w święta będzie otwarta. W Wigilię zasiądą jednak spokojnie przy stole, podzielą się opłatkiem i... - Ja będę się cieszyła, bo został zniesiony post. Do tej pory niedojadałam i później w nocy grasowałam po lodówce. A teraz specjalnie dla mnie mama przygotuje pierś kurczaka w galarecie. Z potraw wigilijnych lubię jeszcze śledzia w oleju i kulebiaka z kapustą i grzybami. W pierwszy dzień świąt będzie u nas po raz pierwszy nowe danie. Do tej pory tradycyjnie jadaliśmy kaczkę, ale Jurkowi nie smakowała. Więc specjalnie dla niego mama przyrządzi dodatkowo pięciokilogramowego indyka. Już nie może się go doczekać.

- U nas się je oczywiście rybę - mówi Wojnecki. - Na karpia zawsze rzucamy się razem z bratem, nie bacząc na to, ile ryba ma ości. Teraz specjalnie dla mnie wszystko zostało przygotowane nieco wcześniej, bo nie będzie mnie w święta w Nowym Sączu. Nieco na zapas zjem zatem pierogi i grzyby, kaszę ze śliwkami i kwaśnicę. A w Płocku na pewno znów posmakuje mi biała kiełbasa.

Oprócz jedzenia i śpiewania będą też prezenty. - Pamiętam jak ganialiśmy się pod stołem i czekaliśmy na Mikołaja - wspomina Marta Wojnecka. - Śpiewaliśmy wtedy piosenki, żeby dostać prezent. Do takich świąt rodzinnych wszyscy powinniśmy dążyć. To niezapomniane chwile. Do dziś, jak zaczynam śpiewać "Lulajże Jezuniu", zaczynam płakać.

Marta dostała już od męża prezent: wycieczkę do Egiptu. - Tak się umówiliśmy - zaznacza Jurek. - Ale pewnie i tak coś jeszcze znajdzie pod choinką.

- A ja nie powiem, co dostanie mój mąż. Może znajdzie jeszcze pod choinką taka karteczkę, na której napiszę, że od Nowego Roku przestaję palić. I żałuję tylko tego, że ze względu na Olafka nie pójdę w tym roku na pasterkę - mówi Marta.

Copyright © Agora SA