II liga siatkarek

W ostatniej tegorocznej kolejce II ligi kobiet żeński zespół Warmissu Olsztyn z trudem wygrał z niżej notowaną drużyną Sokoła Mogilno 3:1

Przed tym spotkaniem Piotr Koczan, trener olsztynianek, mówił "Gazecie", że do każdego meczu, więc i ze słabszym teoretycznie Sokołem, on, jak i cały zespół Warmissu, podchodzi bardzo poważnie. Plan był prosty: dziewczęta miały wyjść na boisko skoncentrowane i grać na pełnych obrotach.

I tak było, ale tylko w pierwszym secie, kiedy to olsztynianki potrzebowały zaledwie 17 minut, by wygrać 25:12. Widać było, że wynik 3:0 dla Warmissu to kwestia godziny. Niestety już w drugim secie okazało się, że zwycięstwo nie przyjdzie samo. Kłopoty zaczęły się przy stanie 0:5 dla Sokoła, po udanych zagrywkach Emilii Witczak, która do niedawna reprezentowała Kontrę Olsztyn. Trzeci set to już był prawdziwy przedświąteczny przebijaniec. I mało, że gra obu zespołów niewiele miała z ligowej siatkówki, to jeszcze zespół Warmissu "popisywał się" fatalnymi błędami, przegrywając seta do 16. Po przerwie i srogiej reprymendzie trenera Piotra Koczana, czwarta partia zaczęła się serią udanych akcji olsztynianek, które doprowadziły do wyniku 19:8. I kiedy znowu wydawało się, że kolejne punkty Warmiss będzie zdobywał łatwo, olsztynianki zupełnie oddały inicjatywę rywalkom. Sokół doprowadził do remisu 21:21 i zanosiło się na sensację. Na szczęście dziewczęta z Mogilna popełniły błędy i Warmiss zdobył kolejne punkty, dające zwycięstwo w secie i meczu.

Piotr Koczan, trener Warmissu: - W pierwszym secie mój zespół grał bardzo dobrze, ale już w drugim okazało się, że dziewczęta zbyt szybko uwierzyły, że rywalki położą się na boisku i będą po prostu oddawały punkty. Dobitnym przykładem tego błędnego przekonania był trzeci set, który w wykonaniu Warmissu był po prostu tragiczny. Przede wszystkim było fatalne przyjęcie piłki, a marnowane sytuacje na zdobycie punktów toczyły się seriami. W czwartej partii dziewczęta pokazały, jak nie powinno, ba - jak nie wolno grać w siatkówkę. Prowadząc, i to zdecydowanie, nonszalancko roztrwoniły ogromną przewagę, a usprawiedliwia je tylko fakt, że choć z trudem, to jednak wywalczyły zwycięstwo w secie i całym meczu. Z tego bardzo kiepskiego występu na pewno wyciągniemy wnioski, będzie to o tyle łatwe, że dziewczęta dokładnie wiedzą, dlaczego wypadły tak źle.

Klaudia Gościcka, zawodniczka Warmissu: - Nie wypełniłyśmy założeń przedmeczowych. Miałyśmy wygrać, tracąc jak najmniej punktów. Tymczasem wyszło inaczej. Jest bardzo źle w naszym zespole. A ja nawet nie potrafię wytłumaczyć, skąd brały się tak kiepskie fragmenty naszej gry, bo choć starałyśmy się, nic nam nie wychodziło.

Karolina Andrzejczuk, zawodniczka Warmissu: - Publiczność mogła się przekonać, jak pięknie potrafimy odpuszczać seta i jakie jesteśmy niekonsekwentne w trakcie meczu. Są takie momenty, że coś dziwnego się z nami dzieje. Choć potrafimy grać poprawnie, zdarzają się i takie okresy w meczu, że gramy bardzo źle.

Maciej Adamski, trener Sokoła: Oba zespoły grają o zupełnie inne cele w lidze. Warmiss zamierza być w czołówce, nas zaś satysfakcjonuje utrzymanie się w drugiej lidze. Mecz z drużyną Warmissu traktowałem jako okazję do nauki, bo mam w zespole zawodniczki bardzo młode, które zdobywają dopiero umiejętności i doświadczenie. W czwartym secie moje podopieczne mogły się naocznie przekonać, że nawet przegrywając kilkunastoma punktami, warto starać się o odrabianie strat, by mieć szansę powalczenia o zwycięstwo. I choćby to zdarzenie było znakomitą lekcją siatkówki.

UKS Warmiss Volley Olsztyn - LKS Sokół Mogilno 3:1 ( 25:12, 25:23, 16:25, 25:22)

Warmiss: Marzena Wujastyk, Anna Figurska, Dorota Miłocka, Klaudia Gościcka, Monika Chlebowska, Karolina Andrzejczuk, Lidia Zapadka (libero) oraz Magdalena Napiórkowska i Marta Borkułak.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.