Piłka nożna: III liga, ósma kolejka

Dwie pierwsze drużyny solidarnie zremisowały: lider z Sosnowca w Zielonej Górze, a wrocławianie dość niespodziewanie u siebie z Polonią Bytom

W sobotę żadnej z drużyn z naszego regionu nie udało się odnieść zwycięstwa. Gliwickie Carbo nie potrafiło u siebie wbić gola najsłabszemu w lidze zespołowi z Czarnowąsów. Zabrzańska Walka w końcówce zdobyła wyrównującego gola w Legnicy. W Opolu przegrali radzionkowianie, którzy większość II połowy grali z przewagą jednego zawodnika. W Kietrzu z dobrej strony pokazali się piłkarze Górnika MK, którzy jednak musieli uznać wyższość rywali. Dopiero we wtorek w Słubicach zagra katowicki Rozwój.

Lech - Zagłębie 2:2

Leżący na murawie załamani gracze z Sosnowca i schodzący z zadowoleniem z boiska zielonogórzanie - taki pomeczowy obrazek oddaje jego przebieg. Lider z Sosnowca rzucił na szalę wszystkie atuty, grał agresywnie, na pełnych obrotach, do ostatnich sił, wszystko jednak po to, żeby uratować remis z zajmującym miejsce w środku tabeli Lechem. Inna rzecz, że gościom nie sprzyjało w sobotę szczęście. W 32. min Radosław Bugaj, zaskoczony prezentem od Pawła Wojciechowskiego, nie umiał zamienić podarowanej mu piłki na gola, mimo że do bramki miał ledwie kilka metrów, a przed sobą jedynie bramkarza Roberta Kitowicza. Również w 32. min piłka po strzale Bartłomieja Bogacza trafiła w słupek, zaś w 52. min Marcin Drzymont uderzył piłką w poprzeczkę.

Gdy jednak sosnowiczanie najbardziej potrzebowali bramkowych szans i na ostatnie pół godziny meczu przycisnęli gospodarzy najmocniej, jak umieli, to przewaga nie przełożyła się im na bramkowe okazje. Tylko raz po tzw. stałym fragmencie gry, kiedy Bogacz z rzutu wolnego podał do Dawida Skrzypka, piłka wpadła do siatki.

Nim jednak gościom zaczęło się spieszyć, trwała wyrównana walka, pełna ostrych fauli i przepychanek. Po meczu sześciu graczy trafiło do szpitala z ranami do szycia, złamaniami i innymi urazami.

Pierwsi przed szansą na objęcie prowadzenia stanęli zielonogórzanie. Już w 1. min gola powinien strzelić Andrzej Sawicki. Dostał znakomite podanie od Arkadiusza Jarymowicza, które otwierało mu drogę do bramki. Sawickiemu poplątały się jednak nogi i nim je rozplątał, obrońcy już byli na miejscu.

Jak powinno się wykańczać takie akcje, pokazał Sawickiemu niedługo potem Skrzypek. On ze swobodą przyjął piłkę podaną przez Tomasza Łuczywka, wbiegł w pole karne i trafił do siatki. Zielonogórzanie wyrównali z rzutu karnego, podyktowanego za zagranie ręką Drzymonta.

Po zmianie stron Sawicki po raz drugi stanął przed bramkarzem Zagłębia i tym razem spisał się bez zarzutu. Nim jednak kopnięta przez niego piłka przetoczyła się przez linię bramkową, dobił ją jeszcze Janusz Bandosz. Gospodarze objęli prowadzenie i zdawało się, że utrzymają je do końca meczu, bo grali mądrze, trzymali piłkę z dala od własnego pola karnego. Ale to nie trwało długo. Trener Krzysztof Tochel dokonał czterech zmian. Nowi piłkarze podkręcili tempo ataków. Zielonogórzanie na własnej połowie bronili prowadzenia całą jedenastką, rzadko kontratakowali. Do 77. min bramkarz Lecha Sulmy Mirosław Kasprzak, który zastąpił kontuzjowanego Kitowicza, zachowywał czyste konto. Właśnie wtedy wspomniana już akcja Bogacza i Skrzypka przyniosła Zagłębiu wyrównanie. Na więcej zielonogórscy obrońcy nie pozwolili.

Lech Zielona Góra 2 (1)

Zagłębie Sosnowiec 2 (1)

Strzelcy bramek

Lech: Pochylski (26., z rzutu karnego), Bandosz (52.)

Zagłębie: Skrzypek (7., 77.)

Składy

Lech: Kitowicz (55. Kasprzak) - Adamczak, Jutrzenka, Wojciechowski - Jarymowicz, Pochylski (46. Cierniak), Juszkiewicz, Bandosz (79. Wysocki), Iwanowski - Cal (63. Kroczek), Sawicki.

Zagłębie: Kurdziel - Stemplewski (60. Stolpa), Treściński, Drzymont Ż, Antczak Ż (75. Rak) - Skrzypek, Lachowski, Łuczywek (68. Chwalibogowski), Bogacz - Ujek, Bugaj (68. Wurzel Ż).

Śląsk - Polonia B. 1:1

Jedenaście żółtych kartek, dwie kartki czerwone, przepychanki zawodników - w meczu wrocławskiego Śląska z bytomską Polonią emocje wzięły górę nad grą. Gorąco było także na trybunach, na których zasiadło prawie 5 tys. kibiców. Wrocławianie stracili pierwszego gola i pierwsze punkty na własnym stadionie.

Jak w dobrym dramacie, podczas spotkania Śląska z Polonią emocje rosły z upływem czasu. Wszystko zaczęło się w 34. min. Wówczas Jakub Małecki miał szansę znaleźć się sam na sam z bramkarzem rywali, ale w ostatniej chwili obrońca gości Grzegorz Jurczyk zatrzymał piłkę ręką i ujrzał czerwoną kartkę. Do tego momentu na boisku niewiele się działo. Wrocławianie posiadali przewagę, ale nie potrafili poważnie zagrozić bramce rywali. Polonia natomiast mądrze się broniła i próbowała kontratakować. Obrońcom gości pomagali sami piłkarze Śląska, którzy atakowali głównie środkiem. Jedyną groźną sytuację gospodarzom stworzyli zawodnicy Polonii. Po nieporozumieniu obrońców z bramkarzem Marcin Wielgus miał już pustą bramkę, ale piłka po jego uderzeniu z ostrego konta minęła cel.

Kiedy Jurczyk został wykluczony z gry, wydawało się, że gol dla wrocławian to tylko kwestia czasu. Po przerwie jednak nieoczekiwanie Śląsk grał jeszcze słabiej. Ponieważ w poczynania ofensywne zaczęło się angażować więcej piłkarzy Śląska, kontrataki gości stawały się coraz groźniejsze. W 61. min zawodnicy Polonii znaleźli się w sytuacji trzech na trzech i po dokładnym rozegraniu piłki Marcin Kondzielnik pokonał Radosława Janukiewicza.

Od tego momentu emocje zaczęły rosnąc z minuty na minutę. Co chwilę dochodziło do przepychanek między piłkarzami. Atmosferę podgrzewał jeszcze sędzia, który często sięgał po żółty kartonik. Piłkarze gości często padali na murawę i długo na niej leżeli. Po jednej z takich sytuacji Krzysztof Szewczyk nie wybił piłki na aut, jak to jest przyjęte w zwyczaju, ale nadal rozgrywał piłkę. Kiedy akcja została przerwana, w kierunku pomocnika Śląska ruszyli zawodnicy gości. Piłkarze Śląska stanęli w obronie kolegi. Sędzia sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co ma robić. W tym czasie na trybunach było już bardzo gorąco.

W końcu nadeszła 74. min. - Akcja przeniosła się już na środek boiska, kiedy usłyszałem ryk kibiców i zobaczyłem, jak biegną oni w stronę ogrodzenia. Nie wiem dokładnie, co tam się stało - relacjonował po spotkaniu trener Grzegorz Kapica. W narożniku boiska doszło do starcia bez piłki Marcina Wielgusa z Piotrem Lasykiem. Po konsultacji z asystentem, który jednak sytuację widział z drugiej strony boiska, sędzia ukarał napastnika Śląska czerwoną kartką.

Na boisku ponownie doszło do przepychanek piłkarzy. Kibice natomiast próbowali wedrzeć się na boisko. Na stadionie poważnie zawrzało. Na murawie pojawiły się służby porządkowe, które nieoczekiwanie ustawiły się dokładnie pod sektorem zajmowanym przez najzagorzalszych kibiców Śląska. To dodatkowo sprowokowało szalikowców, którzy zaczęli rzucać w stronę ochroniarzy różnymi przedmiotami. Spokój zapanował dopiero wówczas, kiedy ochrona się wycofała.

Wydawało się, że osłabiony Śląsk nie zdoła nawet zremisować. A jednak. W 89. min, po rzucie rożnym, w polu karnym gości powstało mocne zamieszanie. W końcu piłka trafiła na szesnasty metr do Marka Kowalczyka, który bez przyjmowania mocno uderzył. Piłka jakimś cudem przedarła się przez mur piłkarzy na polu karnym i wylądowała w siatce. - Zdobyłem gola, ale straciliśmy punkty i ciężko mi być zadowolonym. Zagraliśmy najsłabszy mecz w tym sezonie - stwierdził po spotkaniu zdobywca bramki.

Śląsk mógł w ostatnich sekundach jeszcze wygrać. Po kolejnym zamieszaniu w polu karnym gości blisko pokonania bramkarza Polonii był Andrzej Ignasiak, ale ten zdołał zatrzymać piłkę na samej linii bramki.

Po końcowym gwizdku emocje wcale nie opadły. Zawodnicy obu zespołów mieli do sobie siebie dużo pretensji i ponownie doszło do przepychanek. Kibice swoją złość wyładowali na autokarze Polonii, który został na tyle poważnie uszkodzony, że nie mógł opuścić stadionu.

Zdaniem trenerów

Grzegorz Kapica (Polonia B.): - Byliśmy dzisiaj dobrym zespołem, grającym rozsądną piłkę. Nie ukrywam, że przyjechaliśmy tutaj wygrać. Mecz nam się dobrze ułożył. Tak jak chcieliśmy. Sprawę skomplikowała nam czerwona kartka i musieliśmy grać w dziesiątkę. Mimo tego daliśmy sobie doskonale radę. Brakowało nam trochę zimnej krwi. Mieliśmy sytuacje, z których mogliśmy zdobyć drugą bramkę. Często jest tak, że w 87. czy 101. min to się mści. I tak było dzisiaj.

Grzegorz Kowalski (Śląsk): - Za dużo było w naszych poczynaniach emocji, a za mało gry. Czerwona kartka dla przeciwnika zadziałała także przeciwko nam. Graliśmy za dużo środkiem boiska. Biliśmy głową w mur. Kiedy graliśmy po jedenastu, wydawało się, że wszystko jest dobrze poukładane. Kontrolowaliśmy grę i byliśmy w posiadaniu piłki. Później się to popsuło. Zawodnicy za bardzo chcieli. Cały czas krzyczałem im, aby nie atakowali środkiem. Stawali na linii 16. metrów i razem z piłkarzami Polonii tworzyli mur. Więcej było chciejstwa niż gry. Dla nas jest to ostrzeżenie, że musimy być jeszcze silniejsi i przede wszystkim mądrzejsi.

Śląsk Wrocław 1 (0)

Polonia Bytom 1 (0)

Strzelcy bramek

Śląsk: Kowalczyk (89.)

Polonia B.: Kondzielnik (61.)

Składy

Śląsk: Janukiewicz - Wróbel, Ignasiak, Tęsiorowski, Iwan Ż (60. Struzik) - Wielgus CZ, Szewczyk (56. Kowalczyk Ż), Sztylka Ż, Sasin - Małecki Ż, Kosztowniak Ż (65. Rudolf).

Polonia B.: Suchański - Lasyk, Jurczyk CZ, Sztandera Ż, Zajas Ż - Kondzielnik Ż, Brosz, Gacek Ż (60. Brehmer), Mużyłowski - Loch Ż (80. Smolec), Wania Ż.

Carbo - Scorpio-Ciurex 0:0

- Niestety, jaka pozycja w tabeli, taki poziom meczu - narzekali w sobotę na kameralnym stadionie w Ostropie kibice, bo dwie najsłabsze drużyny III ligi potwierdziły, że miejsca, które zajmują, nie są dziełem przypadku.

- Dla nas będzie to mecz o wszystko. Musimy go wygrać - zapowiadał trener Carbo Gliwice Zygmunt Kajda. Jego podopieczni już w 40. sekundzie mogli objąć prowadzenie, ale po dośrodkowaniu z lewej strony Grzegorza Chojnowskiego i strzale głową Wojciecha Kędziory piłka trafiła w poprzeczkę. Przed przerwą gospodarze mieli przewagę, ale nie potrafili jej udokumentować golem. Po strzałach Sebastiana Wiewióry udanymi interwencjami popisywał się Maciej Lubczyński, który zaraz przed przerwą nie miał większych problemów z obroną lekkiego uderzenia z bliska Marka Adamczyka. Bramkarz gości miał też trochę szczęścia, bo w 24. min, po jednej z niewielu składnych akcji w tym meczu, Wiewióra wyłożył piłkę Chojnowskiemu, ale ten fatalnie przestrzelił z bliska. Przed przerwą goście tylko raz poważniej zagrozili bramce Carbo: po indywidualnej akcji Marka Grendziaka zakończonej strzałem Sylwester Lempa wybił piłkę za linię końcową.

Duże znaczenie dla losów meczu miała sytuacja z 50. min. Zdarzenie miało miejsce przy linii bocznej: doświadczony Sławomir Maciuszek kopał po nogach Adamczyka, co tak zdenerwowało zawodnika Carbo, że nie czekając na gwizdek sędziego, sam wymierzył sprawiedliwość, uderzając rywala pięścią w brzuch. Arbiter spojrzał tylko na swojego asystenta, który z bliska przyglądał się całemu zajściu i chwilę potem wyrzucił Adamczyka z boiska. - Coś ty zrobił, frajerze?! - krzyczeli na schodzącego do szatni gliwickiego piłkarza jego koledzy.

Paradoksalnie od tego momentu to gospodarze właściwie nie schodzili z połowy gości. - To my gramy w przewadze czy oni? - pytał swoich zawodników nowy trener drużyny z Czarnowąsów Grzegorz Świerczek. - Co wy robicie?! - denerwował się dyrygujący z trybun grą swojego zespołu prezes Scorpio-Ciureksu Krzysztof Kankowski. Gliwiczanie nie potrafili jednak wykorzystać słabości rywali. - Przeciwnicy jedynie przeszkadzali nam w grze. Trzeba było tylko trafić w bramkę - stwierdził Kajda, który mówiąc to, z pewnością myślał o najlepszej sytuacji dla Carbo z 67. min, kiedy po centrze Dariusza Zawadzkiego i woleju Adama Międzika piłka przeszła tuż obok słupka. - Tak dalej być nie może! Będę musiał poważnie porozmawiać z chłopakami. Zapytam ich, którzy chcą dalej u nas grać, a którzy nie. A może w następnym meczu postawię na wychowanków? - zastanawiał się po meczu Kajda.

W końcówce niespodziewanie do ataku ruszyli goście. Bliski zdobycia gola był Andrzej Sapa, ale jego strzał głową obronił Lempa. - Jestem zadowolony, bo plan został wykonany. Sił starczyło nam co prawda tylko na godzinę gry, ale najważniejsze, że wreszcie - w takim czy innym stylu - zdobyliśmy pierwszy punkt w rozgrywkach - cieszył się Świerczek.

Carbo Gliwice 0

Scorpio-Ciurex Czarnowąsy 0

Składy

Carbo: Lempa - Mirga, Staniek, Wiewióra Ż, Wujek Ż - Adamczyk CZ, Morawski (46. Bieniaszewski), Międzik, Chojnowski (68. Pielka) - Kędziora Ż, Wolański (52. Zawadzki).

Scorpio-Ciurex: M. Lubczyński - Sobocki, P. Dudek, Maciuszek - Skrzypczyk (46. Kołodziej Ż), Urzędowski, D. Lubczyński (86. Ciastko), Wierdak, Grendziak Ż (68. Sapa), Hetmański - Piechaczek (60. Leś).

Grzegorz Kaczmarzyk

Odra - Ruch 1:0

Odra piąty raz zagrała w tym sezonie na własnym boisku i odniosła piąte zwycięstwo. Tym razem opolanie pokonali radzionkowian.

Obydwa zespoły wyszły na ten mecz w ustawieniu 4-4-2. Zespół Ruchu dodatkowo zagęścił szyki obronne. Takie ustawienie gości sprawiło, że opolanie mieli ogromne problemy ze stwarzaniem dogodnych sytuacji do strzelenia bramki. - Cały czas pilnowało nas trzech obrońców. Przeszkadzali w grze, łapali za koszulki. Strasznie trudno było w takim przypadku coś zdziałać - tłumaczył napastnik Odry Józef Żymańczyk. Radzionkowianie dobrze wyłączyli z gry również Piotra Sobottę. Sytuacji do strzelenia bramki nie miał też Ruch. Zażarta walka przez cały mecz toczyła się w środku pola, ale emocji przez to było niewiele.

W I połowie Odra oddała tylko dwa groźniejsze strzały na bramkę Ruchu. Uderzenia Żymańczyka w 6. min i Daniela Rychlewicza w 16. min wylądowały na bocznej siatce. Bramkę zdobył Ruch w 33. min, ale sędzia nie uznał jej, bo dwóch zawodników z Radzionkowa było na pozycji spalonej.

Początek II połowy należał do gospodarzy. Efektem przewagi Odry była bramka. Z rzutu wolnego na pole karne dośrodkował Marek Tracz, a tam w zamieszaniu do bramki skierował ją Sobotta. Od 65. min opolanie musieli grać w osłabieniu, gdyż czerwoną kartką został ukarany Tracz, który będąc przy piłce i uciekając przed Damianem Galeją, uderzył go w klatkę piersiową. - Takie rzeczy się zdarzają w ferworze walki. Myślałem, że dostanę żółtą kartkę, a nie czerwoną. To moja pierwsza czerwona kartka w karierze. Dziękuję kolegom, że wytrzymali do końca meczu - mówił po meczu załamany opolski rozgrywający. - Za dwa tygodnie gramy z Zagłębiem Sosnowiec. Na taki mecz czeka się całą rundę, a ja nie będę mógł zagrać - podkreślał ze sportową złością Tracz.

Grając w osłabieniu, opolanie bardzo mądrze się bronili. Ruch nie stworzył żadnej dogodnej sytuacji do wyrównania. Szansę na podwyższenie wyniku mieli natomiast gospodarze. W 87. min zmarnował ją wprowadzony chwilę wcześniej Sławomir Sieńczewski. - Wykorzystałem zawahanie dwóch obrońców Ruchu. Przejąłem piłkę, ale bramkarz okazał się lepszy. Szkoda, że nie udało mi się zdobyć bramki. Może w następnych spotkaniach mi się uda - zaznaczał zawodnik.

Zdaniem trenerów

Jan Pietryga (Ruch): - To był zacięty mecz, w którym było wiele walki. W I połowie sędzia nie uznał nam bramki, co miało wpływ na końcowy wynik meczu. Odra miała więcej szczęścia, choć sprawiedliwszym wynikiem byłby remis.

Dariusz Kaniuka (Odra): - Bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, bo Ruch to silna drużyna. Goście nie stworzyli w całym meczu żadnej okazji do zdobycia bramki, ale bardzo twardo grali w obronie.

Odra Opole 1 (0)

Ruch Radzionków 0

Strzelec bramki

Sobotta (61.)

Składy

Odra: Kall - Jagieniak Ż, Lisiński, Ganowicz, Mika (46. Tyc) - Rogowski (62. Kochanowski), Golec, Tracz CZ, Rychlewicz Ż (84. Sieńczewski) - Żymańczyk, Sobotta (69. Jacek Ż).

Ruch: Różanka - Banaś, Nocoń, Wloka Ż, Kmietowicz Ż (85. Pajączkowski) - Wrześniewski Ż, Kałwak, Tokarz Ż, Galeja - Rudyk (63. Sobala), Żaba (63. Kołodziejski).

Marcin Sagan

Włókniarz - Górnik MK 2:1

Tydzień temu piłkarze z Kietrza zapewnili sobie zwycięstwo w ostatnich minutach. Podobnie było w sobotę w meczu przeciwko Górnikowi MK.

Decydującą akcję meczu w 83. min rozpoczął Arkadiusz Kłoda, który podał do Jacka Trzeciaka, a ten idealnie dośrodkował do Tomasza Sosny. Jeden z najskuteczniejszych obrońców III ligi nie miał problemów z umieszczeniem piłki głową w siatce.

Dogodną okazję do podwyższenia wyniku zmarnował chwilę później Roman Kowalczyk. Nie miało to znaczenia, bo dobrze grający przez większość spotkania katowiczanie nie zdołali zebrać się po straconym w końcówce golu.

Włókniarz Kietrz 2 (1)

Górnik MK Katowice 1 (0)

Strzelcy bramek

Włókniarz: Rozmus (39.), Sosna (83)

Górnik MK: Czyżo (49.)

Włókniarz: Hołda - Piwowar, Sosna, Broniewicz - Marcinkowski (52. Wojdyła), Kłoda, Jasiński Ż, Trzeciak, Szary (80. Drożdż) - Zieliński (90. Bachor), Rozmus (68. Kowalczyk).

Górnik MK: Grychtoł - Czyżo Ż, Skrzypiec, Szafraniec - Ćwiękała, Dziółka Ż (86. Stoch), Stemplewski, Baucz, Bryła - Waluś, Nikodem (75. Orlik).

ms

Miedź - Walka 1:1

Miedź po raz kolejny straciła bramkę i punkty w końcówce. Nie po raz pierwszy widać było także, że niektórym zawodnikom Józefa Klepaka wystarcza sił zaledwie na jedną połowę. - Też tego nie rozumiem - dziwił się trener legniczan. - Ci ludzie mają po 18-19 lat i brakuje im sił? Może powinni się zastanowić, czy nie przerzucić się na szachy - dodał.

Póki siły były, póty Miedź dominowała. W 5. min po strzale Krzysztofa Kotlarskiego piłka trafiła w słupek, w 15. min wolej Marcina Robaka w poprzeczkę. W 20 min. Robak potężnie strzelił z wolnego z 25 m i Daniel Piechota musiał wyjmować piłkę z siatki.

W II połowie legniczanie starali się bronić. Robili to skutecznie do 83. min, kiedy Piotr Michalak przedarł się lewą stroną i świetnie obsłużył niekrytego w polu karnym Krystiana Sosnę, który doprowadził do wyrównania.

Miedź Legnica 1 (1)

Walka Zabrze 1 (0)

Strzelcy bramek

Miedź: Robak (20.)

Walka: Sosna (83.)

Składy

Miedź: Szymański - Murat, Połubiński, Kotlarski, Dymkowski - Monasterski, Robak (77. Madera Ż), Łacina Ż, Węgłowski - Akacki, Strożek (57. Łysak).

Walka: Piechota - Gałecki, Berezowski, Sieczka Ż - Sala Ż, Maj, Domagała (84. Bortnik), Sosna Ż, Musiał Ż (70. Szmieszek) - Waniek (84. Szymała), Kocur (43. Michalak).

Grzegorz Szczepaniak

Promień Żary 0

Chrobry Głogów 1 (0)

Strzelec bramki

Helwig (84.)

Mecz Polonia Słubice - Rozwój Katowice zostanie rozegrany we wtorek (30.9).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.