Tenis: Jadwiga Jędrzejowska, zapomniany patron kortów w Katowicach

Jadwiga Jędrzejowska, najlepsza polska tenisistka, zmarła w 1980 roku. Rok później w czasie międzynarodowych mistrzostw Polski katowickim kortom Huty Baildon nadano jej imię. Kto o tym pamięta? Co o tym przypomina?

Korty tenisowe przy ul. Astrów w Katowicach. To właśnie tutaj po wojnie można było podziwiać Jadwigę Jędrzejowską, najlepszą polską tenisistkę wszech czasów.

72-letni Edward Skorupa, gospodarz obiektu, w latach 40. podawał Jędrzejowskiej piłki.

- To była gwiazda, a ja junior... Musiałem być jej posłuszny. Dobra, ciepła osoba i bardzo cierpliwa. Prowadziła szkółkę tenisową, ale trzymała się swoich zasad. Miała znajomości w Polskim Związku Tenisowym. Mogła wybronić mnie od wojska, załatwić angaż w Legii Warszawa [klub wojskowy - przyp. red.], ale nie chciała. No i na dwa lata włożyłem mundur - uśmiecha się Skorupa.

Jędrzejowska zmarła w 1980 roku. Rok później katowickim kortom nadano jej imię. Kto o tym pamięta? Co o tym przypomina? Niewiele. Na bramie wejściowej napis głosi, że oto jesteśmy na kortach nieistniejącej już Huty Baildon. Skorupa prowadzi mnie przed ogrodzenie. - Na garażu tuż obok wejścia był napis: "Korty im. Jadwigi Jędrzejowskiej" - Ooo! Nie ma! - dziwi się. Zamiast napisu gładka, seledynowa ściana, a na niej niedbałe graffiti.

Szukamy dalej. W budynku klubowym wisi portret najlepszej polskiej tenisistki. Obok na ścianie dwie skrzyżowane rakiety. - Takimi grało się jeszcze przed wojną - tłumaczy Skorupa.

- Widzi pan tę ścianę? Tu stały gabloty pełne pucharów. Większość Jędrzejowskiej. Pamiętam, że wśród nich była pięknie zdobiona srebrna waza. Śliczne puchary, bogato grawerowane tace - mówi.

- Puchar za finał w Wimbledonie też tutaj był? - pytam. - Nie. Najcenniejsze pamiątki miała pewnie w domu - tłumaczy Skorupa.

Dziś z bogactwa pamiątek nie zostało właściwie nic. Zamiast gabloty stoi stół bilardowy, w ścianie już dawno wykuto drzwi do ubikacji. Gdzie się podziały puchary? - Gdy sekcja przestała istnieć, ludzie wszystko pozabierali - wzdycha Skorupa i prowadzi mnie do swojego pokoju.

To małe pomieszczenie (jakieś 3 m kw.), wejście jak do kotłowni. Czuć zapach wilgoci. Wszędzie pełno tenisowych piłek. Na ścianach masa proporczyków i zdjęć. Skorupa wyciąga spod stołu szarą torbę. - Tyle zostało. Pokazuje stare dyplomy, wycinki z gazet, księgę pamiątkową klubu. W 1939 roku, gdy honorowym prezesem klubu był wojewoda Michał Grażyński, na kortach przy ul. Astrów regularnie grało 176 członków. Co miesiąc płacili składki - od 3 do 17 zł (teraz godzina na korcie kosztuje 8 zł). - Tak naprawdę powinniśmy wrócić do nazwy Pogoń Katowice. Z Baildonem nie mamy przecież żadnych związków - mówi Skorupa.

Od niedawna zarządcą kortów jest Jerzy Wójcik, katowicki biznesmen.

- Martwi mnie, że zapomniano o tak zacnym patronie. Te korty mają przecież największe tradycje w mieście, są najlepiej położone. Nie chcę składać deklaracji bez pokrycia, ale dołożę wszelkich starań, żeby już wiosną to miejsce wyglądało inaczej. Na bramie wejściowej wyeksponujemy, kto jest patronem kortów. Będzie tablica pamiątkowa. Może gablotka z trofeami. Nie ma ich? Odtworzymy! Pomyślimy też o organizacji Turnieju dla dzieci im. Jadwigi Jędrzejowskiej. Tenis zawsze kojarzył się z pozytywnymi wartościami. Z przywiązaniem do tradycji, kulturą. Tenis zmienił się od czasów, gdy na korcie grała pani Jędrzejowska, otoczka jednak została - podkreśla.

Copyright © Agora SA