Afera po meczu Orlika w Katowicach

Czterech zawodników GKS Katowice oskarżonych o sprzedaż meczu, zostało w czwartek zdyskwalifikowanych przez zarząd klubu

Czterech zawodników GKS Katowice po porażce z Orlikiem Opole zostało ukaranych dyskwalifikacjami przez zarząd swojego klubu. Bramkarz GKS-u przyznał, że został zmuszony do puszczenia decydującego gola

Spotkanie zostało rozegrane 16 września w małej hali Spodka i zakończyło się porażką gospodarzy 4:5. Decydującą bramkę opolanie zdobyli na 34 s przed końcem meczu. Działacze GKS-u za niesportową postawę zdyskwalifikowali na dwa lata obrońcę Adriana Labrygę, na rok napastników Marcina Słodczyka i Roberta Grobarczyka oraz na trzy miesiące bramkarza Daniela Wolanina.

Sprawa wyszła na jaw po tym, jak Wolanin przyznał się trenerowi Katowic Andrzejowi Schubertowi, że był nakłaniany przez trójkę kolegów z drużyny do słabszej gry. Według oświadczenia złożonego przez Wolanina oraz obrońcę Bartłomieja Kowalskiego bramkarz był zastraszany i poddany presji podczas meczu. - Cały czas pokazywali mi, że mam puścić gola. Bałem się i to cały powód tego, że nie obroniłem tego strzału - twierdzi Wolanin.

- Do podjęcia takich działań skłoniły nas oświadczenia zawodników. Kary nie są prawomocne. Jeszcze dziś wyślemy dokumenty do PZHL i to on podejmie ostateczne decyzje - mówi Tadeusz Burzyński, prezes GKS.

Labryga, Słodczyk i Grobarczyk nie przyznają się do winy. - Nie odpuściliśmy, ani nie sprzedaliśmy meczu. Kompletną bzdurą jest też pomawianie nas o zastraszanie innego zawodnika - podkreśla Słodczyk.

Zawodnicy zapowiadają też, że jeśli PZHL nie uzna ich niewinności, to zwrócą się do sądu. - Ktoś sobie coś wymyślił, a klub to uznał i nas ukarał. Przecież w tym meczu inni zawodnicy też zagrali słabiej, a nikt im niczego nie wmawia. My też możemy napisać na kogoś oświadczenie - broni się Grobarczyk.

- Chciałbym, żeby decyzja w tej sprawie zapadła tak szybko, jak to tylko będzie możliwe. Trzeba jednak działać ostrożnie, żeby przypadkiem nie popełnić jakichś błędów. Będziemy oczywiście współpracowali z naszym radcą prawnym - mówi Stanisław Rączy, przewodniczący Wydziału Gier i Dyscypliny PZHL. Rączy nie wyklucza, że sprawą może się też zająć prokuratura.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.