Dziś kara dla Pistoriusa. A wątpliwości przybywa

Dziś Oscar Pistorius pozna karę za nieumyślne spowodowanie śmierci swojej narzeczonej. Proces się kończy, ale pytań o okoliczności zabójstwa nie ubywa. Między innymi o to, dlaczego brat oskarżonego skasował tyle danych z jego telefonu i dlaczego Oscar w dniu poprzedzającym zabójstwo kontaktował się z tyloma innymi kobietami

W nocy z 13 na 14 lutego 2013 roku Pistorius, najsłynniejszy niepełnosprawny sportowiec na świecie, zastrzelił w swojej willi w Pretorii modelkę Reevę Steenkamp. Strzelał z pistoletu cztery razy, przez drzwi bardzo małej łazienki, w której zamknęła się narzeczona. Użył broni, którą zawsze trzymał obok łóżka, działał w pośpiechu, nie założył protez. Próbował ratować umierającą Reevę, sam oddał się w ręce policji, ale nie wezwał od razu ani policjantów, ani pogotowia, a pracownikom agencji ochrony, którzy zadzwonili zaniepokojeni strzałami, skłamał, że wszystko jest w porządku. Po pomoc najpierw zadzwonił do znajomego, Johana Standera.

Nie chciał zabić, ale nadużył siły

Dziś, po sześciu miesiącach rozpraw w ciasnej sali w Pretorii, po zeznaniach 40 świadków, transmisjach w specjalnie utworzonym kanale telewizyjnym, kończy się sąd nad Pistoriusem. Sędzia Thokozile Masipa nie dała się przekonać prokuraturze, że to było morderstwo z premedytacją, finał wielogodzinnej kłótni narzeczonych, których krzyki mieli słyszeć sąsiedzi Pistoriusa, zanim padły strzały. Ale Masipa nie uwierzyła też w linię obrony: że chodziło o fatalną pomyłkę, a Oscar działał w samoobronie. Że usłyszał w nocy odgłosy włamania, nie sprawdził, gdzie jest Reeva, z którą spędził romantyczny wieczór, był pewien, że strzela do ukrywającego się w łazience napastnika. Masipa uznała, że Pistorius jest winny nieumyślnego spowodowania śmierci, bo choć z przedstawionych jej dowodów nie wynika, że chciał zabić, to z pewnością nadużył siły. Oskarżony nie zrobił na sędzi dobrego wrażenia. Gdy ogłaszała wyrok, opisała go jako zeznającego w sposób wymijający i bardziej przejętego tym, jak jego słowa mogą wpłynąć na rozstrzygnięcie, niż prawdą.

Matka Reevy: Jesteśmy zszokowani

Dziś Masipa ma wymierzyć karę. Pistoriusowi grozi do 15 lat więzienia (groziłoby mu dożywocie, gdyby zabójstwo Steenkamp zostało uznane za morderstwo z premedytacją). Prokurator Gerrie Nel zażądał dla niego co najmniej 10 lat. Obrońca Barry Roux przekonywał, że lepiej byłoby, gdyby oskarżony, zamiast siedzieć w więzieniu, odkupił swoją winę przez prace społeczne, że wystarczający będzie areszt domowy. Zwłaszcza że jako niepełnosprawny w południowoafrykańskim więzieniu Pistorius byłby łatwym celem dla współwięźniów.

- Jesteśmy zszokowani, rozczarowani - mówiła June Steenkamp, matka Reevy, po tym, jak sędzia Masipa odrzuciła zarzut morderstwa z premedytacją. Jeśli dziś Pistorius usłyszy łagodny wyrok, znów odezwą się głosy, że biały bogaty mężczyzna zawsze był w RPA (ten kraj ma fatalne statystyki dotyczące przemocy wobec kobiet) panem życia i nic się pod tym względem nie zmieniło. Ale Masipa, jedna z sędziowskich sław Południowej Afryki, dotychczas była znana z tego, że mężczyznom w takich procesach nie pobłażała.

U szczytu sławy

Roux w ostatnich przemowach przed wymierzeniem kary opisywał swojego klienta jako człowieka, który już swoje po śmierci Steenkamp odcierpiał: miał depresję, skłonności samobójcze, stracił fortunę, kontrakty ze sponsorami. - Nic z tego dawnego człowieka nie zostało - mówił. Prokurator był tą argumentacją oburzony, również podkreślaniem niepełnosprawności (Pistorius urodził się z niewykształconymi kośćmi podudzia) u sportowca, który swoją karierę medialną i reklamową zbudował na walce o starty ze zdrowymi lekkoatletami i nawet nie chciał być nazywany niepełnosprawnym. Mówił, że skupia się na tych 95 procentach, które ma, a nie pięciu, których mu brakuje, opowiadał, że protezy to żadna przeszkoda w dobrym życiu. Nie przeszkadzają ani w szybkiej jeździe samochodami i na motorze, ani w polowaniach, a w podrywaniu dziewczyn nawet pomagają.

Z pomocą sponsorów i najlepszych kancelarii prawnych Pistorius wygrał walkę z Międzynarodową Federacją Lekkoatletyczną, która w pewnym momencie przestała dopuszczać go do rywalizacji ze zdrowymi, zarzucając mu, że specjalne protezy dają mu przewagę. W chwili śmierci Reevy Oscar był u szczytu sławy. Po tym, jak wywalczył sobie prawo startu najpierw w mistrzostwach świata w Daegu w 2011 roku, a potem igrzyskach olimpijskich w Londynie w 2012, stał się największą gwiazdą lekkoatletyki po Usainie Bolcie. Sponsorowali go giganci: Nike, Oakley, British Telecom. To było jak bajka: mimo amputacji niewykształconych kości niedługo po urodzeniu, mimo opuszczenia rodziny przez ojca, wczesnej śmierci matki Oscar dogonił marzenia, był przykładem, jak żyć pełnią życia.

Druga strona Oscara

Dopiero po zabójstwie w tej historii Oscara, najszybszego człowieka na protezach, miłośnika broni i narzeczonego kolejnych blond modelek, zaczęło przybywać ciemnych stron. Wcześniej przywoływano je niechętnie, choć słyszeliśmy o jego wybuchach złości, nawet podczas wywiadów, o furii po przegranej na Igrzyskach Paraolimpijskich w Londynie, gdy oskarżył zwycięzcę o to, co przez lata zarzucano jemu samemu: niesprawiedliwą przewagę dzięki specjalnemu modelowi protez. Dziś ta druga strona Oscara jest opisywana i analizowana na wszystkie strony: powichrowana psychika, chorobliwa zazdrość, obsesje, niezdolność do zbudowania trwałego związku, wybuchy agresji. W wydawanych przy okazji procesu książkach - swoją napisała nawet matka jednej z jego przelotnych narzeczonych - Oscar jest przedstawiany jako przejęty karierą egocentryk, który zaczął sobie na zbyt wiele pozwalać, gdy przyszły sportowe sukcesy, popularność i milionowa fortuna z reklam (choć Pistorius pochodzi akurat z bardzo bogatej rodziny). Bajka o Oscarze przemieszana z koszmarem: Pistorius wdający się w awantury, potrącający samochodem psa i dobijający go strzałem w głowę bez próby udzielenia mu pomocy.

W najlepszej z dotychczas wydanych książek, "Behind the Door", dziennikarze śledczy Barry Bateman i Mandy Wiener opisują też pominięte przez śledczych lub niedopuszczone do procesu wątki, które każą jeszcze mocniej wątpić w wersję wydarzeń przedstawianą przez obronę. Bateman był pierwszym dziennikarzem, który przyjechał na miejsce zabójstwa, a potem nie tylko relacjonował proces, ale też prowadził własne śledztwo. Razem z Wiener zrekonstruowali w książce dzień poprzedzający zabójstwo. Dzień bardzo ciekawy jak na chłopaka obsesyjnie zazdrosnego o swoją dziewczynę. 13 lutego 2013 roku Pistorius jadł lunch z prezenterką wiadomości sportowych w telewizji SABC Vaylen Kirtley, potem dzwonił do modelki z Kapsztadu, a wjeżdżając wieczorem do swojej willi w Woods Country Estate w Pretorii rozmawiał z kimś, kto w pamięci telefonu był zapisany jako Babyshoes.

Pistorius: Sabotuję to, co u mnie dobre

Policja nie dotarła do tej osoby, Bateman i Wiener ustalili, o kogo chodzi. O byłą dziewczynę Oscara, Jennę Edkins. Jenna po strzelaninie w willi Pistoriusa była jedną z pierwszych osób, które wzięły Oscara publicznie w obronę. Nazywała go jednym z najwspanialszych ludzi jakich zna i wzywała, by nie ferować pospiesznych wyroków. Edkins odmówiła wprawdzie Batemanowi i Wiener komentarza na temat rozmowy, ale się jej nie wyparła i przypomniała, że mimo iż nie byli już parą, to nigdy z Oscarem swojej przyjaźni nie ukrywali. To właśnie do Edkins, jak ustalili autorzy książki, Pistorius wysłał miesiąc wcześniej kilkanaście esemesów po tym, jak przypadkowo wystrzelił ze swojej broni w Tasha Restaurant. Edkins pojawia się też we wspomnianej wcześniej książce napisanej przez matkę jednej z narzeczonych Pistoriusa. Zarzuca ona Oscarowi, że związku z Edkins wcale nie zakończył, nawet gdy poznał jej córkę. Książka "Oscar, An Accident Waiting to Happen" zebrała kiepskie recenzje, ale jest w niej bardzo ciekawy fragment z przytoczonym w całości długim mailem od Pistoriusa. Oscar pisze w nim m.in., że przez większość dorosłego życia ma "momenty sabotowania tego co u mnie dobre".

Kim jest Titanium Hulk

Bateman i Wiener opisują w "Behind the Door" dwa inne ważne wątki, które zostały pominięte w procesie. Według ich ustaleń, do zabójstwa doszło tuż po tym, jak Reeva Steenkamp spuściła wodę w toalecie, co średnio przystaje do wersji o włamywaczu, którego Pistorius usłyszał i zaatakował przez drzwi łazienki. Obrona z oczywistych względów tym wątkiem się nie zajmowała, oskarżycielom też on nie pasował do forsowanej przez nich wersji o nocnej awanturze w willi i szukaniu schronienia przez Reevę w łazience.

Ale najbardziej intrygujące jest to, co się zdarzyło już po zabójstwie. W iPhonie Oscara, wydanym policji dopiero 12 dni po zdarzeniu, nie było ani historii połączeń, ani historii kontaktów przez WhatsApp, wykasowano też część esemesów, które Pistorius dostał już po strzałach do Steenkamp. Z informacji zebranych przez Batemana i Wiener wynika, że miał te dane usunąć Carl, starszy brat Pistoriusa. To on zabrał telefon Oscara z jego domu. Śledczy mieli olbrzymie kłopoty z odczytaniem pełnej zawartości telefonu. Musieli poprosić o pomoc specjalistów z centrali Apple. Okazało się, że telefon został zsynchronizowany z komputerem opisanym jako Titanium Hulk i edytowany za jego pomocą. Titanium Hulk pojawia się w jednym z adresów mailowych używanych przez Carla Pistoriusa. Rodzina Pistoriusów wydała po tych informacjach oświadczenie, że nie wiadomo im nic o usuwaniu danych, które "miałyby wpływ na proces". Więc samemu usuwaniu danych nie zaprzeczyła. A policja zastanawiała się nad postawieniem Carlowi zarzutu utrudniania śledztwa. Ale zrezygnowała z tego, z niewyjaśnionych do końca przyczyn.

Oscar chce pisać

I dlatego, choć wyrok ma zostać ogłoszony dziś, sąd nad Pistoriusem będzie trwał, póki to wszystko nie zostanie wyjaśnione. Na wydanie czekają kolejne książki, między innymi June Steenkamp, pod tytułem: "Reeva: A Mother's Story".

Pistorius też, jak zdradził jego menedżer, myśli o napisaniu książki i przedstawieniu swojej wersji wydarzeń. Ale los tej akurat książki też jest dziś w rękach sędzi Masipy. Bo zgodnie z prawem RPA, jeśli skazany dostaje wyrok więzienia, nie może w tym czasie w żaden sposób zarabiać na przestępstwie, które popełnił.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.