Niespodziewanie to West Bromwich od samego początku starało się narzucić gościom swój styl gry. Odważna gra przyniosła efekt już w ósmej minucie meczu, kiedy to Stephane Sessegnon pięknym strzałem z szesnastu metrów umieścił piłkę w okienku bramki. Będący w znakomitej formie David De Gea nie miał przy tym strzale najmniejszych szans.
Stracony gol wyraźnie podrażnił utytułowanego przeciwnika. Od tego momentu piłkarze United przejęli inicjatywę i za pomocą licznych dośrodkowań bezskutecznie starali się sforsować dobrze funkcjonującą obronę gospodarzy.
W drugiej połowie Louis Van Gaal od razu zdecydował się na zmianę, wprowadzając na boisko Marouane'a Fellainiego. Decyzja okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę, bo Belg trzy minuty po swoim wejściu mocnym strzałem pod poprzeczkę doprowadził do remisu.
Bramka dodała Czerwonym Diabłom jeszcze więcej animuszu, co przeradzało się w coraz częstsze i groźniejsze ataki. Ku zdziwieniu wszystkich to jednak gospodarze po raz drugi w tym spotkaniu wyszli na prowadzenie. Chris Brunt prostopadłym podaniem obsłużył Saido Berahino, a ten ze szwajcarską precyzją wykończył akcję sam na sam, strzelając szóstą bramkę w tym sezonie.
Zdenerwowany Van Gaal szybko zareagował na sytuację na boisku i do gry desygnował Radamela Falcao, który mecz niespodziewanie rozpoczął na ławce rezerwowych. Wejście napastnika wyraźnie ożywiło grę 20-krotnego mistrza Anglii. Kolumbijczyk w decydującym momencie wykazał się przytomnością umysłu i zauważył dobrze ustawionego Daleya Blinda, który strzałem z pierwszej piłki w 87. minucie meczu doprowadził do remisu.
W końcówce Manchester za wszelką cenę starał się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale ostatecznie wynik nie uległ zmianie. Czerwone Diabły nie wygrały czwartego z rzędu wyjazdowego spotkania w tym sezonie i z dorobkiem 12 punktów zajmują szóstą pozycję. Tak słabego startu w lidze klub z Old Trafford nie zanotował od sezonu 1989/1990.