Serie A. Szalony mecz Milanu. Dziewięć goli i złota pięta Meneza

Szaleństwo - tak jednym słowem można podsumować to, co działo się w meczu Parmy z Milanem. Dziewięć goli, dwie czerwone kartki, fatalny samobój... Milan ostatecznie wygrał 5:4. A bohater był tylko jeden. To Jeremy Menez.

Jego przejście do Milanu łączy w sobie kilka cech typowych dla transferów mediolańskiego klubu w ostatnich latach. Przede wszystkim przyszedł za darmo, po wygaśnięciu kontraktu z Paris Saint-Germain. Tam miał problemy, grał mało ze względu na ogromną konkurencję (chociażby Lavezzi, Cavani czy Ibrahimović). Oprócz tego cały czas ciągnie się za nim nie najlepsza reputacja, już w AS Romie kłócił się z trenerami, a kibice nie ukrywali braku sympatii do niego.

Pomimo to Filippo Inzaghi zabiegał o niego. Szkoleniowiec Milanu osobiście spotkał się z nim na Ibizie, by przekonać go do transferu, by spróbował odbudować się na San Siro. Menez zgodził się, chce też przy okazji naprawić swój wizerunek. - Ludzie mają fałszywy obraz mojej osoby, ale chcę udowodnić, że jestem cichą osobą zarówno na boisku, jak i poza nim - powiedział tuż po przyjściu do Milanu. - Nie mówię, że zawsze byłem święty, ale wydoroślałem, czuję się inaczej.

Ale w meczu z Parmą zaprzeczył tym słowom. Na boisku nie był cichy; grał jakby wstąpiła w niego bestia. Jako "fałszywa dziewiątka" terroryzował obronę gospodarzy. Gdy trzeba było, z głębi pola rozrzucił piłkę na prawe skrzydło do Ignazio Abate; rozpoczął w ten sposób akcję, po której Keisuke Honda strzelił drugą bramkę dla Milanu. Kilka minut później wystąpił w innej roli. Wygrał pojedynek biegowy z Alessandro Lucarellim i wywalczył rzut karny, który po chwili sam zamienił na gola. Po prawdzie trzeba jednak przyznać, iż w tej sytuacji popisał się sporymi zdolnościami aktorskimi; zamiast upaść przed polem karnym, poczekał, aż wejdzie w "szesnastkę", i tam runął na ziemię. W pierwszej kolejce z Lazio (3-1) również był faulowany w polu karnym i też strzelił gola z jedenastu metrów.

Jednak jego rola była jeszcze większa w drugiej połowie po tym, jak Daniele Bonera dostał czerwoną kartkę. Grający w dziesiątkę Milan musiał przejść z ustawienia 4-3-3 na 4-4-1. Zaczął się bronić. Menez był wspierany w ofensywie jedynie przez debiutującego w barwach "Rossoneri" Giacomo Bonaventurę (strzelił pierwszego gola). W drugiej części meczu Menez starał się mijać rywali dryblingiem aż siedem razy i udało mu się to czterokrotnie (łącznie pięć na dziewięć udanych). Wszyscy piłkarze Milanu dryblingu próbowali czternaście razy (siedem udanych)!

Trudno było powstrzymać Meneza w inny sposób niż faul. Nieprzepisowo powstrzymywano go aż siedem razy, a Bonaventurę sześciokrotnie. Menez mocno angażował się w defensywę, o czym najlepiej świadczą trzy jego faule, jeden przechwyt oraz zablokowane uderzenie rywala przed własnym polem karnym. Kolegom stworzył okazję dwukrotnie, a na jego 30 podań tylko jedno nie trafiło do kolegi (co daje skuteczność na poziomie 97 procent).

Harował tak, że na chwilę przed zejściem z boiska (86. minuta) został spokojnie dogoniony przez Acquaha w sytuacji, gdy mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Zabrakło mu sił. Ale najważniejsze było to, co zrobił kilka minut wcześniej. Wykorzystał koszmarny błąd Ristowskiego, po czym obiegł bramkarza Parmy i wpakował piłkę do bramki nieziemskim uderzeniem piętą. Takie zagranie w czołówce swoich najpiękniejszych goli mógłby umieścić Zlatan Ibrahimović.

A Menez w jednej kwestii nie kłamał - już na oficjalnej prezentacji zapowiedział, że chce zabawiać kibiców swoją grą. Na razie uszczęśliwił Silvio Berlusconiego. Francuzowi tuż po meczu telefon przekazał Adriano Galliani; Berlusconi chciał osobiście podziękować Menezowi za jego fantastyczny występ.

Przeciwko Parmie imponował swoją bezczelnością i pewnością siebie. Czyli tym, za co przez lata krytykowano go. Ale jeśli będzie to pokazywał wyłącznie na boisku, jego pobyt w Milanie może skończyć się inaczej niż w Romie. Na San Siro z pewnością ma już grono wiernych kibiców; Berlusconi jest jednym z najważniejszych.

Już za tydzień czeka go jeszcze poważniejsze wyzwanie. Bo obrońcy Juventusu nie będą dali się tak łatwo ogrywać, nie dadzą mu okazji do strzelenia takiego gola piętą. Jeśli "pięta achillesowa" oznacza słabość, to dziś "pięta Meneza" jest uosobieniem piękna.

Więcej o:
Copyright © Agora SA