Rozmowa z trenerem Wisły Mirosławem Jabłońskim

Grzegorz Szkopek: Jakie nastroje przed czwartkowym spotkaniem?

Mirosław Jabłoński: Liczymy na to, uda się nam ten mecz. I dzięki temu podbudujemy się psychicznie przed spotkaniami ligowymi. Bo w poprzednich spotkaniach były momenty, w których zespół pokazał, że wie, o co chodzi na boisku. Potrafił stworzyć dobre sytuacje, walczył. Ale jesteśmy nieskuteczni. Tak jakby zawodnicy byli zablokowani. Potrzeba nam sukcesu, żeby zespół uwierzył w siebie.

Czy myśli Pan, że ta niemoc strzelecka zostanie przełamana w meczu z Ventspils?

- Na pewno nie będzie łatwo. Widać po wcześniejszych meczach, że mamy z tym problem. Jeśli chodzi o zdobywanie bramek, to liczyłem na Mikulenasa czy Mateusiaka. Niestety oni nie strzelają goli. Można być zadowolonym z pracy na boisku Irka Jelenia, ale on też nie zdobywa bramek. Są to zawodnicy, na których bardzo liczyłem, jeśli chodzi o wykańczanie akcji. Niestety zawiodłem się. Dzisiaj brakuje nam zawodnika, który wykańczałby akcje. Takiego klasycznego egzekutora.

Czym spowodowany jest ten brak skuteczności?

- Myślałem, że przełamie się już Mikulenas. W meczach kontrolnych zdobywał bramki, oczywiście miał też sporo niewykorzystanych sytuacji. Ale wyglądało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Niestety przyszła liga i znowu jest jakaś blokada. Trudno teraz na niego stawiać, skoro w początkowych meczach się nie sprawdzał. Teraz muszę szukać jakiś innych rozwiązań. Czy będą skuteczne? W tej chwili sam nie wiem. Teoretycznie takim graczem jest Mateusiak. Ale tak naprawdę to zawodnik, który powinien się jeszcze dużo uczyć. To nie jest gracz, który przyjdzie i zbawi Wisłę Płock.

W związku z tym, czy w składzie zajdą jakieś rewolucyjne zmiany na mecz z Łotyszami?

- Raczej nie. Moim zdaniem byłby to błąd. Można się spodziewać jednej-dwóch zmian. Rewolucji nie można robić, a zresztą za bardzo nie ma kim jej zrobić. Zespół grał zupełnie przyzwoicie, chociaż nie ma to odzwierciedlenia w zdobyczach punktowych. Gdyby piłkarze spisywali się słabo, wtedy musiałbym mocno zweryfikować skład. Jednak ci zawodnicy w grze funkcjonują w miarę poprawnie. Tylko nie ma efektów. I to jest niebezpieczne, bo zaczyna się tworzyć nerwowa atmosfera. A w niej nie można racjonalnie pracować.

Czy może zajść zmiana na pozycji bramkarza?

- Zastanawiam się, czy nie dać szansy Pawłowi Kapsie. Na pewno w tej chwili numerem jeden jest Jakub Wierzchowski. Miał on co prawda kilka niepewnych interwencji, ale miał też parę bardzo udanych. Ale możliwe, że wystąpi Kapsa, żeby poczuł, że na niego też się stawia.

Bardzo Panu skomplikuje ustawienie zespołu kontuzja Ekwueme?

- Nieprzypadkowo wstawiłem go od razu do składu, po zawieszeniu mu kary. Liczyłem, że z meczu na mecz będzie grał lepiej. W pierwszym spotkaniu zagrał poprawnie. Miałem nadzieję, że w następnych spotkaniach będzie coraz lepiej. Wierzyłem, że będę miał spokój, jeśli chodzi o linię środkową. Bo Tolek to zawodnik, który dobrze gra w defensywie, jest ruchliwy, potrafi wyprowadzić akcję. Jego kontuzja bardzo mi skomplikowała sytuację. Mam problemy z ustawieniem środkowej linii. W słabszej dyspozycji jest Preksaitis. Maciek Terlecki jeszcze nie jest tak zgrany z zespołem. Jest jeszcze Vileniskis, który niestety ma wahania formy.

Czy Łotysze mogą nas czymś zaskoczyć w czwartek?

- Uważam, że jest to średni zespół, ale dobrze poukładany. W pierwszym meczu mieli moment słabości, którego nie potrafiliśmy wykorzystać. I tego bardzo żałuję. Oni w pewnym momencie zgłupieli. Liczyli na łatwe zwycięstwo z nami. Ale dalej łotewska prasa uważa Ventspils za faworytów. Dziennikarze twierdzą, że tak słabo jak z nami, to już dawno nie zagrali i w Płocku na pewno wypadną lepiej. Liczą, że Ventspils awansuje dalej.

Czyli my musimy zagrać zdecydowanie lepiej niż na Łotwie?

- Tak. Nie możemy sobie pozwolić na słabsze momenty. Od początku musimy być bardzo skoncentrowani i narzucić przeciwnikowi swój styl gry. Musimy grać o zwycięstwo w tym meczu.

Czego mogą się w czwartek spodziewać kibice?

- Na pewno tego, że zespół będzie walczył. Nie będziemy grali na bezbramkowy remis. Cel, jaki stawiam przed zespołem, to wygrana. Nie może być w grze żadnego kunktatorstwa. To musi być mecz, który pozwoli nam się odbudować i w spotkaniach ligowych zdobywać punkty.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.