Dlaczego piłkarze Legii grają słabo?

Trzech obrońców i pięciu pomocników takim systemem grała Legia od początku kadencji trenera Dragomira Okuki. Ten system dał drużynie mistrzostwo, ale już w następnym sezonie nie dał nawet miejsca w pucharach. To jednak system należy dopasowywać do ludzi, a nie ludzi do systemu. A Legia do nowoczesnej gry nie ma wykonawców

Podstawowym problemem Legii w ubiegłym sezonie miała być przestarzała taktyka - z trójką, a nie czwórką obrońców i z piątką graczy w linii środkowej. Dragomir Okuka stanął ponadto przed zarzutem, że nie "przewietrza" drużyny, w każdym meczu w podstawowej jedenastce występują ci sami. Po jego odejściu zmienił się system, ale gołym okiem widać, że nie pasuje pracującym przy Łazienkowskiej piłkarzom. Drużyna aspirująca do mistrzostwa kraju rozpoczęła sezon od remisów z przeciętniakami z Łęcznej i Wodzisławia.

Kibice jak zwykle mieli nadzieje. Z ulgą pożegnali ciągle gubiącego piłkę w pomocy Adama Majewskiego. Nie bardzo martwili się tym, że jak zwykle niezdolny do gry jest Mariusz Piekarski. Tylko troszkę wybrzydzali, że zbyt lekką ręką oddano do Świtu Mariusza Zganiacza i Łukasza Mierzejewskiego. Całkiem zapomnieli, że Paweł Golański, który wrócił do ŁKS, miał być następcą wiekowych środkowych obrońców Jacka Zielińskiego i Marka Jóźwiaka. Żal był tylko po odejściu Cezary Kucharski. - Jego będzie najtrudniej zastąpić - powiedział przed rozpoczęciem rozgrywek Marek Saganowski, mający stać się gwiazdą sezonu. I zastąpić go nie ma komu, bo po odejściu wymienionych trener nie ma pola manewru. Kucharski miał tę zaletę, że nawet grając słabo umiał rozruszać grającą monotonnie drużynę. A teraz takiego gracza nie widać.

Miejmy nadzieję

Jest wiele przykładów na to, że ci, którzy dobrze rozpoczynają rozgrywki wcale nie muszą skończyć na szczycie, a słabujący w pierwszych spotkaniach sięgają po premie. Podczas mundialu w 1982 roku początkowo brylowała Brazylia, by nie dojść do półfinału, a słabi na początku Włosi zostali mistrzami świata. Na razie trzeba choćby tak się pocieszać, bo przecież niepokoi fakt, że różnicę między Legią, a Wisłą, Groclinem i nawet Amicą widać gołym okiem.

O trenerze Kubickim sprzed czterech lat, kiedy posada trenera Legii była jego pierwszą pracą, opowiadano rozmaite historie. A to, że z góry patrzył na zawodników, a to że nie lubił prasy, a to - i tu nie musiano nic opowiadać, że słabe były wyniki, a gra nieciekawa. Gdy Legia pod jego kierownictwem zadebiutowała z ŁKS, zaprezentowała futbol schematyczny, oparty na wrzutkach na pole karne (szkoleniowiec był akurat po wyspiarskiej szkole), a mecz skończył się wynikiem ... 0:0. Czy w kontekście sobotniego występu nowej Legii przeciwko górnikom z Łęcznej czegoś to nie przypomina?

Legia "tamtego" Kubickiego rozpoczęła sezon od trzech remisów, a w ogóle nie licząc występów w pucharach z dziewięciu tylko dwa mecze wygrała (co prawda, ledwie jeden przegrała). I teraz wszystko zaczyna się tak samo. Gra nudna, już dwa remisy i lepsze perspektywy tylko dlatego, że do zespołu niedługo wróci będący w życiowej formie Saganowski (przecież w każdym meczu nie będzie dostawał czerwonej kartki). Tak jak tamta Legia także ta jest na tyle mocna, że nie przegrywa. Chodzi jednak o to, by wygrywała. A nie będzie, jeżeli nawet Saganowski nie dostanie podania.

- Miejmy nadzieję, że będzie lepiej - powiedział po spotkaniu z Górnikiem trener Kubicki. Pytanie tylko, czy są do takich oczekiwań podstawy. Chaotyczny atak, nieruchawa obrona i nie umiejąca zorganizować gry linia środkowa z mającym nią pokierować Aleksandarem Vukoviciem, który "biega jak koń pociągowy", ma kłopot z prostym przyjęciem piłki (w swoim najlepszym sezonie Serb tylko na takiego wyglądał, za to celnie i w oryginalny sposób podawał). O grze drugiego środkowego pomocnika, czyli Łukasza Surmy też trudno cokolwiek dobrego powiedzieć. Trener Kubicki na krótko wpuszcza na boisko Jacka Magierę. Na tak krótko, że wyraźnie nie spodziewa się, by ten zawodnik stanowił dla wymienionej dwójki alternatywę. Tym bardziej szkoda oddanego do Świtu Zganiacza, który radzi tam sobie całkiem, całkiem (choć przecież Świt to inna "półka"). Oby tylko nikt za kilka tygodni nie przypomniał sobie, jak to Kubicki nie chciał w Legii Piotra Świerczewskiego.

Kto im da skrzydła?

Do gry systemem 4-4-2 potrzebni sa dobrzy skrzydłowi. Tymczasem boczni obrońcy niemal nie wychodzą do przodu (Wojciech Szala), a jak już wychodzą (Tomasz Jarzębowski po lewej stronie), to nie pracuje lewa pomoc. Tomasz Kiełbowicz nie wie jak dośrodkować. Jeszcze w ubiegłym sezonie wiedział. Miał więcej swobody.

Mimo więc, że Okukę zamęczano propozycjami zmiany ustawienia, to czas pokazuje, że nie ludzi należy naginać do systemu, tylko system do ludzi. Skoro więc trener nie ma wielkiego wyboru, ma kilku obrońców, a drugie tyle graczy pomocy, może lepiej byłoby wrócić do tego co jednak się sprawdziło. W poprzednich rozgrywkach zespół miał być przetrenowany. Teraz podobno nie jest, a więc ...

Nie ma już co prawda w klubie Majewskiego, czy Kucharskiego, ale tak krawiec kraje ... Jedna zmiana, którą można wprowadzić na próbę choćby w pucharowym spotkaniu z Tłokami. Jacek Magiera czy Dariusz Dudek do linii pomocy (Vuković mógłby przestać się martwić jak ma odebrać piłkę), a na ławce posadzić jednego obrońcę, np. Wojciecha Szalę. Dlaczego jego? Ponieważ, choć gdy przychodził do Legii był agresywnym, biegającym od pola karnego do pola karnego obrońcą, to gdzieś te walory zagubił. Teraz nie umie kopnąć piłki, gdy ta nie leci, a stoi. Zawsze można wrócić do ustawienia do jakiego trener Kubicki próbował drużynę przyzwyczaić latem. Gorzej być przecież nie może.

Urodziny Jóźwiaka

Jest jeszcze sprawa najbardziej delikatna, czyli pary dwóch doświadczonych stoperów. - To para najstarsza i najlepsza, a "Beret" znakomicie czuje się w grze czwórką. Tak grał we Francji - powiedział podczas jednego z treningów kierownik drużyny Ireneusz Zawadzki. O Jacku Zielińskim mówi się, że nawet gdy gra słabiej nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Jeżeli zaś chodzi o Jóźwiaka to trudno też polemizować, że gdy wrócił do Legii bardzo wzmocnił drużynę. Nie da się jednak ukryć, że w dwóch pierwszych meczach tego sezonu popełnił dwie kardynalne pomyłki - jedną zakończoną źle, a drugą szczęśliwie bez konsekwencji. W czwartek obchodzi 36. urodziny, a dzień wcześniej pewnie zagra przeciwko Tłokom w Gorzycach w meczu Pucharu Polski. Bez Zielińskiego (młodszy od Jóźwiaka niespełna dwa miesiące), który dostał powołanie na spotkanie reprezentacji Polski z Estonią. Za to pewnie w parze z Dicksonem Choto (legioniści mawiają, że gracz Zimbabwe ma kości twarde jak nikt w naszej lidze i naprawdę trudno go minąć).

Jóźwiak powinien dostać ostatnią okazję udowodnienia, że za wcześnie na sportową emeryturę. A jak nie udowodni, to niech gra Choto. I najlepiej w trzyosobowym bloku obronnym, bo przy czterech defensorach i czterech pomocnikach nie ma kto tej drużyny "rozbujać".

Kiedy przed czterema laty Dariusza Kubickiego jeszcze przed zakończeniem rundy jesiennej zastępowano Franciszkiem Smudą mówiono, że przynajmniej znakomicie przygotował drużynę fizycznie, zabrakło mu tylko doświadczenia. I szkoda, że w klubie zabrakło cierpliwości, by poczekać na rozwój wypadków. Teraz już trener jest doświadczony, za sobą ma dobrą szkołę w roli asystenta Okuki i co wydawało się równie istotne - ma dobre układy z zawodnikami. Tu wypada jednak zwrócić uwagę na prawidłowość (przypadek poprzedniej kadencji Kubickiego tylko potwierdza regułę). Jak piłkarze są niezadowoleni, a tak bywało za czasów Okuki, to wyniki są dobre, o ile nie bardzo. Może trzeba ich czymś rozwścieczyć?

- Nie gra system, tylko zawodnicy - mawia szkoleniowiec Legii, więc skoro nie wypalił nowy ... - W tej rundzie możemy mieć problemy, wszystko dobrze powinno funkcjonować na wiosnę - twierdzi Zieliński. Nie wiadomo jednak, czy obecne kierownictwo klubu będzie bardziej cierpliwe od tego z poprzedniej kadencji Kubickiego. Nie ma co się oszukiwać - styl jest istotny, ale najważniejsze są dobre wyniki (na razie nawet stylu brakuje). Z drugiej strony, gdy Legia sięgała po ostatnie mistrzostwo zaczynała sezon od dwóch porażek, a teraz mimo wszystko po jakieś punkty sięgnęła. Można więc iść w zaparte i wbrew faktom liczyć, że to wszystko zafunkcjonuje.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.