Radomiak zachował się jak niedoświadczony myśliwy - stwierdził po meczu trener Okęcia Władysław Stachurski. - Rzucił się na ranną ofiarę, zapominając o czyhających nań niebezpieczeństwach. Na nasze szczęście.
Słowa byłego selekcjonera reprezentacji Polski są prawdziwe co do joty. Od pierwszej minuty "zieloni" zaatakowali z wielką determinacją, agresywnie, bez kompleksów. - Zaskoczyli nas - przyznał później Stachurski. Co rusz pod bramką Roberta Dziuby było gorąco. Szarżować w polu karnym próbował Ryszard Krześniak, Robert Sztejn uderzał z kąta, a Daniel Barzyński nawet trafił w słupek. Wszystko w ciągu kilku minut.
Po kwadransie gry było już 1:0 dla Radomiaka. Po kornerze bitym przez Barzyńskiego piłka trafiła na przeciwległą stronę do Roberta Szarego, który bez zastanowienia kropnął wzdłuż linii końcowej. Lot piłki sprytnie przeciął Marcin Rosłaniec, umieszczając ją w siatce. - Pierwszą w trzeciej lidze bramkę dla Radomiaka zdobył Marcin... - ciągnął spiker. - ...Rosłaniec - dokończyła publiczność.
Chwilę później próbujące się odgryźć Okęcie znów doznało szoku. Przejętą w środku pola piłkę podholował Konrad Gołoś i sprytnie zagrał do będącego w pełnym biegu Roberta Sztejna. Napastnik "zielonych" zostawił obrońcę za plecami, wbiegł jak błyskawica w pole karne i mimo interwencji Dziuby podwyższył wynik.
Stadion oszalał. - Trzecią już mamy, na drugą ligę czekamy - wiwatowali szczęśliwi kibice. Jak się później okazało, euforia była przedwczesna.
Gospodarze chcieli zgnieść przeciwnika i nie zwalniali tempa. - Spokojnie, spokojnie - krzyczał do młodszych kolegów doświadczony Zbigniew Wachowicz. Przestroga nie podziałała na zagotowane głowy. W rezultacie w 28. min do wydawałoby się bezpańskiej piłki dopadł Mariusz Marczak i wysokim lobem dograł piłkę w pole karne. Tutaj kolejny błąd popełnili obrońcy, pozwalając Maciejowi Tatajowi na strzał głową. Uderzenie było niezbyt silne, ale nadzwyczaj precyzyjne i piłka wylądowała w górnym rogu bramki strzeżonej przez Edwarda Mindę.
Im bliżej przerwy, tym przewaga warszawian rosła. Wreszcie w 43. min doszło do nieszczęścia. Krosowe podanie mimo bliskości Przemysława Michalskiego przejął Tataj. Jednym zwodem "wkręcił" stopera Radomiaka i idealnym strzałem w krótki róg nie dał szans Mindzie. Tym razem stadion zamarł.
W drugiej połowie ponownie przeważał Radomiak. W szeregach "zielonych" zabrakło jednak egzekutora. Najbliżsi szczęścia byli Adam Śniegocki i Rosłaniec. Obaj przecinali ostre wrzutki kolegów, ale za każdym razem trafiali prosto w Dziubę. Uderzeń zza pola karnego próbowali też Dariusz Rysiewski i Daniel Barzyński - bezskutecznie. Jak nieopierzony młokos zachował się w ostatniej minucie Śniegocki, który w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości zwlekał z oddaniem strzału dotąd, aż zablokowali go obrońcy.
- Gramy nieźle, ale ciągle brakuje tej przysłowiowej kropki na i - żałował trener Radomiaka Włodzimierz Andrzejewski. - Młodych rozpiera energia, która czasami działa przeciwko nim. - W Trzeciej lidze sobie poradzicie - uspokajał gospodarzy Władysław Stachurski.
Strzelcy bramek
Radomiak: Rosłaniec (16. - z dośrodkowaniu Szarego), Sztejn (18. - po podaniu Gołosia).
Okęcie: Tataj (28. - po dośrodkowaniu Marczaka), Tataj (43. - bez asysty).
Składy
Radomiak: Minda - Ziółek, Michalski, Wachowicz, Barzyński, Gołoś, Rysiewski, Rosłaniec, Szary, Krześniak (46. Śniegocki), Sztejn Ż (65. Koniarczyk).
Okęcie: Dziuba - Langier (76. Słomski), Jadczak, Szcześniak, Łowicki Ż (35. Tarwacki), Marczak (87. Muzuta), Rembisz, Sitnicki, Biechoński (78. Jankowski), Tataj Ż, Figaszewski.
Sędziował: Jacek Zygmunt.
Widzów: 2000.
Bohater meczu
Maciej Tataj
dwa razy strzelał na bramkę Radomiaka i za każdym razem umieszczał piłkę w siatce