Stefan Tuszyński: Nieustraszeni pogromcy śmietników

W sobotnią noc, już po raz drugi w ciągu ostatniego miesiąca, zbudziły mnie potworne hałasy. Pech chce, że mam pod oknem przystanek, z którym co i raz toczą pojedynki młode osiłki wracające do domu po innych bojach. Zanim wstanę z łóżka, widzę, niestety, tylko końcówkę pojedynku, w której pada znokautowany kamienny śmietnik, a ?mistrz" próbuje założyć suplesa przystankowi. Ten jednak się nie poddaje, więc dostaje tylko kilka kopów, po czym nieustraszony pogromca śmietnika znika między blokami Gocławia

Widzę, jak wyrastają na moim podwórku następne pokolenia ulicznych bokserów, dla których cały i czysty przystanek czy ławka na ulicy będą powodem do ataku. Ale to my sami jesteśmy temu winni, bo nie dajemy im innej szansy.

Dzieci na moim podwórku kopią piłkę pod tabliczką z napisem "Zakaz gry w piłkę" (choć ktoś ważny rok temu wydał wojnę takim tabliczkom). Kopią do czasu, gdy nie zabroni im tego ubrany na czarno ochroniarz. Podobnie jest na wszystkich okolicznych podwórkach, na których ważniejsze od dziecka są fantazyjnie zaprojektowane chodniki i rabatki. Nie krytykuję tego, że ludzie chcą mieszkać w ciszy i ładnie. By to osiągnąć, zamknęliśmy się dziś w osiedlach-obozach otoczonych wysokimi płotami i pilnowanych przez strażników.

Ale w ten sposób straciliśmy z oczu nasze pociechy. Budując osiedla, nikt nie myśli o prawidłowym rozwoju dzieci. Przestali dbać o to rodzice nie mający czasu, siły i pieniędzy, by przekazać potomstwu styl życia, w którym czerpie się radość z aktywności sportowej. Małysz i Jędrzejczak nie są najlepszymi wzorcami do naśladowania, bo uprawiają trudne dyscypliny techniczne. Piłkarze zaś, którzy są motorem sportu na całym świecie, u nas dostają sromotne baty lub są bohaterami afer. Dzieci i tak chętnie pokopałyby piłkę, ale nie mają gdzie, bo na osiedlowych boiskach stają nowe bloki i nie ma podwórek ze stołami do ping-ponga i liniami do gry w kwadraty. Kluby sportowe odstraszają swą nędzą i walącymi się obiektami. Nie są też zachętą Uczniowskie Kluby Sportowe, których działacze niemal na kolanach pielgrzymują od urzędu dzielnicy do urzędu miasta, by dano im szansę w walce z tzw. komercją na basenach i halach sportowych.

Dzieci wzorce zachowania czerpią więc od brutalnych herosów gier komputerowych. Dzięki temu widuję dziś spontaniczną aktywność ruchową, ale tylko na przystanku w środku nocy.

Za chwilę zacznie się nowy rok szkolny. To kolejna okazja na przypomnienie o przyszłości tego narodu, dla której warto byłoby coś zrobić. By wśród rozporządzeń, okólników, poleceń i programów znalazły się i te pozwalające naszym dzieciom wreszcie wyszaleć się sportowo na boisku, a nie na śmietniku pod moim oknem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.