Po turnieju w Starych Jabłonkach

Plaża, woda, fajne dziewczyny... Gdybym teraz miał wybierać, na pewno zostałbym siatkarzem, a nie szczypiornistą - zapewnia Tomek Dowgiałło, który z mamą Wandą, tatą Andrzejem i siostrami Kasią i Magdą zadbali, by Mistrzostwa Europy w Siatkówce Plażowej do lat 23 przy ich Hotelu Anders nad jeziorem Mały Szeląg, wypadły na szkolną szóstkę

I nie było osoby, która dałaby organizatorom turnieju w Starych Jabłonkach niższą ocenę. Uno Zetterberg, przedstawiciel Europejskiej Konfederacji Siatkówki (CEV): - Sądziłem, że przyjechałem do Starych Jabłonek na kilka dni ciężkiej pracy. Tymczasem nie miałem się nawet do czego przyczepić, bo wszystko było przygotowane jak należy. Zaliczyłem więc wspaniały urlop - mówił Zetterberg.

- Nie było wcale tak łatwo sprostać wszystkim wymogom regulaminowym, które postawił nam CEV - mówi Wanda Dowgiałło, dyrektor do spraw finansowych turnieju. - Dostaliśmy kilkanaście bitych stron tekstu z zaleceniami co trzeba załatwić. Było tam wyszczególnione co ma na przykład stać na stolikach VIP-ów oglądających turniej. Trzeba było zbudować natryski, które musiały być umieszone nieopodal szatni i zadbać by piasek na boiskach był odpowiednio drobny.

Aby przygotować odpowiednie podłoże do rozgrywania meczów, ze żwirowni w Żabim Rogu zwieziono do Starych Jabłonek około stu wywrotek piasku. Niestety przez pomyłkę do jednej z nich, zamiast drobnego piasku załadowano żwir. Kilku ludzi przez trzy dni musiało przekopywać boisko i przesiewać przez sito piasek, aby w podłożu nie było choćby najmniejszego kamyczka.

Wanda Dowgiałło odpowiadała za kuchnię podczas turnieju, szykując trzy razy dziennie szwedzki stół dla ponad 200 osób, ale pilnowała, by cała jej rodzina - jak powiedziała "Gazecie" - nie padła na nos ze zmęczenia.

- Nasze córki jeździły non stop do Warszawy, by witać i odbierać z lotniska zawodniczki, zawodników i zaproszonych gości - dodaje Wanda Dowgiałło. - Radziły sobie znakomicie, bo znają języki obce i obie mają prawa jazdy. A Tomek? Ten turniej był dla syna wielkim wyzwaniem. Starał się ze wszystkich zadań wywiązywać perfekcyjnie. A to kosztowało go sporo sił. Musiałam więc czasem wysłać go do domu, by choć chwilę odpoczął...

Rumieńców turniejowi nadawały rywalizujące w nim kobiety. O emocje postarały się zwłaszcza dwie zawodniczki z Polski. Joanna Kuchczyńska i Anna Białobrzeska dotarły bowiem do półfinałów mistrzostw i niewiele brakowało, by wywalczyły brązowy medal.

- Szkoda, że dziewczyny nie stanęły na podium, bo ten medal byłby dla nas organizatorów największa nagrodą - żałował przegranego meczu Polek Andrzej Dowgiałło, dyrektor turnieju.

W mistrzostwach zawiedli niestety Polacy, bo wszystkie trzy pary odpadły w eliminacjach.

- Turniej pokazał jakie jest nasze miejsce w szeregu - mówi Piotr Koczan, trener męskiej reprezentacji Polski. - I tak będzie nadal, jeżeli nie będzie warunków byśmy mogli trenować przez pięć miesięcy w roku - co jest absolutnym minimum. Aby dojść do poziomu jaki prezentują Niemcy czy Hiszpanie, musimy zmienić sposób przygotowań.

- Można przecież wybudować nawet specjalistyczne hale z piaszczystym podłożem i trenować w nich przez cały rok - dodaje Tomek Dowgiałło. - Być może taka właśnie powstanie w Starych Jabłonkach. Na razie przymierzamy się do postawienia u nas dużego namiotu. Planujemy też zorganizować w olsztyńskiej Uranii towarzyski turniej z udziałem najlepszych par na świecie.

Marek Magiera i Grzegorz Kudłaczewski zajmowali się podczas turnieju kibicami. Obaj znani są z meczów męskiej reprezentacji Polski siatkarzy. Są zawsze podczas spotkań Ligi Światowej i byli nawet zapraszani na organizowanie dopingu podczas konkursów w skokach narciarskich z udziałem Adama Małysza.

- Naszym zadaniem było zachęcanie ludzi do dobrej zabawy i to się w Starych Jabłonkach udało - mówią Marek z Grzegorzem. - A jest to teraz o tyle łatwiejsze, bo w Polsce powstała moda na siatkówkę. Również i plażową.

- Może za rok uda się nam zorganizować turniej o jeszcze większej randze, no bo po wysłuchaniu pochwał, aż się chce robić kolejny - konkluduje Tomek Dowgiałło. - Zresztą po zakończeniu imprezy, usiadłem przy jednym z boisk, a nie było już tam nikogo i łezka w oku mi się zakręciła. Nie mogłem uwierzyć, że już po mistrzostwach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.