Jabłoński w Kilonii

Do Kilonii przypłynęły jachty z Norwegii, Szwecji, Danii i Holandii. Regaty, które były dla jachtów morskich jednocześnie międzynarodowymi mistrzostwami Niemiec, wygrała załoga Karola Jabłońskiego

- Razem z Grześkiem Baranowskim wzmocniliśmy załogę 40- stopowego niemieckiego jachtu Extasy, którego właścicielem jest Thomas Bruegge - pisze z Kilonii Karol Jabłoński. - Dwa lata temu na podobnym jachcie kl. IMX 40 wygraliśmy te same regaty i zajęliśmy drugie miejsce na mistrzostwach Europy w Marstrand. Zmagania trwały od poniedziałku do niedzieli. Rozegraliśmy dziewięć krótkich, ok. 14-milowych, wyścigów i jeden 83-milowy. Nasze oczekiwania przed rozpoczęciem regat nie były zbyt wielkie. Zgodnie twierdziliśmy, że trzecie miejsce byłoby wielkim sukcesem. Trudno jest bowiem mieć większe oczekiwania, gdy startuje się na wyczarterowanym jachcie, z co najmniej dwuletnimi żaglami, który najlepsze czasy w formule IMS ma już dawno za sobą.

Faworytami regat były załogi startujące na jachtach klasy Rodmann 42 - zwycięzca ubiegłorocznych regat Copa del Rey w Hiszpanii - oraz na nowych, rewelacyjnych jachtach IMX 45 oraz Grand Soleil, które zostały idealnie przystosowane do formuły IMS.

- Po dziewięciu wyścigach, dzięki doskonałej żegludze byliśmy na drugim miejscu, zaledwie pół punktu za jachtem Hespaniola - pisze Jabłoński. - Nad trzecim jachtem kl. IMX 45 ,, Alice'' mieliśmy prawie dziesięć punktów przewagi. Decydującym o mistrzostwie był ostatni, 80-milowy wyścig, trwający ponad 16 godzin. Przed nami stało bardzo trudne zadanie. Musieliśmy popłynąć idealnie, co przy słabym wietrze i na tak długim dystansie jest bardzo trudne, a nasz rywal musiał popełnić poważny błąd. Tylko taka sytuacja dawała nam szansę na zwycięstwo. Oczywiście, załoga jachtu dowodzonego przez Thomasa Jungblutha, doświadczonego żeglarza, weterana regat Admirals Cup, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Cały czas podczas pierwszej 30-milowej halsówki starli się żeglować blisko nas, aby nie stracić za dużo dystansu. Wiadomo było, że na kursie z wiatrem jacht Thomasa żegluje dużo szybciej i może objąć prowadzenie. Tak też się stało. O północy rozpoczęliśmy ostatni, 17-milowy kurs na wiatr. Zrobiło się bardzo ciemno, co pozwoliło nam wymknąć się spod kontroli rywala, który prowadził już z przewagą ponad ośmiu minut. Była to ,,noc długich noży'', podczas której rozstrzygnęły się losy wyścigu. Kiedy zmęczenie, zimno, brak koncentracji, kiepska widoczność mają wielki wpływ na szybkość jachtu, bardzo ważna jest wytrzymałość i umiejętność oceny sytuacji, a tę nabywa się w trakcie wielu takich wyścigów. Kiedy nie widać wiatru na falach, trzeba go czuć i umieć szukać. Tak było i teraz, kiedy siła wiatru zaczęła słabnąć, a jego kierunek był zmienny.

- Do piątej rano żeglowaliśmy bardzo skoncentrowani, wykorzystując wiele zmian wiatru, starając się żeglować tam, gdzie był on silniejszy, bo jego siła wahała się od dwóch do dziesięciu węzłów - pisze Jabłoński. - Dopiero kiedy zaczęło robić się trochę jaśniej, z wielką niecierpliwością, szukając przez lornetkę innych jachtów, mogliśmy ustalić owoc naszej pracy. Wszystkie jachty były rozrzucone po morzu i trudno było je zidentyfikować. Napięcie było bardzo wielkie. My szukaliśmy Hespanioli, a kilka większych, szybszych jachtów mijało metę z przewagą ok. 1 mili. Jednak naszego rywala nie było wśród nich. Wyprzedziliśmy go o ponad 30 minut i wygraliśmy mistrzostwa, czego nikt wcześniej się nie spodziewał, a po zastosowaniu przelicznika czasowego okazało się, że wygraliśmy ten ostatni wyścig z ponad 20-minutową przewagą nad holenderskim jachtem, na którym był Piere Maas - jeden z najlepszych nawigatorów na świecie.

W środę Karol Jabłoński z załogą zaczyna treningi w Marstrand. Od czwartku zaś pierwsze wyścigi Swedich Match Cup - match racingowych regat nr 1 na świecie. Jabłoński Sailing Team: Dominik Życki, Jacek Wysocki, Piotr Przybylski, Grzesiek Baranowski i Karol Jabłoński spotkają się tam ponownie z najlepszymi żeglarzami świata.

Copyright © Agora SA