Soczi 2014. El Mariachi, czyli niemiecki książę najciekawszą postacią igrzysk

Najciekawsza postać zbliżających się igrzysk olimpijskich? Tak, to chyba on. Hubertus von Hohenlohe, niemiecki książę. Jedyny reprezentant Meksyku w Soczi już po raz szósty wystąpi na igrzyskach. Znany również jako światowej klasy fotograf oraz gwiazdor muzyki pop. To, że płynnie posługuje się pięcioma językami, jest już dużo mniej interesujące.

Co ktoś taki robi na igrzyskach w rywalizacji slalomowej mężczyzn? - Szczerze mówiąc nie wiem. Cały czas spełniam marzenie o igrzyskach, z każdymi kolejnymi je rozszerzam i jestem ciekaw, jak daleko mogę zajść - mówi van Hohenlohe. A zajdzie wysoko, bo 55-letni książę stanie się drugim najstarszym uczestnikiem zimowych igrzysk olimpijskich w historii.

Szóste igrzyska księcia

Najstarszym pozostanie 58-letni Szwed Carl August Kronlund, srebrny medalista w curlingu z Chamonix z 1924 roku. Von Hohenlohe będzie też zimowym olimpijczykiem, u którego między pierwszym a ostatnim występem minęło najwięcej czasu. Zaczął od Sarajewa w 1984, więc w Soczi minie 30 lat od tego wydarzenia. Po drodze pojawił się jeszcze w Calgary (1988), Albertville (1992), Lillehammer (1994) i Vancouver (2010). Mógł też wystąpić w Turynie w 2006 roku (uzyskał kwalifikację), ale Meksykański Komitet Olimpijski nie zdecydował się wtedy na wysłanie jednoosobowej reprezentacji.

Kim jest von Hohenlohe?

Hubertus von Hohenlohe jest potomkiem rodu Hohenlohe. Jego ojciec - książę Alfonso von Hohenlohe-Langenburg jest znany z inwestycji w kurortach w Marbelli i Costa del Sol. Matka Hubertusa, księżna Ira von Furstenberg jest aktorką i członkinią rodziny Agnellich, założycieli Fiata i właścicieli Juventusu Turyn. Małżeństwo rodziców Hubertusa było skandalem na całą Europę. Ira miała w jego momencie zaledwie 15 lat. Małżeństwo nie przetrwało zbyt długo, bo skończyło się pięć lat później.

Korzenie naszego bohatera sięgają też poza Europę. Z Meksyku, w którym się urodził (w czasie gdy jego ojca zajmowały tam inwestycje w fabryce Volkswagena), pochodzi jego babka Piedad. To tam mieszkał przez pierwsze cztery lata życia. - Moi rodzice koniecznie chcieli, żeby jedno z ich dzieci było Meksykaninem. Dlatego właśnie tam się urodziłem i miałem przejąć rodzinny biznes - opowiada Hubertus.

Narciarz-filozof

Po czterech latach zamieszkał w Marbelli, gdzie kultowy hotel jego ojca był miejscem spotkań bogatych i sławnych. To właśnie w takim środowisku dorastał. W Sierra Nevada zaczął uprawiać narciarstwo, kontynuował to po przenosinach do szkoły w Austrii. W wieku 21 lat wygrał uniwersyteckie mistrzostwa w zjeździe (studiował filozofię w Grazu), a rok później próbował swoich sił w zawodach PŚ. Bez większego powodzenia.

Początek "kariery" narciarskiej

Pytaniem było jednak, jaki kraj ma reprezentować. Urodził się w Meksyku, mieszkał na stałe w Hiszpanii, jego matka pochodziła z Włoch, a on sam miał jeszcze obywatelstwa Austrii i Liechtensteinu. - Pamiętam, że na początku chciałem startować dla Liechtensteinu. Ale w końcu stanęło na tym, że najlepiej będzie reprezentować federację, w której będę miał nad swoimi poczynaniami pełną kontrolę - tłumaczy.

Jak pomyślał, tak zrobił. W 1981 roku założył Meksykański Związek Narciarski, którego był jedynym członkiem. Nie miał nigdy ambicji być jak jego idol Franz Klamer (mistrz olimpijski w zjeździe). - Nie chciałem jeździć w pełni profesjonalnie. To było wszystko amatorskie - wspomina.

Gwiazdor popkultury

Odkąd zadebiutował na Igrzyskach Olimpijskich w Sarajewie w 1984, gdzie zajął najlepsze w karierze, 26. miejsce w slalomie, narciarstwo zajmowało dużą część jego życia. Było jednak tylko jednym z priorytetów. Von Hohenlohe musiał dzielić czas też na inne obowiązki. Bycie w rodzinie królewskiej nie sprawia, że nie można podejmować zwykłych prac. Austriacki cesarz Franciszek Józef był introligatorem, a jego dziadek Franciszek II ogrodnikiem. Hubertus van Hohenlohe został więc muzykiem i fotografem.

Muzyką zaczął się zajmować na początku lat 80. Nagrał osiem płyt pod pseudonimami Andy Himalaya i Royal Disaster. A gwiazdą popu chciał zostać z powodu marzenia o spotkaniu z Andy Warholem. Oczywiście udało się. - Spotkałem go w nowojorskim klubie Studio 54. Zawsze uważał, że skoro jestem z rodziny królewskiej z Europy, to muszę być bardzo czarujący. Pozostaliśmy przyjaciółmi i spotkałem go jeszcze kilka razy w Europie. Był zawsze bardzo w porządku. Był moją inspiracją - mówi o Warholu.

Próbka muzycznych umiejętności von Hohenlohego

 

Jako fotograf, von Hohenlohe zajmuje się m.in. corocznym kalendarzem dla instruktorów narciarskich (w 2012 roku na okładce była alpejka Julia Mancuso), pracuje też dla Red Bulla i Milki. A zaczynał jako fotograf samego siebie. - Potrzebowałem okładki na płytę i zrobiłem zdjęcie samego siebie w lustrze. Spodobało mi się, zrobiłem 20 czy 25 zdjęć i od tamtej pory zaczęła się moja kariera fotografa. To było bardzo spontaniczne i niezamierzone. Dużo bardziej zależało mi na muzyce, ale więcej sukcesów osiągnąłem jako fotograf - von Hohenlohe mówi o początkach fotografowania.

Artystyczną duszę von Hohenlohego możemy też zauważyć przy okazji jego sportowych strojów. W Vancouver ubrany był w strój meksykańskiego bandyty z pistoletami wepchniętymi za bandoletem. Drugi strój (von Hohenlohe w slalomie gigancie był 78., w slalomie specjalnym 46.) był artystyczną wizją mającą zachęcić ludzi do segregowania śmieci. W Soczi zjedzie w stroju El Mariachi.

Dlaczego to robi?

- Narciarstwo to sport, w którym naprawdę musisz polegać tylko na sobie. Trzeba stanąć na tych dwóch drewnianych deskach i pójść na tę górę, aby z niej zjechać. To nie jest takie łatwe. Mam nadzieję, że Meksykanie są dumni, że ktoś reprezentuje ich na igrzyskach olimpijskich. Kiedyś udałem się do Meksyku, aby zrobić film dokumentalny. Do tamtej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaki to piękny kraj, z bogatą historią i kulturą, i jacy są tam dumni ludzie. To mną poruszyło i chcę zwracać uwagę na to, jak oni bardzo cierpią i jak walczyli, aby mieć to, co mają teraz - tłumaczy.

- Po prostu chcę jeździć i sprawiać sobie tym przyjemność. Lubię czerpać przyjemność z życia. Fajnie jeśli zainspiruję chociaż kilku dzieciaków w Meksyku i ludzi po pięćdziesiątce. Pokażę im, że życie w tym wieku jeszcze się nie kończy. Uważam, że ludzie tacy jak ja są potrzebni igrzyskom. To olbrzymi show, a każde show potrzebuje różnorodności, barwności i zabawy. Nie każdy może wygrać, ale każdy może być zwycięzcą - mówi zadowolony z siebie El Mariachi, niemiecki książę.

Hubertusa von Hohenlohe będzie można zobaczyć 22 lutego podczas slalomu specjalnego mężczyzn. Pierwszy przejazd o 13.45

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.