Rutkowski, Wujec: LeBron Uszatek

Fani Bulls, Lakers, Kings, Mavericks, Spurs, Knicks, Rockets, Pistons, Nets, Sixers - porzućcie sny o potędze. Nadchodzi nowa era.

W czwartek odbyło się losowanie kolejności wyborów w drafcie. Wygrali je Cleveland Cavaliers i to oni mają za kilka lat rządzić w NBA. Bo tak się składa, że w tym roku w drafcie z numerem pierwszym wybrany zostanie zawodnik uważany za największy koszykarski talent od kilkunastu lat. Nazywa się LeBron James. Ma 18 lat.

Takiego szaleństwa na punkcie gracza, którego mało kto w ogóle widział w akcji, nie było chyba nigdy. LeBron-mania rozpoczęła się już dwa lata temu, kiedy James miał 16 lat i został zaproszony przez Michaela Jordana na obóz treningowy poprzedzający kolejny powrót MJ-a do NBA. James dostał wtedy od Michaela numer jego prywatnej komórki (który zresztą Jordan musiał później zmienić, bo dorwali się do niego nastoletni koledzy LeBrona i wykonywali mnóstwo głuchych telefonów). Mecze drużyny koszykarskiej Jamesa ze szkoły St. Vincent - St. Mary w Akron w stanie Ohio były transmitowane przez największe stacje sportowe w Stanach. Odbywały się zawsze przy pełnych trybunach, na których zasiadało mnóstwo koszykarskich sław, trenerów i ekspertów.

Co umie dzisiaj LeBron James? Na pewno więcej niż inni, którzy przychodzili do NBA w jego wieku (Kwame Brown, Tyson Chandler i Eddie Curry, ale również Kobe Bryant, Kevin Garnett i Tracy McGrady). Jest dynamiczny, przebojowy, fantastyczny w ataku. Podkoszowe loty sprawiają, że o LeBronie mówi się jako o następcy Michaela Jordana. Ale James umie też - co 18-latkom zdarza się nieczęsto - grać w koszykówkę. Ekspertów urzeka pewność siebie, odwaga, boiskowy spryt i czucie gry. LeBron nieźle broni, zbiera i znakomicie podaje - stąd obok porównań do MJ-a pojawiają się odwołania do Magica Johnsona.

A do tego LeBron jest sympatyczny, wygadany i świetnie daje sobie radę przed kamerami. I ma nawet urokliwą niedoskonałość - odstające uszy. Jest spełnieniem marzeń specjalistów od marketingu. W ubiegłym tygodniu koncern Nike podpisał z Jamesem siedmioletni kontrakt wart 90 mln dol.

Sam LeBron jest chyba ciągle zapatrzonym w siebie dużym dzieckiem. Swój pokój oblepił plakatami - głównie Jordana, ale także Magica, Iversona, T-Maca, Kobe, no i samego siebie. Wymyślił sobie ksywkę - Król James. Często mówi o sobie w trzeciej osobie ("LeBron uważa, że..."). Po udanych slam dunkach dodaje sobie animuszu, pokrzykując: "fenomenalne zagranie Króla Jamesa!". Na urodziny dostał nowiutkiego Hummera H2 wartego 75 tys. dol. Na szczęście nie zapomina o kolegach - obiecał, że zaraz po drafcie kupi im wszystkim po samochodzie.

Gdzie trafi nasz bohater? Do drużyny, która przez tyle lat była symbolem przeciętniactwa. Drużyny, która kibicom kojarzy się głównie z fantastycznymi rzutami Jordana oddawanymi w ostatniej sekundzie, którymi MJ eliminował Cavaliers z rywalizacji. Drużyny, która w ubiegłym roku sprzedała swojego najlepszego gracza Andre Millera tylko po to, żeby fatalną grą zwiększyć swoje szanse na pozyskanie LeBrona. Ale James jest szczęśliwy, że tam trafi. Po pierwsze, Cleveland to jego rodzinne strony (stan Ohio). Po drugie, to najmłodsza drużyna w całej NBA. Ciekawe, czy Dajuan Wagner (20), LeBron, Darius Miles (21), Ricky Davis (23), Carlos Boozer (21) oraz Zydrunas Ilgauskas (27) będą rzeczywiście za kilka lat rządzić w NBA.

Kronika towarzyska

n New Jersey Nets wygrali dziesięć meczów z rzędu (w tym bez porażki zakończyli półfinał i finał konferencji, pokonując Boston i Detroit) i są ponownie w wielkim finale NBA. W tych dziesięciu meczach sprowadzony przed sezonem do Nets Dikembe Mutombo zagrał w sumie trzy minuty. Wcześniej tłumaczono, że trener Nets Byron Scott oszczędza Mutombo na Shaqa. Na co go teraz oszczędza - nie mamy pojęcia.

n Dallas Mavericks mieli w play off mnóstwo szczęścia. Najpierw podczas serii z Portland kontuzja wyeliminowała z gry obrońcę Blazers Dereka Andersona. Potem, podczas drugiego meczu przeciwko Sacramento, kontuzji kolana doznał lider Kings Chris Webber. Mavericks awansowali do finału konferencji. Tu los się odwrócił - kontuzji doznali gracze Dallas Dirk Nowitzki i Shawn Bradley i do wielkiego finału awansują zapewne San Antonio Spurs.

n Detroit Pistons pożegnali się z play off, ale nie martwią się wcale. W mało znaczącym (jak się wówczas wydawało) transferze przed sześcioma laty oddali do Grizzlies Otisa Thorpe'a za prawo do wyboru w drafcie. To prawo będą mogli wykorzystać w tym roku i los sprawił, że będą wybierali z numerem drugim. Joe Dumars wybierze zapewne Darko Milicicia, giganta z byłej Jugosławii, któremu wieszczy się karierę na miarę Garnetta i Novitzkiego. Po losowaniu Dumars powiedział: "Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Darko w akcji, musiałem odwrócić wzrok. Wiedziałem, że jest zbyt dobry, żeby się ostać do momentu, kiedy my będziemy wybierać, i nie chciałem, żeby pękło mi serce".

n Rudy Tomjanovich, od lat związany z Houston Rockets (dwa tytuły mistrzowskie), po 12 latach zrezygnował z funkcji trenera klubu. Oficjalna przyczyna to kłopoty ze zdrowiem, ale podobno Tomjanovich został do tej decyzji zmuszony przez właściciela klubu niezadowolonego z wyników utalentowanej drużyny (od czterech lat poza play off) i postępów (a właściwie ich braku) u Steve'a Francisa i Cuttino Mobleya.

n Jest taki młody człowiek - nazywa się Auri Allen. Ma 208 centymetrów wzrostu i waży 136 kg. Specjaliści już kreują go na następcę Shaqa. Wszystko pięknie, tylko że chłopiec ma dopiero 12 lat. Jeśli jednak zostanie kiedyś gwiazdą - pamiętajcie, że to tu przeczytaliście o nim po raz pierwszy.

Złota myśl

"LeBron James jest jak Neo z filmu "Matrix". Niektórzy sądzą, że jest Wybrańcem" - Rick Burton, specjalista od marketingu sportowego.

Michał Rutkowski, Paweł Wujec

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.