Stefan Tuszyński: Skok przez bramkę do Europy

W sobotę dzięki skoczkom narciarskim wskoczyliśmy do Europy. Pod takim hasłem odbył się na Legii mecz piłki nożnej między narciarzami i polskimi artystami.

Promował wejście Polski do Unii Europejskiej, a dochód z niego trafił na cele charytatywne. Zadał też kłam popularnym opiniom, że warszawiacy niechętnie chodzą na zawody sportowe. Wystarczyło, że znalazło się na murawie kilku odważnych, szczupłych facetów o farbowanych włosach, by na trybunach szalały tysiące nastolatek.

Promocyjnie impreza trafiona w dziesiątkę. Adam Małysz, polski bohater tego wydarzenia, oświadczył, że występ międzynarodowej drużyny pokazuje, iż w Europie jesteśmy już jedną rodziną. Powiedział to szczerze i z wiarą w swą rację. Nasz sportowiec i jego koledzy przekonali pewnie do UE wielu eurosceptyków, a może i kilku obywateli Unii przeciwnych jej rozszerzeniu o Polskę.

Nie wiem natomiast, czy przekonały rodziców 13-letniego Tomka, który w ubiegłym tygodniu zmarł po meczu na boisku w Wesołej. Złapał się poprzeczki ciężkiej bramki, która niczym nieprzymocowana do podłoża zwaliła mu się na głowę. Trzy dni po tragedii czytelnicy "Super Expressu" wskazali wiele innych miejsc, w których może dojść do podobnej tragedii.

20 lat temu sam byłem świadkiem podobnego zdarzenia, do którego doszło na obozie sportowym. Mój kolega Robert Kominiak, mistrz Polski w pływaniu, ćwiczył wymyk na poprzeczce bramki, bo szykował się na AWF. Także tamta bramka nie była umocowana i poprzeczka z całą siłą runęła mu na twarz. Robert przeżył, a to, że wygląda jak człowiek, zawdzięcza mieszkającej w Hiszpanii siostrze i tamtejszym chirurgom plastycznym.

Przez te 20 lat zmieniło się w tej kwestii tyle, że ogólnodostępnych, bezpiecznych boisk mamy w Polsce jeszcze mniej. Miasta i gminy nie mają pieniędzy, by takie miejsca były dostępne i nie stały się horrorem dla rodziców. Sobotni mecz na Legii wiążę nie bez przyczyny z tą sprawą. Warto, by ci, którzy organizują widowisko sportowe, by zachęcić do wejścia do Unii, sami ulegli refleksji o tym, gdzie nam do Europy w dostępności do sportu. Czy w Polsce są takie miejsca jak w Niemczech, Holandii czy Francji, gdzie dzieci po lekcjach mogą pograć w piłkę, kosza czy softball, a weekend spędzić z rodziną? Tam budowy miejskich kompleksów nie nakazała żadna Rada Europy, ale mądrość rządów i samych obywateli.

Nie spodziewam się, że u nas po wejściu do UE zmieni się coś w tej kwestii. Być może przepisy unijne zakażą jedynie stosowania niebezpiecznych bramek i wtedy zniknie kolejna porcja boisk. Ten postulat Warszawa już realizuje zresztą z powodzeniem. Choćby na Bródnie, gdzie w miejscu boisk, o które nikt nie dbał, stanęły mieszkalne plomby. Lub na Gocławiu, gdzie osiedla rosną jak grzyby po deszczu, a na jedynym piaszczystym, zrujnowanym boisku ma stanąć, o czym już plotkują mieszkańcy, stacja benzynowa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.