LM piłkarzy ręcznych. Jurkiewicz: Barcelona to Sarić, ale w Vive jest Szmal

- Sarić jest niemożliwy - mówi o bramkarzu Barcelony Mariusz Jurkiewicz. Rozgrywający Atletico Madryt spodziewa się, że w półfinale Final Four Ligi Mistrzów, w którym zmierzą się Barcelona i Vive Kielce błyśnie albo Bośniak, albo Sławomir Szmal. Relacja na żywo prosto z Kolonii w sobotę o godz. 15.15. w Sport.pl.

Łukasz Jachimiak: Twoje Atletico Madryt przegrało z Barceloną dwumecz o Final Four, choć u siebie wygraliście 25:20. Czego zabrakło w rewanżu, żebyś teraz szykował się do turnieju w Kolonii i prawdopodobnie półfinałowego starcia z Vive Kielce?

Mariusz Jurkiewicz: Sposobu na Danijela Saricia. Już od pierwszej akcji dawał w bramce swój koncert. Zaczęliśmy mecz, wypracowaliśmy sobie dobrą sytuację, mieliśmy czysty rzut z lewego rozegrania, a on spokojnie odbił piłkę. Za chwilę obroniliśmy się, wyprowadziliśmy kontrę, a ten niemożliwy Sarić "złapał" nam rzut z sześciu metrów. Między nami i nimi kluczowa różnica była w bramce. Długo analizowaliśmy później mecz, przekonaliśmy się, że wcale nie graliśmy tak źle, żeby przegrać 24:32, ale skoro w 20 minut rzuciliśmy tylko cztery bramki, to nie mieliśmy prawa oczekiwać, że Barca nam nie odjedzie.

Kilka dni później wygraliście z Barceloną 31:28 w półfinale Pucharu Króla. Czyli można.

- Można, kiedy Sarić gra po prostu normalny mecz, a nie niesamowity (śmiech). Zawsze ciężko pokonać i jego, i Arpada Sterbika. A kiedy wielki bramkarz ma swój dzień, to tak naprawdę niewiele możesz zrobić. O zmianie taktyki możesz myśleć, gdy nie potrafisz wypracować sobie sytuacji. Ale jeżeli marnujesz idealnie rozegrane akcje, jesteś zatrzymywany w sytuacjach sam na sam, w kontrach, w karnych, to stajesz się bezradny.

Barcelona ma Saricia i Sterbika, a Vive - Sławomira Szmala. Kapitan reprezentacji Polski będzie w stanie odebrać wiarę takim bombardierom mistrza Hiszpanii jak Siarhiej Rutenka?

- Sarić i Szmal to na pewno bramkarze z tej samej półki. Krótko mówiąc to światowa ekstraklasa. Ciekawe, który z nich będzie miał lepszy dzień.

Kto poza Szmalem może poprowadzić Vive do zwycięstwa? Mnóstwo pochwał za grę w Lidze Mistrzów zbiera Michał Jurecki.

- Jeżeli różnicę miałby zrobić jeden zawodnik, to tylko bramkarz. Michał może zacząć trafiać z 10. czy nawet z 12. metra, ale gdy ktoś robi coś takiego, wtedy zespoły takie jak Barca potrafią go zwyczajnie wyłączyć z gry. Pewnie, że sam Sławek nie da rady i wszyscy zawodnicy Vive muszą zagrać niemal idealny mecz, żeby wygrać. Myślę, że tak zagrają. Jestem przekonany, że to będzie bardzo zacięte spotkanie, a wygrają ci, którzy zachowają więcej spokoju w końcówce.

Powiedz szczerze - jesteś zaskoczony, że Vive dotarło tak wysoko czy spodziewałeś się tego, widząc, jak mocno w zespół inwestuje Bertus Servaas i jak pracuje z nim Bogdan Wenta?

- Wielkiej niespodzianki Vive nie sprawiło, bo od kilku lat konsekwentnie buduje markę szanowaną w Europie. Z Kielcami kontrakty podpisują coraz lepsi zawodnicy, widać, że jest pomysł na budowę zespołu. A w tym roku zaprocentowało pierwsze miejsce, jakie drużyna zajęła w swojej grupie. Dzięki temu miała lepsze losowania w 1/8 finału i w ćwierćfinale. Moje Atletico w 1/8 finału trafiło na mocny Berlin, a później na Barcelonę.

Jak Vive jest postrzegane w Hiszpanii?

- Ci, którzy interesują się piłką ręczną postrzegają zespół tak, jak mówię. Ale samym Final Four żyje praktycznie tylko prasa katalońska. Szału wokół wydarzenia nie ma, bo od Barcelony rok w rok po prostu wymaga się awansu do Final Four, a nawet oczekuje się trofeum. Za to bardzo się cieszę, że w Polsce tyle się o tym turnieju mówi. To fajne, że tyle się pisze o Vive i tak dużo się od drużyny oczekuje. Czasem aż boję się wejść do polskiego internetu (śmiech).

W zeszłym sezonie Barcelona nie awansowała do Final Four, bo w ćwierćfinale pokonała ją Kopenhaga. Myślisz, że Vive jest w stanie przebić osiągnięcie Duńczyków, którzy w Final Four zajęli trzecie miejsce?

- Dla mnie Vive już to zrobiło. Kopenhaga to był wielomilionowy projekt, zespół naszpikowany największymi gwiazdami jak król strzelców rozgrywek Mikkel Hansen, ludźmi ogranymi w Lidze Mistrzów, wygrywającymi już najważniejsze trofea. Bohaterem tamtej edycji było dla mnie Fuechse Berlin z Bartkiem Jaszką w składzie. Przed nimi wszyscy zdejmowali czapki z głów, bo oni dotarli do Final Four w swoim debiutanckim sezonie. A i w półfinale zagrali świetnie, mocno postawili się kilończykom [przegrali z późniejszym triumfatorem THW Kiel 24:25], byli o włos od finału. To oni byli największą niespodzianką, taką jak teraz Vive.

Mistrzowie Polski sprawią kolejną niespodziankę, pokonując najbardziej utytułowany klub Europy?

- Na pewno mogą to zrobić. W Barcelonie wcale nie grają nadludzie. Może im się zdarzyć gorszy dzień. Pewnie, że to Barca wystąpi w roli faworyta, ale w końcówce sezonu jeden słabszy mecz może się zdarzyć każdemu. Zwłaszcza kiedy się gra z innym znakomitym zespołem. Musimy podkreślić, że Vive jest taką drużyną. Na tym etapie rozgrywek naprawdę nie ma drużyny wyraźnie lepszej od reszty. W Kolonii nie będzie superfaworyta. To jest Final Four, czyli czas spotkań czterech ekip mających za sobą fantastyczny sezon. Barcelonie daje się większe szanse na zwycięstwo, bo ma dużo większe doświadczenie i jest jeszcze odrobinę lepsza niż Vive. Dlatego daję jej 51 proc. szans na finał, a Vive "tylko" 49 proc.

Wybierasz się do Kolonii?

- Grałem w dwóch ostatnich edycjach Final Four, dwa razy wystąpiłem w meczach o Puchar Europy, a teraz mam wakacje i przygotowuję się do meczów kadry. W tym roku Final Four to święto nie moje, tylko Kielc. Oczywiście będę za Vive trzymał kciuki, ale zamiast jechać do Kolonii, zajmę się swoimi sprawami.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

Więcej o:
Copyright © Agora SA